Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brali haracze od cudzoziemców. Próby sprzeciwu dusili w zarodku

Helena Wysocka [email protected]
Funkcjonariusze Straży Granicznej domagali się korzyści majątkowych tylko od obcokrajowców, głównie Litwinów, którzy od miesięcy przyjeżdżają do nas na zakupy. Mundurowi sądzili, że sprawa nie ujrzy światła dziennego.
Funkcjonariusze Straży Granicznej domagali się korzyści majątkowych tylko od obcokrajowców, głównie Litwinów, którzy od miesięcy przyjeżdżają do nas na zakupy. Mundurowi sądzili, że sprawa nie ujrzy światła dziennego. archiwum
By udowodnić funkcjonariuszom przestępstwo, założono im podsłuchy.

Próby sprzeciwu dusili w zarodku. - Chcesz jechać dalej, to nie podskakuj - mówili wprost. I nie musieli dwa razy powtarzać. Jak długo uprawiali przestępczy proceder, nie wiadomo. Z naszych informacji wynika, że co najmniej przez kilka miesięcy.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi suwalska prokuratura. Zapowiada, że za kilka tygodni akt oskarżenia trafi do miejscowego sądu. Trzej funkcjonariusze augustowskiej Straży Granicznej już stracili pracę. Dwaj inni otrzymali nagany. Kolejny jest zawieszony do czasu zakończenia karnego postępowania.

Płacił haracz trzy razy
Od sześciu lat, czyli od czasu włączenia naszego kraju do Schengen nie ma już szlabanów na polsko-litewskiej granicy. W przygranicznej strefie funkcjonują tylko tzw. mobilne patrole. A to znaczy, że pogranicznicy poruszają się po terenie w tzw. schengenbusach - samochodach wyposażonych w nowoczesne, umożliwiające kontrolę urządzenia.

Mundurowi sprawdzają zarówno miejscowych, jak i cudzoziemców. Dbają przede wszystkim o to, by nie przemycano papierosów bez znaków skarbowych akcyzy, czy alkoholu. Pod lupą "mobilnych" są też zagraniczne samochody. Przez nasze województwo wiedzie bowiem szlak przerzutu skradzionych na Zachodzie aut.

Kilka miesięcy temu w litewskiej telewizji ukazał się reportaż, który naszym stróżom prawa i ładu chwały nie przyniósł. Autor materiału informował bowiem, że funkcjonariusze augustowskiej Straży Granicznej biorą, a właściwie wyłudzają łapówki.Zatrzymują cudzoziemców do kontroli i z ich bagaży wybierają łupy. Biorą wszystko. Można powiedzieć, że to, co nawinie się pod rękę. Taką tezę dziennikarz wysnuł na podstawie skargi Litwina, który zgłosił się do telewizyjnej stacji z prośbą o interwencję. Mężczyzna miał zdaje się wyjątkowego pecha. Twierdził bowiem, że został ograbiony przez naszych pograniczników aż trzy razy.
- Jeżdżę do polskich centrów handlowych dość często, na zakupy - opowiadał mężczyzna. - Kupuję legalnie, w sklepach. To prawda, że jest o wiele taniej niż u nas. Nie rozumiem jednak, dlaczego mam płacić haracz "zielonym".

Reportaż obejrzeli pracownicy ambasady polskiej na Litwie i poinformowali o zarzutach stawianych funkcjonariuszom Komendę Główną Straży Granicznej. Ta natychmiast podjęła działania. Wystąpiła do prokuratury z wnioskiem o założenie podejrzewanym mundurowym podsłuchów.

Mundurowi stracili rozum
- Urządzenia zostały zamontowane w kilku schengenbusach - dowiadujemy się z kręgów zbliżonych do policyjnych. - Przez pierwszych kilka tygodni nic się nie działo. Pojawiły się nawet sugestie, że telewizyjny reportaż został zmontowany na podstawie jakiś wydumanych oskarżeń. Mówiło się, że to skutek niechęci Litwinów do nas, które widocznie jeszcze nie wygasły. Zapadła więc decyzja, by zakończyć akcję, to znaczy wymontować "pluskwy" z schengenbusów.
I wtedy się zaczęło. Augustowscy funkcjonariusze Straży Granicznej zatrzymali litewskie auto do kontroli. Dokładnie sprawdzili bagażnik i torby, ale nic ciekawego w nich nie znaleźli. A że tego dnia było dość chłodno, kazali zawrócić kierowcy z trasy i... pojechać do najbliższego sklepu. Po co?
- Polecili, bym kupił dla nich butelkę dobrej wódki - dodaje nasz rozmówca. - Podobno zmarzli i chcieli się rozgrzać. Oczywiście pieniędzy nie dali.
Litwin nie miał czasu, więc najpierw odmówił. Zmienił zdanie, gdy usłyszał, że auto zostanie poddane szczegółowej kontroli. A taka może trwać nawet kilka godzin. Obcokrajowiec uznał więc, że dla kilkudziesięciu złotych nie warto ryzykować. Szybciej dotrze do domu, gdy zrobi strażnikom zakupy. I tak faktycznie było. Kilkadziesiąt minut później wręczył pogranicznikom haracz i był wolny.

Po tej wpadce organy ścigania postanowiły dalej prowadzić działania operacyjne. Wkrótce przyniosły one spory sukces. Okazało się bowiem, że "mobilni" brali jak ryby. Wszystko, co popadnie. Zabierali cudzoziemcom konserwy, napoje, alkohol, wędliny oraz ryby. Pewnego dnia skusili się nawet na kobiałkę malin. Z opowieści, które słyszeliśmy wynika, że wyglądało to mniej więcej tak: funkcjonariusz otwierał bagażnik kontrolowanego pojazdu. Widząc maliny brał je, albo pytał "wspólnika", czy ma na nie ochotę. Jeśli tak, kobiałka trafiała do służbowego auta. Jeśli nie, kontrola trwała dalej. A kilka minut później padało kolejne pytanie: - A kiełbasę weźmiesz? A może ananasa przegryziesz?

- Trudno mówić, że w ten sposób dorabiali do pensji, ponieważ to nie były duże korzyści - dodaje nasz rozmówca. - Jedne rzeczy warte były kilkanaście złotych, inne - kilkadziesiąt. Z jednego auta brali kilka produktów, z innego - jeden, albo wcale. Myślę, że stracili rozum.
Z dotychczasowych ustaleń organów ścigania nie wynika też, by funkcjonariusze brali każdego dnia. Pojawiły się przypuszczenia, że rekwirowali artykuły tylko wtedy, gdy ich potrzebowali, albo byli głodni czy też spragnieni. Część towaru zawozili do swoich domów.

Prokurator: Przełożeni wiedzieli!
W ocenie suwalskiej prokuratury, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, o przestępczym procederze wiedzieli przełożeni funkcjonariuszy, którzy pracowali w patrolach. Ci nie przyznają się do winy.

Zarzuty przyjmowania łapówek śledczy przedstawili w sumie sześciu osobom. Dwie z nich przyznały się do winy, wyjaśniły, w jaki sposób mechanizm funkcjonował i dlatego postępowanie karne wobec nich zostało warunkowo umorzone.
- Ci funkcjonariusze pracują w naszych szeregach, ale za swoje postępowanie zostali ukarani dyscyplinarnie - informuje Katarzyna Zdanowicz z wydziału prezydialnego Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej w Białymstoku.

Trzej inni podejrzani o przyjmowanie korzyści pożegnali się z mundurem, a kolejny pogranicznik jest zawieszony. O jego dalszej zawodowej karierze zdecyduje wyrok sądu. Jeśli zostanie skazany prawomocnym orzeczeniem, straci pracę. W innym przypadku wróci na strażnicę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna