Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z rodziny muzułmańskiej przez scenę trafił na łono Cerkwi

azda
KS. Rustam Belov z parafii Zmartwychwstania Pańskiego w Bielsku Podlaskim Jego życie pokazuje, że Bóg swoje owieczki prowadza sobie tylko znanymi ścieżkami. Batiuszka cieszy się ogromną sympatią parafian, szczególnie tych z Parcewa. Zanim jednak jako duchowny trafił na tę parafię, przeszedł bardzo długą drogę...

Batiuszka wychował się w muzułmańskiej rodzinie, w Rosji...

Ks. Rustam Belov: Urodziłem się w 1969 r. w Moskwie. Moja mama pochodziła z tatarskiej rodziny i była muzułmanką. Ojciec pochodził z rosyjskiego rodu szlacheckiego i ochrzczony był w cerkwi. Przeszedł jednak na islam, gdy żenił się z moją mamą. Ale, aby dokładniej to wszystko zrozumieć, należy cofnąć się do dzieciństwa ojca. W latach 30., gdy tato miał 7 lat, jego ojca, a mego dziadka, rozstrzelano jako wroga rewolucji. Jego mama, a moja babcia, trafiła do gułagu. Mój ojciec jako małe dziecko miał zaś trafić do specjalnego domu dziecka dla wrogów narodu. Ale przyjaciele rodziny ukryli go i jako mały chłopiec wychowywał się w lasach. W wieku kilkunastu lat mój ojciec brał udział w wojnie jako sanitariusz. Opowiadał mi kiedyś, jak płynął statkiem przewożącym rannych i jednostka ta została ostrzelana przez niemieckie samoloty. Na własne oczy widział, jak pociski rozrywają ciała rannych oraz jego kolegów z pokładu... Ojciec bardzo dużo przeżył. Miał ogromną wiedzę, potrafił dobrze przemawiać, był też złotą rączką. Umiał zrobić wszystko - właściwie nic nie kupowaliśmy, bo on sam robił nam płaszcze i buty. Doświadczenia życiowe spowodowały, że nienawidził władzy socjalistycznej i hołubił wszystko, co było jej przeciwne. Mam wrażenie, że to rzutowało też na jego stosunek do religii. Była ona dla niego ważna o tyle, o ile była w opozycji do władzy. Pewnie dlatego tak łatwo - przed ślubem z moją mamą - przyjął islam. Jak mi później opowiadał, podobały mu się myśli Mahometa. Podkreślał też, że był przekonany, iż nie wyrzeka się Chrystusa. Zresztą o prawosławiu niewiele wiedział, bo i nikt mu tej wiedzy przekazał.

A jak wyglądało dzieciństwo batiuszki?

Rodzice byli artystami i pracowali w cyrku objazdowym. Tam też się poznali. Często jeździli po Rosji i za granicę. Mieszkałem więc z babcią, wujkami, ciociami i ich dziećmi. Bardzo miło to wspominam. W naszej rodzinie każde dziecko traktowane było jak własne. Zgodnie ze zwyczajem muzułmańskim - chodziłem do meczetu i uczestniczyłem w codziennych modlitwach.

Rodzice chcieli, aby ich syn również zrobił karierę artysty...

Gdy miałem 8 lat, posłali mnie do bardzo znanej wojskowej szkoły sportowej, a dwa lata później - do szkoły baletowej. Zrobili to z dwóch powodów. Po pierwsze, rzeczywiście marzyli, bym został tancerzem. Drugi powód był bardziej prozaiczny. Uczniowie tej szkoły nie musieli odbywać służby wojskowej. Później przepisy się zmieniły, więc poszedłem do wojska, ale to mniej istotne... Uczyliśmy się różnych tańców. Na egzaminie wykonałem kilkanaście.

Jako absolwent renomowanej szkoły miał batiuszka otwarte drzwi do kariery... Jak zostaliście duchownym?

Moje nawrócenie duchowe zaczęło się w szkole. Mieściła się ona poza Moskwą, więc mieszkałem na stancji. Rodzice mieszkali ze mną na zmianę. Gdy miałem 14 lat, ojciec zaczął ze mną rozmawiać o Bogu. Początkowo reagowałem na to z ironią, nigdy wcześniej takich rozmów nie prowadziliśmy. Wiedziałem, że Bóg istnieje i to mi wystarczało. Nie interesowałem się, czy jest to Allah, czy Bóg chrześcijański. Ale z ojcem porównywaliśmy Koran i Biblię. A jak już wspominałem, byłem w niego wpatrzony jak w obrazek. Bardzo łatwo przyjmowałem to, co mówił, tym bardziej, że miał on dar słowa i poczucie humoru. Właściwie nie wiem, co chciał osiągnąć tymi rozmowami. Czy chodziło mu o nawrócenie mnie na prawosławie, czy w ten sposób sprzeciwiał się komunizmowi. Było to na początku lat 80. W ZSRR oficjalnie obowiązywała wolność wyznania, ale władza promowała ateizm. Za praktyki religijne można było stracić pracę lub trafić do więzienia. Biblii nie można było nigdzie kupić ani skserować. Za jej posiadanie mogłem zostać wyrzucony ze szkoły. Ojciec fragmenty ewangelii czytał mi z biblii w języku niemieckim, bo tylko taką miał, i na bieżąco tłumaczył mi to na rosyjski. Haczyk, który tymi rozmowami zarzucił, chwycił chyba nawet bardziej, niż się spodziewał. Zainteresowałem się chrześcijaństwem. Wiedzę czerpałem z książek historycznych, w których Jezus i jego nauczanie opisywane były jako fragment dziejów. Ojciec, widząc to moje rosnące zainteresowanie religią, w pewnym momencie zaprzestał rozmów o wierze. Może nie spodziewał się, że wywołają one aż taki skutek... A ja coraz głębiej rozważałem: kim jestem, w co wierzyć i jaka religia zapewni mi zbawienie...

Nastąpiło cudowne nawrócenie?

Nie był to gwałtowny przełom. Od 15. roku życia regularnie odmawiałem modlitwy, oczywiście muzułmańskie. Dopiero później zacząłem uczyć się modlitw prawosławnych. W tym samym czasie zostałem tancerzem, robiłem karierę, występowałem w kraju i zagranicą. Jak każdy młody człowiek przeżywałem też pierwsze miłości. Jednak gdzieś w głębi serca nosiłem tę wątpliwość związaną z religią. Coraz silniej zastanawiałem się, kim chcę być. Ojciec reagował na to zachowawczo. Ale Chrystus jakoś mnie przyciągał. Robił to łagodnie, jakby na mnie czekał. Cerkwi nie znałem, byłem w niej może raz. Mimo to zdecydowałem, że chcę zostać prawosławnym. Chciałem przyjąć chrzest przed pójściem do wojska. Sprzyjała temu sytuacja polityczna, bo fakt ochrzczenia nie był już wpisywany do paszportu. Z punktu widzenia przyszłej kariery było to ważne, bo nie musiałem obawiać się problemów z wyjazdem za granicę. Sakrament odbył się potajemnie. Mama o niczym nie wiedziała. Wszystko załatwił znajomy ojca, który był psalmistą w cerkwi. Gdy wprowadzono mnie za ołtarz, poczułem wyjątkowe uczucie błogości... Zapach kadzidła i widok ołtarza wywołały we mnie poczucie spokoju i radości. Po raz pierwszy uczyniłem na sobie znak krzyża. Pięć dni później poszedłem do wojska. Gorliwie modliłem się codziennie. Pomimo różnych sytuacji, z którymi się spotykałem, czułem, że Bóg czuwa nade mną.

Ale w końcu matka batiuszki dowiedziała się, że jej syn zmienił wiarę, jak to zniosła?

Nie mówiłem jej o tym. Pójście do wojska sprzyjało utrzymaniu tajemnicy. Ale kiedyś, gdy na przepustce nocowałem w domu, mama rano weszła do mego pokoju i zauważyła na mojej szyi krzyżyk. Do dziś mam przed oczami jej zaskoczoną twarz. Spytała mnie wówczas: „Co to jest?”. A ja odpowiedziałem: „Symbol naszego zbawienia”. Słowa te zaskoczyły mnie samego. Nigdy ich wcześniej nie słyszałem, ani o nich nie czytałem. Ale sam Jezus mówił swym uczniom, by, gdy będą stawali przed sądami, nie martwili się o to, co powiedzieć, bo Duch Święty będzie przemawiał przez nich. Po tym zdarzeniu zaczęły się problemy między rodzicami. Pewnego dnia mama zauważyła, że się modlę po chrześcijańsku i... dostała zawału. Mimo wszystko chciałem gorliwie się modlić i jawnie wyznawać wiarę. Mój ojciec duchowy, którym został znajomy ojca, odwiódł mnie od tego. Powiedział mi, bym nie ukrywał swej wiary, gdy ktoś wprost o nią spyta, ale zbytnio się z nią nie obnosił. Jego samego, gdy był jeszcze osobą świecką, rodzina opuściła, bo zdecydował się przyjąć chrzest i służyć Cerkwi. Zgodnie z jego radą w domu nie nosiłem krzyżyka i modliłem się tak, by nikt nie widział. A gdy rozmowa z mamą schodziła na temat religii, żegnałem się w duchu i zawsze coś odrywało nas od tematu. W końcu doszło do tej rozmowy. Ale wtedy już mieszkałem i robiłem taneczną karierę w Polsce. Planowałem już ślub i byłem zdecydowany zostać batiuszką. Mama mnie otwarcie spytała, kim jestem, po raz pierwszy nie przeżegnałem się w myślach, bo uznałem, że już czas na tę rozmowę. Wyjaśniłem jej, że jestem chrześcijaninem i wezmę ślub w cerkwi. O tym, że jestem batiuszką, do dziś jej nie mówiłem...

Jak wyglądało przejście z kariery scenicznej do posługi ?

Myśl o tym, by zostać księdzem pojawiła się u mnie zaraz po chrzcie. Droga ku temu nie była prosta. Za czasów wojska Bóg trzymał mnie jakby pod czapką, ale później wystawił moją wiarę na próbę. Były to ostatnie lata przed upadkiem ZSRR. Kraj otworzył się na zachód. Pojawiły się też liczne pokusy... Nieprzyzwoite filmy, powszechne rozpasanie... Jednak wychowanie wyniesione z domu uczyniło mnie na to odpornym. Ale trzymałem się marzeń o sławie i karierze tancerza. Pragnęli jej też moi rodzice. Wstąpienie do seminarium, by ją przekreśliło, dlatego pochłonęło mnie życie świeckie. Modliłem się codziennie, ale do cerkwi prawie nie chodziłem. Rodzice, pomimo że po kłótniach się rozstali, wspierali mnie. Marzyłem o karierze w USA, ale ojciec poradził mi, bym wyjechał do Polski. Tu pomogła mi siostra, córka ojca z poprzedniego małżeństwa. To ona poradziła mi, bym spróbował sił w musicalu „Metro”. Umówiłem się na próbę, spodobałem się i zostałem przyjęty. Ale występowanie w musicalu było poniżej moich ambicji. W Rosji przywykłem do dłuższych i bardziej wyczerpujących występów. Tu czułem, że tracę formę i szansę na karierę. Pocieszenia zacząłem szukać w... cerkwi. Miałem dużo czasu, więc chodziłem do niej niemal codziennie. Znalazłem też swych opiekunów duchowych. Gdy zbliżyłem się do Cerkwi, moja kariera zaczęła się rozwijać. Znalazłem teatr swego życia - w Poznaniu. Przyjęto mnie tam jako zwykłego tancerza, ale z czasem zostałem głównym solistą. A to jest marzenie każdego tancerza! Ale już wtedy marzyłem o duchowieństwie. I któregoś dnia wyznałem ks. Warsonofiuszowi Doroszkiewiczowi, prorektorowi seminarium, że chciałbym zostać duchownym, ale nie mam czasu na studia. On mnie uświadomił, że mogę studiować zaocznie. To była śmieszna sytuacja, śpieszyłem się na pociąg do Moskwy, a on powiedział, abym napisał podanie o przyjęcie do seminarium. Podpisałem pustą kartkę, a on dopisał resztę. I tak dostałem się do seminarium.

I jak batiuszka łączył karierę na scenie i seminarium?

Jakoś to wychodziło. Część wykładowców godziła się, bym nie chodził na wszystkie zajęcia lub spotykał się z nimi indywidualnie. W teatrze też miałem miłą atmosferę. Pani dyrektor wiedziała, że jestem w seminarium, więc też szła na liczne ustępstwa.

W końcu jednak trzeba było powiedzieć stop i porzucić scenę.

To było nieuniknione. Miałem już trzydzieści parę lat, więc moja kariera miała się ku końcowi. Zacząłem się też wypalać. Występować na scenie nie wiązało się już z takimi emocjami jak kiedyś. Tuż przed moim odejściem z teatru miałem swój największy występ i otrzymałem wielkie owacje. Osiągnąłem to, czego pragnąłem, Bóg pozwolił mi spełnić marzenia. Najpierw to o karierze, później - o zostaniu batiuszką. Dwa lata po skończeniu akademii teologicznej otrzymałem święcenia.

...I trafił batiuszka do niewielkiej parafii w Bielsku Podlaskim...

I bardzo się z tego cieszę! Lubię być blisko wiernych. Niezmierną radość sprawia mi wspólna modlitwa. Podoba mi się również to, że podczas kazań patrzę wiernym w oczy.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna