Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez zapory nasze służby nie poradziłyby sobie na polsko-białoruskiej granicy. Budowa została ukończona w czerwcu tego roku

Martyna Tochwin, Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska
Zapora na polsko-białoruskiej granicy nie tylko ograniczyła skalę nielegalnych migracji, ale też poprawiła bezpieczeństwo. Budowa metalowej zapory na granicy z Białorusią została ukończona w czerwcu tego roku. Każdego dnia mamy próby nielegalnego przekraczania granicy, ale obecna sytuacja jest nieporównywalna do tej sprzed roku. Wtedy nielegalnych migrantów trzeba było liczyć w tysiącach, dziś już tylko w setkach.

- W listopadzie na całym polsko-białoruskim odcinku granicy odnotowano ponad 1100 prób nielegalnego wdarcia się na teren RP. A rok temu, w październiku takich prób było aż ponad 17 tysięcy. Wtedy każdego dnia granicę próbowało forsować około pięciuset osób, dziś te liczby wahają się od kilkudziesięciu do ponad stu. Różnica jest ogromna - mówi mjr Katarzyna Zdanowicz, rzecznik prasowa Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej.

Od kilku miesięcy polską granicę z Białorusią na odcinku 187 km zabezpiecza stalowa zapora. I choć pojawiają się głosy o jej nieskuteczności, bo wciąż dochodzi do prób nielegalnego wejścia na teren RP, to takich wątpliwości nie mają funkcjonariusze Straż Granicznej, którzy najlepiej widzą, co się tam dzieje.

- Zapora poprawiła bezpieczeństwo funkcjonariuszy. Nie ma już agresywnych zachowań, siłowych prób przekroczenia granicy, wiązek laserów puszczanych w kierunku służb, aby ich oślepić, rzucania kamieniami. Zapora wyeliminowała te wszystkie zachowania, które były bardzo niebezpieczne dla tych, którzy pełnili tam służbę - podkreśla mjr Zdanowicz.

To najważniejsze zalety zapory, ale niejedyne. Bo jej skuteczność będzie 100-proc. dopiero, gdy zostanie zaopatrzona w cały system perymetrii. To m.in. czujniki ruchu, kamery dzienne i termowizyjne, które mają gwarantować największą szczelność granicy - do tego stopnia, że służby będą mogły monitorować już nawet samo podejście pod linię graniczną. Ich montowanie właśnie trwa.

Choć przez ostatni rok bardzo dużo zmieniło się po polskiej stronie granicy, to po białoruskiej schemat działania jest ten sam. I widać wyraźnie, że od drugiej połowy 2021 roku, gdy rozpoczęła się specjalna akcja przerzutu cudzoziemców przez naszą granicę, zaangażowanie białoruskich służb w ten proceder nie maleje.

- Wciąż biorą czynny udział w ułatwianiu i zachęcaniu cudzoziemców do przekraczania granicy naszego państwa wbrew obowiązującym przepisom. Są ich przewodnikami, zaopatrują w narzędzia mające ułatwić im przejście zapory, w drabiny, w nożyce do cięcia concertiny. Widzimy to dzięki kamerom termowizyjnym, wiemy też o tym z relacji samych cudzoziemców - wylicza rzecznik prasowa.

Sam przemyt ludzi z Białorusi do Polski odbywa się obecnie inaczej niż miało to miejsce w ubiegłym roku. W lasach pod granicą nie ma już rozstawionych namiotów i palonych ognisk, ani koczujących tysięcy ludzi. W tym roku służby białoruskie i wojskowi prowadzą niewielkie grupy cudzoziemców w konkretne miejsca pod granicę z Polską, wskazując im przede wszystkim te, gdzie nie ma wybudowanej zapory granicznej.

Łapanka na ulicach

Na ulicach Mińska, Brześcia czy Grodna nie widać tysięcy cudzoziemców, na wzór i podobieństwo z ubiegłego roku. Co wcale nie znaczy, że jest ich tam mniej. Wedle informacji, jakie udało się nam pozyskać, na Białorusi w tej chwili znajdować się może nawet około 10 tys. cudzoziemców, którzy przyjechali z Rosji i tylko w tym celu, aby przedrzeć się na zachód Europy. Nie szukają ochrony międzynarodowej w Polsce, ani na Litwie czy Łotwie. Ich celem niezmiennie są Niemcy, a rzadziej inne państwa zachodnie Unii Europejskiej. Można więc zadać pytanie, gdzie w takim razie są, skoro nie widać ich na dworcach, czy w galeriach handlowych?

Służby białoruskie mają zupełnie inną taktykę do przerzucania cudzoziemców na zachód. Często łapią ich na ulicy, kiedy ci wyjdą po zakupy. Nie patrzą na to, czy ktoś przyjechał z konkretną grupą, czy z członkami rodziny. Po prostu ładują do samochodów i wiozą pod granicę. Stąd też cudzoziemcy, którzy przyjechali na Białoruś, w większości pozostają w wynajętych mieszkaniach lub w hotelach, bo nie chcą być rozdzieleni.

Pozostali przemieszczają się w zorganizowanych grupach, po kilka lub kilkanaście osób i bardzo często z przewodnikiem. Za przewodników robią też sami pogranicznicy białoruscy, przynajmniej do momentu, aż grupy nie przejmie już pod granicą z Polską właściwy przewodnik. I co warto wiedzieć, przewodnik nie pracuje jako wolontariusz. Cudzoziemcy muszą mu zapłacić. W zależności od liczby cudzoziemców w grupie i czasu, jaki potrzebny jest do pokonania granicy, usługi takie kosztują od 50 do 150 dolarów amerykańskich za osobę. Im większa grupa, tym taniej.

Jak informuje SG, coraz bardziej oblegany przez nielegalnych migrantów jest litewski odcinek polskiej granicy. Ma to związek z wybudowaną barierą na odcinku z Białorusią, której pokonanie nastręcza cudzoziemcom sporo trudności.

Cudzoziemcy nie chcą być prowadzeni pod litewską granicę. Nie dlatego, że później będą musieli jeszcze w drodze do Niemiec pokonać granicę z Polską, ale dlatego, że służby graniczne Litwy są dość bezwzględne w ochronie granicy swojego kraju. Dochodzi do siłowego „wyproszenia” z terytorium Litwy wszystkich, którzy posiadają ważne wizy pobytowe rosyjskie lub białoruskie.

Cudzoziemcy na grupach migranckich - wbrew temu, co twierdzą aktywiści działający pod polską granicą - chwalą polskie służby za to, że nie stosują przemocy. Bo odwrót na Białoruś spod naszej granicy najczęściej odbywa się spokojnie, po krótkiej rozmowie z polskimi patrolami.

- Zatrzymywani na litewskiej granicy cudzoziemcy to głównie osoby, które opuściły tymczasowe ośrodki dla cudzoziemców na Litwie. A tam dostali się nielegalnie przekraczając granicę z Białorusi - mówi rzeczniczka POSG.

Niezmiennie pomagają

Przeszłością są obrazki sprzed roku, kiedy na granicy były całe rodziny, także z małymi dziećmi. Dziś nie ma ich tam wcale. A polską granicę próbują nielegalnie przekroczyć jedynie mężczyźni w sile wieku, między 20. a 40. rokiem życia. I nie z Bliskiego Wschodu, jak miało to miejsce rok temu, ale głównie z krajów Afryki.

- Są to w dużej mierze osoby, które mają przy sobie świeże rosyjskie wizy studenckie, ewentualnie zezwalające na pracę w tym kraju. Najczęściej miejscem wystawienia tych wiz jest Moskwa lub Sankt Petersburg. Na tej podstawie można wnioskować, że osoby te legalnie przedostały się na teren Federacji Rosyjskiej, po czym zdecydowały się podjąć próbę nielegalnego sforsowania polsko-białoruskiej granicy - mówi mjr Katarzyna Zdanowicz.

Nielegalni migranci wciąż mogą liczyć na pomoc w razie potrzeby. Bo jeżeli trzeba, funkcjonariusze nie zwlekają z wezwaniem karetki. Niestety, wciąż zdarzają się sytuacje niebezpieczne. Zwłaszcza w okolicach Zalewu Siemianówka, na terenach bagiennych okalających ten akwen. Tam ze względów technicznych nie wybudowano zapory i to właśnie to miejsce cudzoziemcy obierają sobie często za cel. Kilka dni temu uratowano tam dziesięciu cudzoziemców, którzy ugrzęźli w rozlewiskach rzeki Narew. Akcja była wyjątkowo trudna, zaangażowani w nią byli nie tylko funkcjonariusze Straży Granicznej, ale też Ochotniczej i Państwowej Straży Pożarnej oraz żołnierze wojsk operacyjnych i WOT.

- Poszukiwaną grupę migrantów udało się zlokalizować przy użyciu drona. Dotarła do nich grupa ratownicza: 2 funkcjonariuszy Straży Granicznej i 6 strażaków. Mundurowi rozpalili ognisko. Wszyscy, zarówno cudzoziemcy, jak i funkcjonariusze byli bardzo wycieńczeni i nie mieli możliwości bezpiecznego powrotu pieszo. Do akcji wezwany został wojskowy śmigłowiec. Na jego pokład podczas dwukrotnego przelotu udało się podjąć wszystkie osoby - opowiada rzeczniczka.

Funkcjonariusze Straży Granicznej od samego początku tzw. kryzysu migracyjnego, pomagają nielegalnym migrantom. Także we własnych szeregach organizują zbiórki jedzenia czy choćby ubrań, zwłaszcza dla dzieci. Mogą też liczyć na wsparcie organizacji pomocowych.

- Niewiele o tym mówimy, bo nie lubimy się tym chwalić na lewo i prawo. Dla nas jest to całkiem naturalne - przyznaje rzecznik POSG.

I dodaje: - Nasza współpraca z organizacjami humanitarnymi trwa od początku kryzysu migracyjnego. Wiele instytucji i organizacji wspiera nas w niezbędne artykuły, żywność, wodę i środki higieniczne, które zabezpieczają podstawowe potrzeby cudzoziemców. A dzięki aktywności powołanych w naszych placówkach koordynatorów do spraw humanitarnych na bieżąco weryfikowane i aktualizowane jest zapotrzebowanie dotyczące podstawowych potrzeb cudzoziemców.

Funkcjonariusze pilnują granicy nie tylko wzdłuż jej granic. Nieustannie też w ich ręce wpadają tzw. kurierzy, którzy za pieniądze próbują wywieźć nielegalnych migrantów w głąb Polski, a stamtąd do Niemiec. Transportowani są najczęściej cudzoziemcy, którzy kilka tygodni wcześniej nielegalnie przybyli na Litwę i tam zostali umieszczeni w ośrodkach.

- Potem opuszczają te ośrodki i nawiązują kontakt z osobami, które za opłatą mają je przewieźć do Polski lub przez Polskę do krajów zachodniej Europy. Następnie w umówione miejsce na terenie Litwy przyjeżdżają z Polski kurierzy, zabierają cudzoziemców i usiłują wjechać w głąb Polski, co jednak kończy się zatrzymaniem przez funkcjonariuszy Straży Granicznej i doprowadzeniem do prokuratury - informuje Wojciech Piktel, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Suwałkach.

Takich spraw suwalscy śledczy prowadzą coraz więcej. Przemytnicy migrantów nie mogą liczyć na wyrozumiałość. Przykładem jest wyrok suwalskiego sądu, który zapadł w połowie października. Wyroki skazujące usłyszało czterech Gruzinów. Wszyscy dostali kary więzienia od 3 miesięcy do roku.

Póki co, nie wiadomo, jak na sytuację na granicy z Białorusią przełoży się uruchomienie lotów z Bliskiego Wschodu i Afryki do Kaliningradu. Bo to może oznaczać jedno: na granicy Polski z Rosją dojdzie do masowych prób przekraczania granicy. Takich samych, z jakimi zmagają się służby na granicy polsko-białoruskiej. Stąd decyzja rządu o budowie zapory z drutu ostrzowego, która już powstaje na granicy z obwodem królewieckim.

- Granicy polsko-białoruskiej nie udało się sforsować, ale wygląda na to, że będzie podjęta kolejna próba, tylko tym razem już nie z Białorusi, ale bezpośrednio z Rosji. To też sprawia, że obecna sytuacja jest groźniejsza, bo na granicy polsko-białoruskiej Rosja działała pośrednio, a tu będzie bezpośrednio. Z tego też powodu uważam, że ochrona granicy na odcinku z Rosją ma co najmniej takie samo znaczenie, o ile nawet nie większe jak w przypadku granicy z Białorusią - komentuje Jarosław Zieliński, podlaski poseł PiS, były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji

Przez cały czas trwania kryzysu migracyjnego, Podlaski Oddział Straży Granicznej rośnie w siłę. Tylko w tym roku do służby wstąpiło już 136 nowych funkcjonariuszy. W 2023 roku planuje się przyjęcie kolejnych 150 osób.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna