Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bieżeńcy. Exodus Teatru Dramatycznego

Anna Kopeć
Odmieniane we wszystkich przypadkach słowo "bieżeństwo" zainspirowało także artystów Teatru Dramatycznego. Wspólnie z widzami stworzyli unikatowe widowisko o mieszkańcach naszego regionu, którzy sto lat temu uciekali w głąb carskiej Rosji.
Odmieniane we wszystkich przypadkach słowo "bieżeństwo" zainspirowało także artystów Teatru Dramatycznego. Wspólnie z widzami stworzyli unikatowe widowisko o mieszkańcach naszego regionu, którzy sto lat temu uciekali w głąb carskiej Rosji. Jerzy Doroszkiewicz
Spektaklem "Bieżeńcy. Exodus" ekipa Teatru Dramatycznego sporo ryzykowała. W końcu temat wielkiej emigracji do Imperium Rosyjskiego w 1915 roku przez wiele lat był przemilczany. Scenarzystka Dana Łukasińska wyciąga go na światło dzienne, reżyserka Agnieszka Korykowska-Mazur do odegrania tej historii włącza publiczność. Ten teatralny eksperyment przyniósł ciekawe i nieoczekiwane efekty. Z niecierpliwością czekamy na dalszą część.

Wygnańcy sprzed stu lat obłożeni workami z majątkiem, w posępnych żupanach. Obok widzowie. Współcześni, z wygodnymi plecakami, zaopatrzeni w smartfony i aparaty fotograficzne. Ludzie różnych epok, różnych wyznań i zawodów, ale na jeden jedyny moment połączeni wspólną historią. Wszyscy wyruszają w nietypową podróż w nieznane.

Oto bieżeńcy, którzy przed stu lat mniej lub bardziej dobrowolnie uciekali w głąb carskiej Rosji przed wrogą armią niemiecką. Podatni na propagandę, którą uprawiali także prawosławni duchowni, wyjeżdżali sami. Innych wypędzali Kozacy. Taki los dotknął ok. 3 mln ludzi m.in. z terenów Białostocczyzny. Ich historie na scenariusz sztuki przełożyła Dana Łukasińska. A do jej odegrania pod koniec sierpnia oprócz zawodowych aktorów i statystów-amatorów zaproszono także widzów.
Wszyscy jesteśmy bieżeńcami

"Bieżeńcy. Exodus" - unikatowa produkcja Teatru Dramatycznego - skazana była na sukces. Widowiska, które zrywają z konwencją typową dla teatru, wystawiane w nietypowych miejscach czy nietypowej formie, niemal zawsze robią wrażenie na widzach. Tak było i tym razem. Twórcy zabrali publiczność w przedziwną podróż, jaka mogła się wydarzyć w 1915 roku. W pociągu na trasie Sokoły-Łapy na kilka godzin wszyscy uczestnicy tego nietypowego widowiska stali się tytułowymi bieżeńcami.

Praktycznie nie było sposobu by nie włączyć się do tej gry. Pierwsza scena na stacji w Sokołach to gwarne, wiejskie wesele. Tu niemal każdy częstuje się chlebem, ogórkami czy rusza w wesoły tan. Nagle zmiana klimatu. Trzeba przejść przez szpital polowy, gdzie lekarz z piłą w ręku (fantastyczny Sławomir Popławski) wykrzykuje, że na wojnie można być tylko rzeźnikiem. Ranni żołnierze proszący o pomoc, tryskająca krew i walające się pod nogami kikuty. Nagle na koniach nadjeżdżają Kozacy. Zwinnie manewrujący biczami zaganiają wszystkich do pociągu. Oporni ryzykują smagnięcie batem. W pociągu panika, chaos, ktoś krzyczy, płacze. Język rosyjski miesza się z polskim. Co chwila pada pytanie "Dokąd jedziemy?" Strażnicy żądają pieniędzy, niektórzy pasażerowie posłusznie wyciągają ruble, które otrzymali z biletem na spektakl. Za chwilę przedziały przemierza żołnierz ze spojrzeniem, które mrozi krew w żyłach (świetny Mateusz Witczuk). Za oknem jak w filmie ukazują się przeróżne sceny: spalony dom, lej po wybuchu, ciała zabitych ludzi i zwierząt, Kozacy atakujący ludzi pracujących w polu, procesja z ikoną Matki Boskiej czy konie cwałujące przez rżysko.

Trzeba też przejść kilkaset metrów. Po torach, z tobołkami. Jak bieżeńcy. Dochodzimy do przytorowego cmentarza. Tu cała historia się wyjaśnia. Jeden z bohaterów chowa żonę i malutkie dziecko (ujmujący Krzysztof Ławniczak). Opowiada jak to ukaz carski wypędził ich z domów. "Mówią o nas bieżeńcy!" - woła. "My wygnańcy!" - odkrzykuje mu rozżalona kobieta (wiarygodna Monika Zaborska-Wróblewska).

Każdy wczuwa się jak może

Reakcje widzów, na to co dzieje się i w pociągu i na stacjach są przeróżne. Niektórzy niemal od razu włączyli się weselną zabawę, inni z przekąsem wytykali, że "nikt nie polewa, a obiecywali". Idąc przez tory jedna z pań ochoczo zarzuca na plecach worek z dobytkiem bieżeńca, na widok zdziwionej znajomej odpowiada "No co ? Uczestniczę jak mogę". Lekko zadziorny mężczyzna, już w pociągu, drąży temat Kozaków. Koniecznie chce wiedzieć, czy jak bili to i gwałcili i w jaki sposób. Inny przekupnemu lekarzowi zamiast rubli wręcza małą butelkę z alkoholem. Takie sceny chętnie uwieczniają na zdjęciach widzowie-podróżni. Nic dziwnego. Wielu z nich po raz pierwszy uczestniczyło w takim wydarzeniu teatralnym. Wydarzeniu unikatowym. Bo w plenerze. Bo zrobionym z prawdziwym rozmachem. Bo wystawionym zaledwie dwa razy.

Historia i metafizyka

Początkowa rekonstrukcja ciekawie wciąga widzów w klimat sprzed wieku. Coraz uważniej śledzimy kolejne sceny, coraz bardziej zanurzamy się w historię tułających się w nieznane, coraz lepiej ich rozumiemy. Także przez własne doświadczenia związane ze ściskiem w pociągu czy poniewieraniem przez wojskowych.

Swoiste wytchnienie od rzeczywistości przywołują sceny baśniowe. Zjawia się Matka Boska (eteryczna Agnieszka Możejko-Szekowska), która błogosławiąc tłum przeprasza, że nie może się z nimi wybrać w drogę. Święty Krzysztof (dynamiczny Marek Tyszkiewicz) w czerwonych szatach z głową psa prowadzi ubrane na biało dzieci. To najmłodsi, niewinni bieżeńcy, którzy nie doczekali celu wyprawy, zmarli w czasie podróży. Radosna gromadka najpierw pojawia się na cmentarzu. Potem przechodzi przez zatrzymany pociąg i udaje się w nieznanym kierunku. Innym niż ten, w którym powoli odjeżdża skład.

Przed nami ostatni etap podróży. Rozmowy milkną, ktoś zaczyna odmawiać różaniec, inny czyni prawosławny znak krzyża, za oknem powoli zapada zmierzch, z głośników sączy się przejmująca muzyka. Nastrój ten mąci orszak księżnej Tatiany Nikołajewnej (doskonała Aleksandra Maj). W złotej poświacie w ciemnym pociągu jest prawdziwym zjawiskiem. Pyta o zdrowie, błogosławi, rozdziela chleb i święte obrazki. W tę scenę ładnie wpisali się statyści w białych kostiumach. Ci młodsi i starsi ani na chwilę nie wypadli z roli. Obecni w całym pociągu, ze strachem, zmęczeniem i udręką na twarzach byli doskonałym dopełnieniem przestawienia.

Wreszcie koniec podróży. Stacja końcowa - Moskwa (czyli Łapy). Oślepiające światła, głośna, wesoła muzyka, radosne okrzyki i nawoływania. Czy to na pewno przysłowiowa "ziemia obiecana"?

Sen o bieżeństwie

Do tej produkcji można mieć kilka zastrzeżeń. Chociażby do pociągu, który w niczym nie przypominał składu z czasów carskich. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w dużej mierze spektaklem rządził chaos. Ale akurat przy tego typu przedsięwzięciach nie sposób oczekiwać, że wszystko zostanie precyzyjnie wyreżyserowane, dokładnie zaplanowane. Zabrakło także pomysłu na zakończenie tego przedstawienia. Odczytane na dworcu w Łapach historie prawdziwych bieżeńców zupełnie rozmyły się w całym widowisku. Rozemocjonowani, zmęczeni nietypową podróżą widzowie, zdawali się zupełnie nie rejestrować tego co przytaczali aktorzy. W porównaniu z poprzednimi scenami gdzie każdy z bieżeńców był na wyciągniecie ręki, tworzą dystans, historie te gdzieś umykają.
Jest jednak szansa, że poznamy je w drugiej części tego dyptyku. Projekt ten ma bowiem swój dalszy ciąg, czyli spektakl "Bieżeńcy. Losy". Jego premiera planowana jest na koniec listopada już w siedzibie teatru. Zobaczymy w nim fragmenty z sierpniowego widowiska w plenerze.

"Bieżeńcy. Exodus" nie miały być sztuką historyczną. Twórcy ostrożne podkreślali, że miał to być swoisty sen o tym jak mogła wyglądać ta wciąż mało znana z historii wielka ucieczka na Wschód. I to się twórcom udało. To widowisko ciekawie łączy fakty historyczne z metafizyką i teatralną umownością. I jest jak mocny, przejmujący sen, z którego trudno otrząsnąć się tuż po przebudzeniu i precyzyjne nazwać wszystkie emocje.

Twórcy spektaklu:

opieka reżyserska: Agnieszka Korytkowska-Mazur,
scenariusz: Dana Łukasińska,
scenografia: Jacek Malinowski,
kostiumy: Agata Wąs,
muzyka: Michał Jacaszek,
reżyseria światła: Marek Oleniacz,
choreografia: Maciej Zakliczyński,
producent: Wioleta Szymusiuk-Poreda,
asystent reżysera: Tomasz Domagała,
asystent scenografa: Agnieszka Sieniawska,
wizualizacje: Paweł Grześ,
inspicjent: Jerzy Taborski.
Obsada: niemal cały zespół aktorski Teatru Dramatycznego oraz statyści.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna