Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za młoda żeby żyć czy żeby... umrzeć?

Kazimierz Radzajewski
– Monieckie pogotowie nie chciało ratować mojej żony – twierdzi Józef Kulesza ze wsi Kulesze. – Mam na to dowody.
– Monieckie pogotowie nie chciało ratować mojej żony – twierdzi Józef Kulesza ze wsi Kulesze. – Mam na to dowody. K. Radzajewski
Mońki.Tylko szybka reakcja męża uratowała Bogusławę Kuleszę z podmonieckiej wsi Kulesze przed niechybną śmiercią, gdy dyspozytorka z pogotowia odmówiła wyjazdu karetki do tracącej przytomność kobiety. "Jest za młoda..." - usłyszała w słuchawce prosząca o pomoc córka. - Za młoda żeby żyć czy umrzeć - pyta Józef Kulesza, mąż 57-letniej Bogusławy. To on sam zawiózł żonę do szpitala i tym samym uratował jej życie.

Do zdarzenia, które mogło zakończyć się dramatem, doszło w przedświąteczny wtorek po południu.
- Żona jest chora na serce i tego dnia kilka razy traciła przytomność. Około godz. 17 jej stan pogorszył się, więc córka zadzwoniła na pogotowie. To była dziwna rozmowa, bo dyspozytorka zlekceważyła prośbę o pomoc. Powiedziała, że karetki nie ma i poleciła kontakt z lekarzem rodzinnym. Usłyszeliśmy jeszcze tylko, że moja żona... jest za młoda - relacjonuje zdarzenia Józef Kulesza.
Godziny strachu
Zdenerwowany rolnik nie szukał już pomocy u lekarza rodzinnego, bo na jego przyjazd musiałby czekać do wieczora. Postanowił swoim autem zawieźć żonę do szpitalnego ambulatorium.
- Tam okazało się, że stan mojej żony wymaga natychmiastowej interwencji kardiochirurgów, a takiego oddziału w Mońkach nie ma. Szpital wezwał karetkę z Białegostoku i ta pojawiła się w ciągu pół godziny. Lekarze ze szpitala MSWiA uratowali życie żonie, bo jeszcze tego samego dnia wszczepili jej elektrodę podtrzymującą akcję serca - mówi Kulesza.
To była pomoc doraźna, bo jak wynika z karty informacyjnej pacjentki, w środę wszczepiono jej stymulator serca. Bogumiła Kulesza spędziła Wielkanoc już we własnym domu. Jej rodzina ma jednak żal do pracowników monieckiego pogotowia, że ci nie chcieli przyjść z pomocą.
Trzeba umieć alarmować!
Sprawdziliśmy, jak tego - pechowego dla Kuleszów - dnia przebiegał dyżur pogotowia. "Pacjentka czuje się słabo od rana, ma wymioty. Polecono kontakt z ambulatorium w szpitalu. Osoba dzwoniąca rozłączyła się" - napisała dyspozytorka monieckiego pogotowia w książce wezwań.
- To była prawidłowa reakcja. Z wezwania nie wynikało zagrożenie życia. Nie sądzę, by dyspozytorka użyła stwierdzenia "za młoda" - a jeśli już, to zapewne w kontekście wieku, który pozwala na samodzielne szukanie pomocy u lekarza - powiedziała nam Ewa Kościukiewicz- Chomiuk, kierownik pogotowia.
- Ludzie w stresie wypowiadają wiele kwestii bez związku z wezwaniem, histeryzują, czasem złorzeczą, ale rzadko podają precyzyjne informacje o stanie chorego - tłumaczy dyspozytorka pełniąca dyżur.
Józef Kulesza nie zamierza zostawić sprawy samej sobie. Napisze skargę do dyrektora Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego.
- Nie daruję im braku serca do chorego - mówi Kulesza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna