Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Sejn do Medjugorie i Fatimy. 23-latek idzie pieszo, aby w sanktuariach maryjnych modlić się o pokój

Martyna Tochwin
Martyna Tochwin
Bez pieniędzy, karty kredytowej, zapasów jedzenia i ubrania, za to z gitarą, różańcem i... zestawem do strzyżenia wyruszył w połowie lipca na pielgrzymi szlak Jakub Karłowicz z Sejn. Do tej pory pokonał pieszo 2,5 tysiąca kilometrów

Z zawodu jestem golibrodą, męskim fryzjerem, więc w moim plecaku nie mogło zabraknąć nożyc, maszynki i grzebienia. Czasami strzygę tych, których spotykam na szlaku, bo tylko tak mogę fizycznie odwdzięczyć im się za pomoc, jaką od nich dostaję. Choć nie wszyscy chcą z tego skorzystać, bo - patrząc na moją czuprynę - nie dowierzają, że umiem dobrze obciąć włosy. No ale cóż, jak to mówią, szewc bez butów chodzi - śmieje się Jakub Karłowicz.

I dodaje: - Ale ten zestaw fryzjerski ma jeszcze jeden cel. Gdybym znalazł się w jakichś kłopotach, musiałbym zarobić np. na nowe buty czy ciepłą kurtkę, to mam w ręku konkretny fach i mogę dzięki niemu zarobić na życie wszędzie tam, gdzie zawędruję.

17 października minęły dokładnie trzy miesiące od chwili, gdy opuścił rodzinne Sejny. Tego dnia wyruszył na samotną pieszą pielgrzymkę. Jego celem są miejsca objawień maryjnych, w których Matka Boża przypomina o wejściu w prawdziwą relację z Jezusem Chrystusem oraz o pokucie jako zadośćuczynieniu za grzechy nasze i ludzkości. Jakub idzie, aby w tych miejscach modlić się o pokój na świecie oraz o wszystkie polecone intencje. Także te, które zbiera pod drodze.

Do tej pory modlił się już w polskiej Częstochowie i w sanktuarium w Medjugorie w Bośni i Hercegowinie. Przeszedł już Słowację, Węgry, Chorwację oraz wspomnianą Bośnię i Hercegowinę. Kilka dni temu, kiedy z nim rozmawialiśmy, akurat wędrował po północnych Włoszech - był między Padwą a Weroną. Dotychczas przeszedł prawie 2,5 tysiąca kilometrów. Dziennie pokonuje dystans od 30 do nawet 50 kilometrów! Jego kolejnym celem jest sanktuarium fatimskie w Portugalii.

- Nie mam żadnego konkretnego planu tej pielgrzymki. Chciałbym na pewno dojść do Fatimy. A co dalej? Wszystko w rękach Boga - mówi 23-latek. - Kiedy zaczynałem tę pielgrzymkę, założyłem sobie, że w jedną stronę pójdę pieszo, a wrócę na stopa. Ale dziś już wiem, że wracać też wolę pieszo. Mam wolę i siłę, żeby pielgrzymować na własnych nogach. Jak długo będę szedł, tego nie wiem. Ale wiem jedno, że chcę wrócić do Sejn na przyszłoroczne wakacje. Tak, żeby - jak co roku - móc pójść na pielgrzymkę z Suwałk do Wilna - mówi Jakub.

Wyruszył bez żadnego zabezpieczenia

Bo to właśnie piesze pielgrzymki do Wilna czy Częstochowy, na które chodzi odkąd skończył osiem lat, dały mu siłę, żeby wybrać się na szlak liczący nie kilkaset, a co najmniej kilka tysięcy kilometrów.

- Od dziecka pielgrzymowałem pieszo do różnych sanktuariów. Naszą rodzinną tradycją są też np. ekstremalne drogi krzyżowe, na które wyruszamy nocą raz w miesiącu. To wszystko mnie ukształtowało i sprawiło, że kondycyjnie jestem w dość dobrej formie - wyjaśnia.

Swoją samotną wędrówkę relacjonuje na blogu nieprzypadkowo zatytułowanym „Pod opieką Boga”. - Te słowa to dokładne znaczenie mojego imienia - tłumaczy Jakub.

Jak mówi, tę opiekę czuje na każdym kroku. Nawet chociażby przez samo to, że mógł pójść na tak wymagającą pielgrzymkę. - To, że mam taką pracę, którą mogę w każdej chwili zostawić, że mogę powiedzieć, że wyruszam i że wrócę gdzieś za rok też jest niesamowite. To, że wszyscy są dla mnie tak wyrozumiali, mili, serdeczni. To wszystko jest zasługą Pana Boga, Jego wolą - wyjaśnia.

Wyruszając z Sejn założył sobie, że nie będzie się w żaden sposób zabezpieczał na tzw. wszelki wypadek. Nie wykupił ubezpieczenia, nie wziął zapasowych butów ani ciepłej kurtki. Jego jedynymi pieniędzmi było 30 zł, które przypadkowo zawieruszyły się w kieszeni.

W drogę poszedł mając jedynie dokumenty, śpiwór, karimatę, Pismo Święte, różaniec, telefon i... gitarę. Na co dzień bowiem gra na gitarze i śpiewa w łomżyńskim rockowym zespole Tears in a Pocket.

- Idąc w takiej samotni człowiek ma dużo czasu na rozmyślanie, na refleksję i wtedy wena sama przychodzi. To wspaniały czas dla twórczości - przekonuje Kuba. - Poza tym gitara, jak się okazuje, jest świetnym pretekstem do zapoznawania się z ludźmi. Zdarza się, że moje rozmowy z kimś zaczynają się właśnie od gitary, od muzyki.

Tak było chociażby w Chorwacji. - Przechodziłem obok grupy ośmiu Szwedów, którzy akurat grali w tenisa. Jak zobaczyli moją gitarę, zagadali do mnie i poprosili, żebym im coś zagrał. Zaproponowali Boba Dylana albo Led Zeppelin, ale ja powiedziałem, że nie gram coverów i że mogę im zagrać coś swojego. Zagrałem i dostałem od nich za to 320 koron szwedzkich. To były moje pierwsze pieniądze w życiu, które zarobiłem grając na ulicy - śmieje się Jakub.

W swojej drodze całkowicie zdaje się na Pana Boga. Wyruszając, zawierzył się Opatrzności. I po trzech miesiącach wędrowania nie ma nawet cienia wątpliwości, że Bóg nieustannie nad nim czuwa.

- W pewnym momencie porwał mi się pokrowiec na gitarę. Powiedziałem sobie wtedy: „Boże, spraw, żebym jakoś zdobył nowy”. I jeszcze tego samego dnia spotkałem ma swojej drodze księdza, który podarował mi swój pokrowiec - opowiada. I zapewnia: - Takich sytuacji jest dużo więcej. Wszystko, o co poproszę Boga, jest mi dane. Po prostu. To są takie małe cuda, które dzieją się codziennie. Pan Bóg nade mną czuwa. A wystarczą krótkie słowa wypowiedziane z ufnością: „Jezu, Ty się tym zajmij”.

Noce pod gołym niebem

Tak jest też np. z jedzeniem. Wychodząc z domu nie wziął zapasów konserw ani picia. Pieniędzy, za które mógłby coś kupić, też nie. Mimo to, jak zapewnia, nie było ani jednego dnia, żeby musiał martwić się o to, że nie będzie miał co jeść czy pić.

- Przypadkowi ludzie, których spotykam na swojej drodze, dają mi pieniądze na jedzenie. Czasami zabierają mnie na zakupy do sklepu. Dzięki nim mam wszystko, czego potrzebuję - przyznaje.

Zresztą, o spotkanych dotychczas ludziach mógłby mówić godzinami. Spotkał ich tak wielu, że nawet trudno mu wszystkich mu wyliczyć.

- Są niesamowicie serdeczni - podkreśla. - Gdy opowiadam im o sobie, o swoim pielgrzymowaniu, o celu, który mi przyświeca, to chętnie pomagają. Nie tylko karmią, ale też pozwalają u siebie przenocować. Po to, żebym w wygodnym łóżku mógł nabrać sił na kolejne dni wędrówki. W ramach wdzięczności staram się modlić za tych ludzi, bo to jest moim priorytetem. Wiem, że Pan Bóg postawił ich na mojej drodze właśnie po to, bym się za nich modlił i wziął od nich intencje.

Choć, jak przyznaje, nie zawsze śpi pod dachem. Czasami jego sufitem jest rozgwieżdżone niebo.

- W miejscowościach, w których mam nocować, swoje pierwsze kroki kieruję do kościołów - opowiada. - Gdy są otwarte, spotykam tam ludzi świeckich, osoby duchowne. To one najczęściej oferują mi wikt i opierunek. Ale bywa, że wokół świątyni jest pusto. Tak było np. ostatnio we Włoszech. Było już ciemno, kościół był pozamykany. Znalazłem więc w pobliżu jakieś ławki, obok była nawet umywalka i tam spędziłem noc. Na szczęście noce tutaj są na tyle ciepłe, że takie spanie pod gołym niebem jest możliwe. Poza tym, ja naprawdę lubię czasem przespać się pod chmurką - przyznaje.

Przypomina też historię z węgierskiego miasteczka Kadarkut, gdzie noc spędził na... stateczku dla dzieci. - Zasypiałem w widokiem na maszt, w górze gwiazdy, nic nie zapowiadało, że będzie padać. Niestety, w nocy zaczęło lać. Poczułem się jak na jakimś rejsie. Szybko pozbierałem rzeczy do plecaka i usiadłem pod jakiś daszek. Wtedy podjechała do mnie policja i mnie wylegitymowała. Ale jak zobaczyli, że Polak, to tylko się uśmiechnęli. Wiadomo - Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki - śmieje się.

Na swojej drodze spotyka też wielu Polaków. Tak było np. w Medjugorie, do którego dotarł 12 września, w dniu imienin Matki Bożej. To tam trafił pod skrzydła „pielgrzymkowej mamy”, czyli pani Sydonii, która przebywała tam razem z polska grupą z Grodziska.

- Gdy stałem w kolejce do konfesjonału, żeby się wyspowiadać, podeszła do mnie i zapytała: masz gdzie spać? Ja na to, że nie. A ona do mnie, no to już masz. Pani Sydonia zaadaptowała mnie do swojej grupy. Dzięki temu pospałem sobie w hotelu. Miałem codziennie śniadanie, obiad i przede wszystkim wspaniałe towarzystwo, które się o mnie zatroszczyło. Dzięki pani Sydonii mogłem wzbogacić się duchowo, wypocząć, najeść i jeszcze do tego pozwiedzać - opowiada.

I przypomina jeszcze jedną historię z Polakami: - Będąc gdzieś w Chorwacji rozmawiałem przez telefon. I nagle jacyś państwo - słysząc polski język - podeszli do mnie. Okazało się, że pochodzą z Krakowa i zmierzają właśnie do Medjugorie. Dali mi swoje intencje modlitewne, poczęstowali mnie kanapkami z polskim pieczywem z pysznym mięskiem. Dzięki nim miałem polskie śniadanie w Chorwacji. I jeszcze dodatkowo wsparli mnie finansowo. To było naprawdę piękne spotkanie rodaków.

Święty uśmiechnięty to jego wizytówka

Przemierzając Europę spotyka ludzi różnych narodowości. Najczęściej stara się dogadać z nimi po angielsku. Chociaż nie zawsze jest to łatwe.

- Nie wszyscy znają przecież angielski. Czasami jest naprawdę ciężko - przyznaje. - Ale wtedy z pomocą przychodzi translator Google w telefonie - dodaje ze śmiechem.

Mówi, że dzięki temu, że przemierza różne kraje i musi porozumiewać się w różnych językach, słowo „pielgrzym” umie odmieniać w niemal każdym języku. - To słowo klucz. Idąc do danego kraju zawsze sprawdzam, jak będzie brzmiało w ich języku. To bowiem słowo, które zawsze wypowiadam jako pierwsze. Gdy ktoś to słyszy, widzi na mojej szyi różaniec, od razu już wie z kim ma do czynienia.

Jakub stara się też zdobywać serca napotkanych ludzi swoim uśmiechem i serdecznością. Jego mottem są bowiem słowa św. Jana Bosco „smutny święty to żaden święty”.

- Jestem uśmiechnięty, pogodny. Chcę być taki, jak pierwsi chrześcijanie. Oni często byli biedni, nie mieli majątków, a mimo to z ich twarzy biła prawdziwa, szczera radość. Staram się ich w tym naśladować. Chcę zerwać ze stereotypem chrześcijanina, katolika, który jest smutny, zadumany, ponury. Wiem, że Bóg mnie kocha, więc dlaczego nie mam być szczęśliwy? - pyta retorycznie.

Jego piesza pielgrzymka szlakiem maryjnych sanktuariów nie jest pierwszą taką wyprawą. Jako 19-latek przez trzy i pół miesiąca wędrował już pieszo Szlakiem św. Jakuba do Santiago de Compostela w Hiszpanii.

- Tamta wyprawa była zupełnie inna - wspomina. - Wtedy niemal każdego dnia przeżywałem załamanie, czułem, że upadam. Bałem się, czy starczy mi sił, aby iść dalej, czy podołam, czy dojdę. Ale to właśnie tamta pielgrzymka dała mi siły, żeby spróbować po raz kolejny, tym razem zajść jeszcze dalej. Teraz jest zupełnie inaczej. Nie mam żadnych chwil zwątpienia. Jestem szczęśliwy, w pełni pokładam ufność w Bogu, wiem, że wszystko będzie dobrze. To, żeby znów wyruszyć, było moim pragnieniem, które musiałem spełnić - mówi Jakub.

Nie tylko on jest spokojniejszy. Jego rodzina, zwłaszcza mama, też.

- Gdy szedłem do Santiago de Compostela, mama bardzo się o mnie bała, martwiła się - wspomina. - Teraz, choć też oczywiście to przeżywa, to wiem, że jest już spokojniejsza.

Jakub sam o sobie mówi, że jest osobą duchową, choć nie duchowną. I głęboko wierzącym człowiekiem, praktykującym nie tylko od święta. Ale przyznaje, że nie zawsze tak było. I że był czas, gdy - jako nastolatek - był daleko od Boga.

- W pewnym momencie to Matka Boża pokazała mi drogę do Jezusa. Dlatego właśnie idę do sanktuariów maryjnych. Żeby złożyć jej hołd i podziękować za wszystko - mówi. I dodaje: - Idąc każdego dnia przekonuję się, że naprawdę mogę wszystko. Ale to nie jest moja zasługa, to łaska. Mojej zasługi w tym nie ma w ogóle. Bo wiem, że sam z siebie nie mogę nic. To Pan Bóg mnie wspiera i mi pomaga.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna