Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabiła z zimną krwią. Naciskała stopami na gardło nieprzytomnego męża

Tomasz Kubaszewski [email protected]
– Pamiętaj, odwiedź moje dzieci! – takimi słowami Teresa I. zwróciła się w sądzie do znajdującej się na sali znajomej. Sama długo ich nie zobaczy, bo będzie musiała odsiedzieć wyrok.
– Pamiętaj, odwiedź moje dzieci! – takimi słowami Teresa I. zwróciła się w sądzie do znajdującej się na sali znajomej. Sama długo ich nie zobaczy, bo będzie musiała odsiedzieć wyrok.
Co chwilę sprawdzała, czy wciąż oddycha. Na moment przerwała, bo w pokoju obok zapłakało jedno z dzieci. Uśpiła je i wróciła do męża. Chodziła mu po szyi, aż zmarł.

Kiedy Teresa I. stoi przy ławie oskarżonych, jest niewiele wyższa od siedzących obok policjantów. Nawet przewodniczący składu orzekającego pozwolił sobie na uwagę, że trudno uwierzyć, aby tak filigranowa osoba dokonała aż tak makabrycznego zabójstwa.

Teresa I. wątpliwości nie pozostawia:
- Przyznaję się do winy - przed sądem potwierdziła to samo, co wcześniej mówiła prokuratorowi.

Potem opowiedziała historię swojego życia. Wynikało z tego właściwie, że mąż "zarobił" na swoją śmierć.

A nogi mam mocne...
Suwalski sąd będzie wkrótce decydował nie tyle o winie, bo ona nie podlega dyskusji, lecz o wysokości kary. 36-letniej Teresie I. grozi nawet dożywocie. Może jednak znajdą się okoliczności łagodzące...

W czerwcu ubiegłego roku ta zbrodnia wstrząsnęła nie tylko Suwałkami. Bo nie dość, że żona zabiła męża, to w dodatku w tak makabrycznych okolicznościach.
Tego dnia oboje pili wódkę. On miał się jej czepiać. Mocno go więc popchnęła. Za trzeźwy nie był, więc poleciał na podłogę. Wyrżnął o nią głową i stracił przytomność.

- Wpadłam w jakiś szał - opowiadała ona. - Chodziłam mu po tej szyi w tę i z powrotem. Przestawałam tylko po to, by sprawdzić, czy jeszcze oddycha.
Gdy zmarł, sama zatelefonowała na policję.

- Zabiłam męża - powiedziała.

Policja przyjechała natychmiast.

- Wyglądała na w miarę spokojną - zeznawał funkcjonariusz. - Opowiedziała, jak to było. Stwierdziła, że uciskała szyję mężczyzny, ile tylko miała sił. "A nogi mam mocne, bo kiedyś uprawiałam kolarstwo" - chwaliła się.

Ratownik z pogotowia określił zachowanie kobiety jako "nienormalne".
- Nie wyrażała żadnej skruchy - mówił. - W pewnym momencie stwierdziła coś takiego, że "wreszcie to zrobiła".

Z nożem przy szyi
Małżeństwem byli siedem lat.

- Owszem, za kołnierz nie wylewali, ale to taka normalna rodzina była - opowiadali sąsiedzi. - Nie było słychać, aby za często się kłócili, dbali o dzieci.
Mieli ich troje. W chwili zabójstwa najmłodsze skończyło kilka miesięcy, najstarsze - cztery lata.

On chorował psychicznie. Ale się leczył. Pracowali oboje.

- Mąż był o mnie strasznie zazdrosny - mówiła przed sądem Teresa I. - Chciał, żebym w ogóle nie wychodziła z domu. Wściekał się, kiedy postanowiłam pójść do pracy. Mówił, że sprzątanie i sadzenie kwiatków, a takie prace wykonywałam, to jeden wielki obciach.

Kobieta twierdzi, że mąż był agresywny. Wyzywał, brał się do bicia, straszył nożem.
- Raz odbił mi nerkę - mówiła. - A przystawianie noża do szyi było niemal na dziennym porządku.

Odchodziła parokrotnie. W 2008 roku złożyła nawet pozew o rozwód. Ale go wycofała.

- Groził, że odnajdzie i mnie, i dzieci, i nas wszystkich pozabija - argumentowała.
Wszystko to działo się w czterech ścianach ich domu.

- Bił mnie wtedy, gdy byliśmy sami - mówiła Teresa I.

Nawet jej nie oddał...
Większość świadków jest jednak innego zdania:

- To ona w tym związku była bardziej agresywna - opowiada jeden z nich. - Raz uderzyła go przy wielu ludziach w twarz. A ten nawet jej nie oddał...
Rodzina zamordowanego mężczyzny ma swoją wersję tego, co działo się w domu rodziny I.

- Marek opowiadał, że biła go i wyzywała - zeznawała krewna, która jest z zawodu pielęgniarką. - Mówił też, że go zdradza, że pije i sprowadza facetów do domu.
- Siostrę chciała potraktować tasakiem i żeby się nie uchyliła, to by pewnie dostała - mówiła z kolei siostra zamordowanego. - On był w niej ślepo zakochany. Pozwalał niemal na wszystko i na nic nie reagował.

Ale malutkie dzieci za ojcem nie przepadały.

- Mówiły o nim per ch... - twierdziła znajoma rodziny. - Nigdy zresztą nie używały słowa "tata". Jeśli już mówiły, to: "ojciec".

Najstarszy chłopczyk widział najprawdopodobniej, jak matka tego ojca mordowała. "Udusić ojca, udusić ojca" - miał potem powtarzać. Albo - "Niunia dusi ojca". "Niunia", bo tak jej mąż się do niej zwracał.

Trójka maluchów znalazła się w rodzinie zastępczej. Ojca już nie mają, matki zapewne szybko nie zobaczą.

Czemu zabiłam? Nie wiem.
Proces przed suwalskim sądem może zakończyć się nawet w przyszłym tygodniu. Tutaj skomplikowanego postępowania dowodowego przeprowadzać nie trzeba. Pozostaje tylko kwestia wymiaru kary.

Z jednej strony - zeznania świadków, z których wynika, że Teresa I. nie przechodziła żadnej rodzinnej gehenny, z drugiej - świadomość, iż królestwem domowych oprawców są cztery ściany ich mieszkań. Im są one grubsze, tym mniej wydostaje się na zewnątrz. Ten dylemat suwalski sąd będzie musiał wkrótce rozstrzygnąć.

Teresa I. zapytana wprost, dlaczego zabiła swojego męża, odpowiedziała: Nie wiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna