Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłem na końcu świata i widziałem wielkie głowy

ROZMAWIA Urszula Krutul
Mariusz Lewicki (po lewej) podziwiał m.in. wielkie pomniki, z których słynie Wyspa Wielkanocna. Na wyspie znajduje się aż 887 posągów zwanych moai
Mariusz Lewicki (po lewej) podziwiał m.in. wielkie pomniki, z których słynie Wyspa Wielkanocna. Na wyspie znajduje się aż 887 posągów zwanych moai Archiwum prywatne
O magii Wyspy Wielkanocnej, tajemniczych posągach i kulcie człowieka ptaka opowiada Mariusz Lewicki z Białegostoku.

- Białystok od Wyspy Wielkanocnej dzielą tysiące kilometrów. Odwiedzenie jej jest marzeniem podróżniczym wielu osób...

- Moim też było! Ale miałem szczęście, bo wysłało mnie tam biuro podróży, w którym pracuję. Można więc powiedzieć, że upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu.

- Czy mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej podchodzą w jakiś szczególny sposób do Świąt Wielkanocnych?

- Nie. Tam króluje kultura polinezyjska. Są tańce, jest muzyka. A dawniej był też kult człowieka ptaka.

- Cóż to takiego?

- Jak się stanie na jednym z kraterów, których na wyspie jest sporo, można zobaczyć malutkie wysepki i skały. I tam co roku przylatują gniazdować rybitwy. Dawniej, kiedy zaczynały znosić jajka, mieszkańcy organizowali dość specyficzne zawody. Każdy klan wystawiał jednego reprezentanta. Ci na sygnał starszyzny musieli zbiec do oceanu i przepłynąć dystans jednego kilometra do wysepki. Tam trzeba było znaleźć to pierwsze jajko i wrócić z nim na wyspę, po czym wbiec na krater wulkanu. Ten, który pierwszy to zrobił, wygrywał wyścig i zostawał człowiekiem ptakiem. Stawał się niejako królem wyspy na cały rok. I dostawał też piękną kobietę, więc zachęta była podwójna (śmiech). To był też wielki prestiż dla klanu, który wygrał. Nie każdemu się to udawało, niektórzy taki wyścig przypłacali życiem, bo albo spadali ze skał, albo byli pożerani przez rekiny. Te zawody ostatni raz były urządzane w 1888 roku. To była też data, kiedy Chile przyłączyło wyspę do swojego terytorium.

- Skąd wzięła się nazwa tej wyspy?

- Holendrzy odkryli tę wyspę dokładnie w niedzielę wielkanocną. To było 5 kwietnia 1722 roku. Funkcjonuje jeszcze druga nazwa - Rapa Nui. To nazwa polinezyjska, preferowana na samej wyspie.

- Jak zatem nazywać mieszkańców Wyspy Wielkanocnej?

- To trudne pytanie (śmiech). Najprościej chyba określić ich mianem mieszkańców Rapa Nui. Rdzenni mieszkańcy, czyli Polinezyjczycy, trafili tam w XII, XIII wieku właśnie z Polinezji. Mają więc rysy polinezyjskie, język, który jest zrozumiały na przykład na Thaiti. Jest też inna teoria, która twierdzi, że wyspę zamieszkiwali ludzie, którzy przyjechali z Ameryki Południowej. Wysunął ją Norweg Thor Heyerdahl. Zbudował bardzo prymitywną tratwę i wyruszył nią z Peru na Wyspę Wielkanocną. Udowodnił, że było to możliwe, że ludzie w dawnych czasach mogli taką prostą tratwę zbudować i przypłynąć. To wyjaśnia chociażby fakt, skąd na wyspie wzięły się słodkie ziemniaki, które pochodzą przecież z Ameryki Południowej. Poza tym, jeżeli przyjrzymy się posągom, które są jedną z głównych tajemnic na wyspie, to da się zauważyć, że mają długie uszy. A starszyzna w dawnym Imperium Inków miała długie uszy.

- Rodzili się z takimi?

- Nie, deformowali je po to, żeby odróżniać się od reszty społeczeństwa. I tym uzasadniać swoją boskość i prawo do rządzenia. Posągi na wyspie też mają długie uszy. Jest też inna ciekawa historia. Ona z kolei mówi, że ci długousi mieli podbić wyspę i zniewolić Polinezyjczyków. Później miało dojść do buntu i zostali zgładzeni.

- A jacy są obecni mieszkańcy wyspy?

- Przede wszystkim nie czują się Chilijczykami. Z Ameryki Południowej wciąż napływają ludzie, którzy na wyspie się osiedlają. Powoduje to, że stosunek Polinezyjczyków do Latynosów jest coraz bardziej niekorzystny dla tych pierwszych. Boją się, że staną się mniejszością na tej wyspie. Dlatego dbają o swoją kulturę. Można tam obejrzeć wiele pokazów ich tańców i śpiewów.

- Są nastawieni na turystykę?

- Nawet bardzo. Muszę przyznać, że to chyba trochę ich psuje. Turystów jest coraz więcej. Zostawiają na wyspie bardzo dużo pieniędzy. Mieszkańców jest 5 tysięcy, a turystów co roku przyjeżdża 30 tysięcy. Wszystko na tę wyspę jest przywożone przez statki i samoloty. Miejscowi mogliby coś tam uprawiać, ale tego nie robią. I wszystko jest bardzo drogie. Pamiętam, że widziałem promocję na ziemniaki. Były po 10 złotych za kilogram (śmiech). Turyści podbijają ceny.

Jest to miejsce drogie. W ogóle dostanie się do Ameryki Południowej dla turystów z Europy, Azji czy Stanów Zjednoczonych zawsze będzie bardzo drogie. A jeszcze stamtąd trzeba polecieć samolotem kolejne 3,5 tysiąca kilometrów. Ale i tak turyści chcą tam jechać. Chociaż w sumie dzięki turystom rośnie poziom życia rdzennych mieszkańców i chcą oni pozostać na wyspie. Bo po pierwsze, mogą się łatwo stamtąd wydostać, skoro codziennie lata samolot, a oni mają preferencyjne warunki i nie płacą za bilety tyle, co turyści. A po drugie, mają stały dopływ towarów. Jakby nie było turystów, żyłoby się im na pewno znacznie gorzej i wyspa by się wyludniała. Z drugiej strony ci turyści powodują, że zmienia się krajobraz, wkracza cywilizacja.

- Ponoć zaskoczył cię tam brak... drzew.

- Na wyspę można dostać się praktycznie jedynie drogą lotniczą. Ląduje się na tym środku Pacyfiku, wydawałoby się w strefie tropikalnej. Można by się było spodziewać wyspy porośniętej palmami, z bujną roślinnością, zwierzętami. A tego nie ma. Kiedy się na niej ląduje, ten brak drzew aż uderza człowieka. Jest trawa, są wulkany, dużo skał wulkanicznych. Nie ma praktycznie rodzimych zwierząt. Te, które żyły tam zanim przybyli ludzie w większości wyginęły. I to właśnie dlatego, że ludzie tę wyspę eksploatowali.

- Są za to monumentalne posągi z których ta wyspa słynie...

- Każdy chce zobaczyć posągi, nazywane moai. Jest ich dokładnie 887. Są rozsiane po większości terytorium wyspy. Wszystkie zostały wyprodukowane w jednym miejscu - w kraterze wulkanu Rano Raraku, gdzie nadal jest 397 posągów. Wszystkie zostały zrobione z miękkiej, wulkanicznej skały. I w jakiś sposób (do dziś nie wiadomo w jaki, choć są różne teorie) były transportowane w różne części wyspy. Potem wszystkie zostały przewrócone, co do jednego. Dokładnie nie wiemy dlaczego tak się stało. Można się jedynie domyślać, że na wyspie wybuchł jakiś konflikt. Dopiero w XX wieku niektóre z nich ponownie zostały postawione. Na wyspie jest kilka miejsc, gdzie posągi stoją, ale jest też wiele takich, w których nadal leżą porozwalane. Są też posągi, które zostały pozostawione w kamieniołomie. Z biegiem czasu zaczęły się zapadać w miękką ziemię. Ale to nie są same głowy, tylko całe sylwetki, które zapadły się w zbocz wulkanu. Właśnie na zboczu stoi większość tych posągów. I to jest najbardziej atrakcyjne miejsce na całej wyspie.

- Dlaczego te posągi zostały kiedyś poprzewracane? Jakie są teorie?

- Są rożne teorie na ten temat. Po przybyciu na wyspę Europejczyków liczba rdzennych mieszkańców zaczęła się zmniejszać. Zostało raptem 110 osób. Mieszkańcy wyspy byli wywożeni do Peru i do Chile do pracy w kopalniach. Została garstka ludzi, wyspa bardzo podupadła. Wtedy biskupi chilijscy interweniowali i w końcu przekonali rząd do tego, żeby chronić mieszkańców. Na szczęście ta garstka wystarczyła, żeby populacja się odbudowała. I teraz mamy tam 5 tysięcy osób. Ale odnośnie pomników... Kiedy ludzie trafili na tę wyspę z Polinezji, była ona porośnięta palmami, które występowały tylko na tej wyspie. Jak ludzi przybywało, to te palmy ścinali. To by może nie zachwiało równowagi, ale jak się uważa, razem z ludźmi na wyspę trafiły też różne zwierzęta, w tym szczury. I to właśnie one zaczęły zjadać nasiona palm. Co za tym idzie, drzewa nie mogły się odrodzić. I z czasem wyspa została totalnie wyeksploatowana. To mógł być jeden z powodów, dla którego ta cywilizacja zaczęła upadać. I być może dlatego pojawił się konflikt i ludzie poprzewracali te posągi. Uznali, że Bogowie lub przodkowie się od nich odwrócili.
- Są też teorie na temat powstawania posągów.

- Do mnie najbardziej przemawia taka, że to były posągi przedstawiające przodków. Jeżeli umierał ktoś ze starszyzny, chowało się go pod posągiem. A ten zawsze zwrócony był tyłem do oceanu, a przodem w stronę wyspy. Miał cały czas obserwować członków swojego klanu. Być może, kiedy okazało się, że wyspa nie może już wyżywić tylu mieszkańców, zaczął się głód i ludzie uznali, że kult przodków nic nie daje i zniszczyli posągi.

- Czy na wyspie czuć magię?

- Tam ciągle jest dużo magii. Nawet sam fakt, że aby wylądować na tej wyspie, trzeba pokonać tysiące kilometrów, sprawia, że człowiek ma poczucie odludzia, końca świata. I kiedy się tam wysiada, jest spokój, cisza. Niektórzy powiedzą, że 10 lat temu było bardziej magicznie, bo nie było masowej turystyki. Ale z kolei za 10 lat turystów będzie jeszcze więcej.

- Jaką architekturę zobaczą na wyspie turyści?

- Przeważa niska zabudowa, murowane domki. Jest też taka ceremonialna wioska - Orongo. Tam są zrekonstruowane domy z kamienia, które niegdyś służyły do celów ceremonialnych.

- Co można zjeść?

- Zachwytów kulinarnych tam nie zaznałem. Sądziłem, że będzie więcej owoców morza. Ale jest kuchnia chilijska. Dużo ryżu, mięso, owoce.

- Mieszkańcy uciekają do Chile?

- Raczej nie palą się do tego. Młodzi ludzie, którzy potrzebują trochę więcej atrakcji, jadą na przykład do Santiago na studia. Ale później wracają, bo życie na wyspie jest całkiem wygodne i bezpieczne. Jest ciepło. Młodym ludziom może dokuczyć brak atrakcji, ale jest praca, zarabia się dobrze. Powiedziałbym nawet, że to chilijczycy osiedlają się na wyspie, inwestują. Ostatnio powstał nawet pięciogwiazdkowy hotel, zbudowany wbrew woli Polinezyjczyków. Cóż. Skoro są turyści, to życie rządzi się innymi prawami.

Mariusz Lewicki

urodził się 3 listopada 1973 r. w Bielawie (Dolnośląskie), a mieszka w Białymstoku. Jest pilotem wycieczek, specjalizującym się w Ameryce Południowej. Interesują go góry, podróże i fotografia. Odbył dwie roczne podróże po Ameryce Łacińskiej, zwiedzając niemal wszystkie kraje - od Meksyku po Argentynę. Ma na swoim koncie kilka andyjskich sześciotysięczników. Swoją podróżniczą pasją dzieli się na stronie: www.mariusztravel.com

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna