Okazuje się, że nawet postawienie domu w sąsiedztwie radaru wymaga uzgodnień z przedstawicielami resortu obrony narodowej. To oni czują się teraz głównymi gospodarzami terenu.
Wojna trwała długo
Stację radiolokacyjną, jedną z kilku tego typu w Polsce, postanowiono zbudować na potrzeby NATO. Miejscowi i włodarze gminy o projekcie dowiedzieli się ostatni.
Z opóźnieniem, ale doszło do paru spektakularnych protestów. Rolnicy blokowali m.in. drogę dojazdową do góry Rajmona i musiała interweniować policja. Powszechna była obawa przed szkodliwym promieniowaniem. Wysłannicy MON zapewniali, że takie niebezpieczeństwo nie istnieje.
Trochę wytargowali
Gmina domagała się rekompensat finansowych. Ostatecznie do samorządowej kasy trafiły milion złotych na remont dróg w pobliżu radaru i drugi - jako odszkodowanie za wycinkę drzew.
Innych roszczeń wojsko nie chciało uwzględniać. Stację wybudowano w błyskawicznym tempie, ale ciągle jest nieczynna.
- Trwają ostatnie testy - informuje Janusz Sejmej, rzecznik prasowy MON. - Prawdopodobnie to już kwestia najbliższych tygodni.
Biją po kieszeni
Wybudowanie radaru, zdaniem Mariusza Grygieńcia, wójta Szypliszek, przynosi jednak gminie straty.
- Okazało się, że wojsko nie pozwala, aby w ich sąsiedztwie powstały elektrownie wiatrowe. Byli chętni, lecz musieli zrezygnować - twierdzi. - To samo dotyczy masztów telefonii komórkowej. MON płaci rocznie zaledwie 50 tysięcy złotych podatku, chociaż powinno przynajmniej dziesięć razy więcej. W dodatku, bez ich zgody, w sąsiedztwie stacji nie można postawić żadnego budynku. To dla nas kiepski interes.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?