Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamiatanie Lecha

A. Zgiet
Prezes Szymczukiewicz zajął stołek po Jerzym Pszczole i Krzysztofie Putrze. Teraz o działalności obu zamierza powiadomić prokuraturę.
Prezes Szymczukiewicz zajął stołek po Jerzym Pszczole i Krzysztofie Putrze. Teraz o działalności obu zamierza powiadomić prokuraturę. A. Zgiet
Białystok. Dziś do prokuratury wpłynie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez były zarząd białostockiej spółki "Lech"; oraz część jej kierownictwa. To efekt audytu, przeprowadzonego niedawno w "Lechu"

O swoich zamiarach poinformował w czwartek Janusz Szymczukiewicz, prezes spółki "Lech" w Białymstoku.
- Jako osoba zarządzająca majątkiem publicznym czuję się zobowiązany do zawiadomienia prokuratury. Mamy podejrzenia, że przez wiele lat w spółce dochodziło do niegospodarności, zaniechań, zaniedbań i działania na szkodę spółki.
Według prezesa chodzi o lata 2002-2006, czyli okres, gdy na czele "Lecha" stał Krzysztof Putra, a potem Jerzy Pszczoła.
Szymczukiewicz pytany, czy nie można było z doniesieniem poczekać do zakończenia kampanii wyborczej, by nie narażać się na zarzut psucia wizerunku liderowi PiS-u Krzysztofowi Putrze, odparł: - Pytałem o to prawników. Twierdzą oni, że ciąży na mnie obowiązek niezwłocznego powiadomienia organów.
Prezes odpowiedział też na pytania związane ze złożonym w prokuraturze przez radnego Zbigniewa Nikitorowicza zawiadomieniem o możliwości popełnienia przestępstwa przywłaszczenia przedmiotów należących do spółki "Lech" przez Krzysztofa Putrę:
- Jest protokół zniszczenia zestawu komputerowego, sporządzany, o ile pamiętam, w okresie, gdy pan Putra odchodził z "Lecha", a stanowisko prezesa przejmował Jerzy Pszczoła. Natomiast aparat fotograficzny był na stanie spółki, a teraz go nie ma. Przygotowujemy pismo do pracownika, który przyjął ten aparat na stan. Może wyjaśni nam, co się stało ze sprzętem. Chodzi o Rafała Rudnickiego. Na nim ślad po aparacie się urywa.
Rafał Rudnicki, białostocki radny miejski, potwierdza, że jako pracownik "Lecha" miał aparat na stanie: - Gdy odchodziłem z "Lecha", ten aparat był w spółce. A co się z nim dalej stało, nie mam pojęcia - mówi.
- Dwóch rzeczy nie ma w spółce: aparatu i komputera - mówi Nikotorowicz. - Prokuratura powinna ustalić, kto w tej chwili ma je w swoim posiadaniu: pan Putra czy jego pracownicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna