MKTG SR - pasek na kartach artykułów

„Zza kulis Orlen Teamu”. Bartosz Zmarzlik: Kondycję szlifowałem na Teneryfie. Na rowerze [FELIETON]

Bartosz Zmarzlik
fot. szymon starnawski / polska press
fot. szymon starnawski / polska press Szymon Starnawski
Do sezonu 2022 przystępowałem jako wicemistrz świata, więc ambicja oczywiście nakazuje ponownie powrócić na żużlowy szczyt. Zimą jeszcze mocniej pracowałem zarówno nad sobą, jak i nad sprzętem, aby móc się cały czas rozwijać, żeby nic nas nie zaskoczyło od pierwszych startów w Grand Prix, ale nie tylko. Tradycyjnie już wybrałem się ze znajomymi na Teneryfę, gdzie codziennie urządzaliśmy sobie naprawdę długie, rowerowe przejażdżki. Uwielbiam rower, jeśli mam ćwiczyć kondycję – a to oczywiście nieodzowny element treningu – to zdecydowanie wolę przejechać nawet mnóstwo kilometrów niż biegać.

Przygotowania były więc solidne, czyli takie, jak być powinny. A za mną w tym momencie – już pięć rund mistrzostw świata, po których jestem liderem cyklu. Trzeba jednak powiedzieć sobie szczerze, że każde zawody to ciężka praca wykonywana przez cały mój team. Chłopaki dają z siebie sto procent, by moje motocykle były zawsze dobrze przygotowane. Wiedząc, że mam przy sobie takich świetnych fachowców jeżdżę ze spokojną głową… W takich okolicznościach, jakkolwiek zabrzmi to banalnie, ja także mogę dać z siebie wszystko.

Co do Grand Prix, to cykl zacząłem najlepiej jak się dało, bo od zwycięstwa w Gorican, w Chorwacji. Pierwsze zawody zawsze są trudne, bo nigdy nie wiadomo, czy to nad czym pracowało się tyle czasu po prostu wypali. Na szczęście udało się wszystko dopiąć w taki sposób, że na koniec na podium usłyszałem Mazurka Dąbrowskiego, co oczywiście było fantastycznym uczuciem. Wszystko ułożyło się… nawet lepiej niż po mojej myśli, gdyż do tej pory nie miałem okazji wygrywać inauguracyjnych zawodów. Zawsze te turnieje były dla mnie dziwne, trudne. Dobre wejście w ten cykl pozwoliło mi uwierzyć, że będzie dobrze i w takich nastrojach podchodziłem do kolejnych zawodów w Warszawie, przy pełnym PGE Narodowym.

Warszawę wspominam do teraz, bo całe zawody układały się po mojej myśli, ale niestety w półfinale popełniłem błąd, który kosztował mnie awans do wielkiego finału. Ale co mogłem wtedy zrobić? Po prostu pomyślałem: no trudno, sezon jest długi, zostało jeszcze osiem rund, więc jeszcze nic złego się nie stało.

Praga... No cóż, tutaj przez cały wieczór o wszystkim decydował start. Niestety, w najważniejszym momencie, czyli półfinale ten start przegrałem i na dystansie nie byłem w stanie nic już zrobić. Dwa odpadnięcia w półfinałach na pewno trochę mnie podrażniły. Chciałem w końcu stanąć na podium, wrócić do dobrego ścigania, ale wiedziałem też, że muszę być cierpliwy, a wyniki – po prostu przyjdą.

Później pojechaliśmy do Niemiec, gdzie w sumie zawsze dobrze się ścigałem. Warunki na torze były baaaardzo trudne, przez całe zawody składając się w łuk dosłownie skakaliśmy po torze, dlatego drugie miejsce w takim układzie przyjąłem bardzo dobrze. Ba, nie ma co ukrywać, że byłem po prostu szczęśliwy. Bo to wtedy tak naprawdę wróciliśmy na właściwe tory.

Ostatnie Grand Prix, domowe Grand Prix w Gorzowie, to już zupełnie inny temat. Jazda przed swoją publicznością zawsze mnie motywuje do jeszcze bardziej zaciętej walki; chcę pokazać, że dla tych kibiców jestem w stanie zrobić naprawdę najwięcej, jak tylko się da. Po raz kolejny warunki nie były idealne, bo tuż przed zawodami spadł ulewny deszcz i początek rywalizacji to była bardziej walka z torem niż rywalami. Później jednak trzeba było zacisnąć zęby i walczyć dalej. W efekcie dało to trzecie miejsce i dużo punktów do klasyfikacji generalnej.

Szczerze mówiąc, nie analizuję tabeli Grand Prix. Wiem, że jestem liderem, wiem, że mam trochę punktów przewagi, ale skupiam się wyłącznie na sobie i chcę w każdych zawodach jechać jak najlepiej. Za moimi plecami w tej chwili są sami fantastyczni zawodnicy - tylko tacy zresztą startują w mistrzostwach świata. Nie można nawet na chwilę tracić koncentracji, ponieważ oni są w stanie te błędy wykorzystać i zbliżyć się do mnie w generalce; taka jest prawda.

Do końca jeszcze kilka turniejów i w każdym można dużo zyskać, ale też sporo stracić. W Grand Prix liczy się równa - oczywiście wysoka - dyspozycja. W zeszłym roku wygrałem 5 rund i nie zostałem mistrzem świata. Może w tym roku do triumfu będzie potrzeba mniej zwycięstw? Mam jednak świadomość, że do tego jeszcze daleka droga...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Julia Szeremeta: "Oby mój sukces przyniósł pieniądze do boksu"

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna