Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

29-letni białostoczanin i dwóch Rosjan jechali rowerami po śladach pamięci

arch. pryw
Syberyjskie mrozy dały się uczestnikom wyprawy we znaki. Przy minus 40 stopniach C w rowerach wysiadały hamulce. Słabo działały też przerzutki, dętki  samoistnie pękały...
Syberyjskie mrozy dały się uczestnikom wyprawy we znaki. Przy minus 40 stopniach C w rowerach wysiadały hamulce. Słabo działały też przerzutki, dętki samoistnie pękały... arch. pryw
Smarowałem się tłuszczem niedźwiedzim, nakładałem kilka par rękawic i w drogę... - mówi Krzysiek Suchowierski z Białegostoku, który przez trzy miesiące jeździł rowerem po zamarzniętej Syberii, w rozmowie z Urszulą Krutul.

Kilkanaście dni temu wróciłeś z zimowej podróży rowerem po Syberii. Przez trzy miesiące pedałowałeś po bezdrożach Jakucji. A wszystko po to, by przywołać pamięć ofiar sowieckich represji z lat 30. i 50.?

- Tak, chcieliśmy upamiętnić ofiary sowieckich represji. Podróżowaliśmy w ramach międzynarodowego projektu "Drogami Pamięci. Międzynarodowa Ekspedycja Rowerowa SAHA (Jakucja) 2014". Spotykaliśmy się z uczniami różnych szkół i studentami, mówiliśmy o tamtych czasach. Starsze osoby dobrze je pamiętały, a młodzi - niekoniecznie. Opowiadaliśmy o gułagach i ludzkich losach. Ja sam mówiłem o zsyłkach Polaków na Sybir. Kto wie, może udało nam się poruszyć niektórych i sprowokować do refleksji... To był nasz cel.

Podczas tej rowerowej wyprawy zdarzało się, że jechaliśmy po ludzkich kościach, zakopanych gdzieś pod ziemią. Człowiek ma wtedy dziwne myśli. Z jednej strony otacza go piękna przyroda, a z drugiej obcuje ze śmiercią.

Podróżowałeś z dwoma Rosjanami.

- Tak. Pierwszy z nich to Iłan Czeczniew z Tomska - organizator tej ekspedycji. Spotkałem go podczas mojej poprzedniej, samotnej wyprawy rowerem po Syberii. Drugi Rosjanin to Igor Kowalczuk, który - tak jak i ja - dużo podróżuje rowerem. Przed naszą wyprawą przez pół roku jeździł po Azji. Była jeszcze z nami fotografka Oksana, koordynatorka projektu, która poruszała się samochodem i dokumentowała wyprawę.

Co z tej ekspedycji najbardziej utkwiło ci w pamięci?

- Ludzie mieszkający na Syberii i ich gościnność. O taką otwartość na drugiego człowieka trudno na zachodzie Europy. Tam nikt nie bał się wpuścić nas do domu. Zapadła mi w pamięć szczególnie jedna sytuacja: kiedy już wracaliśmy, natknęliśmy się na kierowcę, który wiózł z piekarni chleb. Bochenki były policzone i zatwierdzone do sprzedaży w sklepach. A on i tak postanowił dać nam na drogę kilka z nich. Podjechał też do sklepu, kupił nam konserwy, dał zapałki i czajnik, żebyśmy mogli zagotować wodę na herbatę. Być może ta niezwykła gościnność wynika z surowości klimatu...

Podróżowaliście w temperaturach sięgających minus 50 stopni Celsjusza. Jak teraz czujesz się w upalnym Białymstoku?

- (Śmiech) To nie jest tak, że nie lubię ciepła. Lubię. Za to nie cierpię gorąca. Ale na samym początku, jak tylko wróciłem do Białegostoku, ciągle jeszcze odczuwałem tamto syberyjskie zimno. Myślę, że przez te trzy miesiące podróży mój organizm wchłonął tyle zimna, że teraz trochę czasu minie zanim je całe "odda".

I długo będę pamiętał uczucie, jak powieki przymarzają do siebie. Człowiek widzi wtedy jak przez sitko. Ubieraliśmy się ciepło, opatulaliśmy szczelnie, ale przecież nie dało się zasłonić oczu. Marzły nam też palce nóg, które w czasie pedałowania praktycznie nie pracują. Wtedy trzeba było schodzić z rowerów, trochę poskakać, pomaszerować, a nawet podbiegać.

Stosowaliście też ponoć tłuszcz niedźwiedzi...

- Tak, smarowaliśmy się tłuszczem niedźwiedzim, który chronił niezakryte partie ciała przed odmrożeniem. Stopy dodatkowo smarowaliśmy kremami od odmrożeń. Zawsze nakładaliśmy też po kilka par rękawic i specjalne obuwie. Sporo pieniędzy zainwestowałem w bardzo ciepłą bieliznę z wełny z merynosów. I super się sprawdziła - grzała i oddychała. I wielki plus - że taką koszulkę można nosić 2, 3 tygodnie, a ona nie przejmuje żadnych zapachów...

Rower na syberyjskie drogi i mrozy też trzeba było specjalnie przygotować?

- Oddałem go w serwisie w ręce specjalistów. Wiem, że użyli specjalnych smarów, które działają przy bardzo niskich temperaturach. Ale to i tak nie zdało egzaminu. I napęd, i hamulce na Syberii przestały działać. Na szczęście Rosjanie mieli specjalny płyn, dzięki któremu wszystko zaczęło pracować. Słabo na tym mrozie chodziły też przerzutki, dętki samoistnie pękały... Ale trzeba było sobie radzić.

Mieliście też specjalny sposób na to, jak w takim mrozie zmieniać koła...

- Tak. Było to strasznie trudne, bo opony były tak sztywne, że nie dało się ich zdjąć z obręczy. Najpierw wpadliśmy więc na pomysł, żeby... rozgrzewać je przy ognisku. Ale to też nie do końca zdało egzamin, bo zbyt długo trwało. Potem więc rozkręcaliśmy koło, zatrzymywaliśmy samochód, wchodziliśmy do kabiny kierowcy, gdzie było ciepło i czekaliśmy, aż koło odejdzie. Dopiero wtedy można było zdjąć oponę, wymienić dętkę, poskładać wszystko i ruszać dalej.

W pewnym momencie rozważałeś sprzedaż roweru, żeby wrócić do Polski.

- Tak. Kiedy dojechaliśmy do Czerskiego, nie mieliśmy już praktycznie pieniędzy, więc nie mieliśmy jak wrócić do Polski. A lot z Czerskiego do Jakucka jest drogi - kosztuje 3 tysiące złotych. I była opcja, żeby sprzedać rower. Towarzyszący mi Rosjanie tak właśnie zrobili. Jednak mi się to nie udało, ponieważ mój rower był większy, niż ich. A miały zostać sprzedane do takiego klubu rowerowego w Czerskim, gdzie wszystkimi klubowiczkami są kobiety. I mój rower był dla nich po prostu za duży.

Jak w takim razie poradziłeś sobie z brakiem pieniędzy?

- Ludzie z Rosji mnie wspomogli. Były zbiórki w cerkwi i wśród prywatnych osób. Pomogła też rodzina i sponsorzy. Ale i tak nie wróciłem samolotem. Wracaliśmy autostopem. Dopiero z Jakucka do Moskwy i z Moskwy do Warszawy leciałem samolotem.

Podczas tej niezwykłej wyprawy spotkaliście ludzi, którzy żyją z reniferami...

- Tak, to było w Górach Czerskich. Szukaliśmy noclegu. Wiedzieliśmy, że gdzieś tam żyją hodowcy reniferów. Szukaliśmy ich przez cały dzień. Aż tu nagle moje zmęczone pod wieczór oczy zobaczyły sanie ciągnięte przez kilka reniferów. Mieliśmy szczęście, gdyż ich obozu nie można dostrzec z drogi. Jeden z hodowców, ubrany w skórę renifera, zaprosił nas do siebie na nocleg. W namiocie spotkaliśmy jeszcze kilku innych. Poczęstowali nas herbatą, chlebem i mięsem z renifera, które jest gumiaste, ale głodny człowiek zje wszystko (śmiech). Bardziej smakowało mi mięso z łosia. Przenocowali nas na skórach reniferów.

Co tak cię w fascynuje w rowerowych podróżach, że chce ci się pokonywać te tysiące kilometrów?

- Jedzie się powoli i wówczas można dostrzec wiele rzeczy. Poza tym, rower jest cichy, więc i wiele można usłyszeć. No i na rowerową wyprawę nie trzeba dużo pieniędzy.

Ile wydaliście na tę trzymiesięczną podróż?

- Na osobę wyszło jakieś 10 tysięcy złotych. Wydaje się, że to sporo, ale patrząc na to, gdzie dotarliśmy i co widzieliśmy, to nie jest aż tak duża kwota.

To nie była twoja pierwsza rowerowa wyprawa na Syberię. Już kiedyś przejechałeś samotnie rowerem z polskiego Białegostoku do miejscowości o tej samej nazwie na Syberii.

- Tamta samotna wyprawa jawi się w porównaniu z tą ostatnią jak weekendowa wycieczka krajoznawcza. Teraz to był ogromny wysiłek fizyczny. Już nie dało się położyć na łące i odpocząć, jak podczas pierwszej wyprawy. Jestem indywidualistą i samotnikiem, dlatego też obawiałem się tego, jak będę funkcjonował w grupie. Ale daliśmy radę.

Co teraz? Przesiądziesz się z roweru na kajak?

- (Śmiech) Chciałbym spłynąć dziką rzeką Syberii. Ale chciałbym też ruszyć w tamtejsze góry i zdobyć niezdobyte szczyty...

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna