Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciało zakopane w przydomowym sadzie. Brat: To matka kazała mi go zakopać

Izabela Krzewska
"Grób" od domu oddziela tylko ścieżka i mały trawnik. Tuż za nim rośnie stara czereśnia. - To matka kazała mi zakopać brata. To był błąd, że jej posłuchałem. Teraz mówią na mnie bandyta - zwierza się pan Marek
"Grób" od domu oddziela tylko ścieżka i mały trawnik. Tuż za nim rośnie stara czereśnia. - To matka kazała mi zakopać brata. To był błąd, że jej posłuchałem. Teraz mówią na mnie bandyta - zwierza się pan Marek Andrzej Zgiet
Brat i matka 62-latka przez 8 miesięcy ukrywali jego śmierć przed sąsiadami i resztą rodziny. Ciało zakopali w przydomowym sadzie. Takie było podobno ostatnie życzenie zmarłego. Sprawę bada prokuratura.

Niewielka wieś tuż za Dobrzyniewem Dużym. Stary, drewniany domek otoczony drzewami czereśni, za nim - pole kukurydzy. Posesję od głównej drogi oddziela skromny płot ze sztachet, oraz długie podwórze z budynkami gospodarczymi. Lata świetności mają wyraźnie za sobą. W stodole został tylko zdezelowany ciągnik.

- Kiedyś byliśmy gospodarze na całą wieś: 20 hektarów, las, pole, a teraz tylko kukurydza nam została - opowiada pani Marianna, siostra zmarłego Kazimierza. - Co ja poradzę, że tak się życie ułożyło...

Sąsiedzi i rodzina w szoku

- Kazimierz jako dziecko bardzo dobrze się uczył, wszystkie wzory matematyczne znał na pamięć - opowiada 64-latka. - Po szkole znalazł pracę, w białostockim Biawarze robił. Do alkoholu trzeba go było namawiać. Ale później rozpił się, nigdy się nie ożenił, choć mógł.

Drugi brat pani Marianny - 57-letni Marek, też został starym kawalerem. I też za kołnierz nie wylewa. Po śmierci ojca w 2005 r. obaj zostali w domu z 88-letnią obecnie matką. Utrzymywali się z uprawy kukurydzy, a i pomagał im trzeci z rodzeństwa brat.

- Ani Kazimierz, ani Marek nie pracowali, ale w zgodzie żyli - dodaje siostra. - A tu teraz taki wstyd, na całą wieś!

We wsi mieszka nieco ponad setka osób. Zwłoki zakopane w sadzie, wizyta policji... Dla mieszkańców to prawdziwa sensacja.

- Najpierw, jak się dowiedzieliśmy, byliśmy w szoku. Czy ktoś go zabił? Nie wiem, ale nie sądzę - głośno myśli jeden z sąsiadów.

- Ten, który zmarł to nałogowy alkoholik. Ten drugi brat może trochę mniej. Ale to raczej spokojni ludzie - dodaje inny.

Czy sąsiedzi byli zaniepokojenie nieobecnością pana Kazimierza?- Słyszeliśmy, że w ośrodku na leczeniu jest. Nikt nie miał powodu go szukać - tłumaczy kolejny mieszkaniec wsi.

Nikt nie podejrzewał, że mężczyzna został zakopany w przydomowym sadzie. 57-letni brat zmarłego i matka ukrywali prawdę również przez najbliższymi.

- Mam żal. Powinni nas powiadomić o śmierci Kazimierza. Wezwać lekarza, księdza, żeby namaścił olejkiem, pochować jak człowieka w trumnie, a nie zakopać jak kota czy psa - mówi łamiącym się głosem 64-letnia siostra. - To rodzinna tragedia.

Sama mieszka w pobliskiej gminie Choroszcz, ale - jak mówi - do mamy i braci dzwoniła często i odwiedzała, przynajmniej na święta.

- Ostatni raz widziałam Kazimierza na Wszystkich Świętych w 2013 roku - wspomina. Od tamtej pory pytając o niego zawsze słyszała, że go nie ma, że wyjechał, albo że akurat się położył i śpi, że u wujostwa jest, a to że za granicą. - Sąsiadka mi mówiła, że też pytała o Kazika, ale odpowiadali, że jest u drugiej siostry w Białymstoku, albo, że u mnie

19 maja tego roku pani Marianna przyjechała do rodzinnego domu. Pokój 62-latka był wysprzątany. Znów zapytała o brata. Wtedy matka przyznała, że... nie żyje.

- Nie dowierzałam. Marek uspokajał mnie, że starszej kobiecie coś się uroiło, a Kazimierz jest w Rybakach u znajomych. Tak kombinował - przypomina siostra. - Ale teraz podejrzewam, ze prawda musiała mamie ciążyć na sercu, gryzły ją wyrzuty sumienia.

Siostra nie dała za wygraną i wciąż szukała Kazimierza. Słowa matki nie dawały jej spokoju. 64-latka zaczęła sprawdzać rodzinę, krewnych, szpitale, a w końcu zgłosiła zaginięcie policjantom.

- Mundurowi natychmiast rozpoczęli poszukiwania. W trakcie rozmowy z bratem i matką szybko ustalili, że ciało mężczyzny zostało pochowane w sadzie blisko domu - mówi podinsp. Andrzej Baranowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku. - 57-latek sam pokazał mundurowym, gdzie zakopał zwłoki.
Ciało było zawinięte w prześcieradło i zakopane w ziemi, 20 metrów od domu.

Pan Marek pokazuje nam to miejsce. O szczegółach, jak przeniósł ciało, nie chce mówić. - To już przeszłość. Nie ma co do tego wracać. Już mam tego dość... - ucina.

Jeśli wierzyć w jego wersję przedstawioną mundurowym, brat zmarł we śnie, w sierpniu 2014 r., i od tej pory leżał w tym prowizorycznym grobie. Przez wiele miesięcy każdy, kto odwiedzał rodzinę J., musiał mijać jego "grób" kilkukrotnie. Dziś pozostał tam tylko dół przykryty deskami.

Pochowany dwa razy

Zwłoki zostały przeniesione na cmentarz w Dobrzyniewie, gdzie stoją już pomniki dziadka i ojca. Pan Marek tłumaczył śledczym, że życzeniem zmarłego brata było spocząć blisko domu, dlatego pochował go w sadzie. Dziś by tego nie powtórzył.

- To był błąd, ale to przez mamę. Kazała mi go zakopać. To był jej rozkaz. Źle zrobiłem, że jej posłuchałem - tłumaczy się 57-latek.

- Wszystko dobrze, w porządku. Kazimierza pochwali, i dobrze. Nic nie trzeba szukać. Pochowany i nie ma. A to szukacie nie wiadomo czego - ucina próby rozmowy żywotna 88-latka. - Nie szuka pani tego, co nie zgubiła. Z Bogiem...

Dlaczego nikogo nie poinformowali o śmierci Kazimierza? - Ja nigdzie nie chodzę i nic nie mówię - dodaje krótko.

Kiedy odnaleziono zwłoki Kazimierza, jej drugi syn, Marek, został zatrzymany do wyjaśnienia. Był nietrzeźwy - w organizmie miał ponad 2 promile alkoholu. Po wytrzeźwieniu i przesłuchaniu go w charakterze świadka, następnego dnia został zwolniony do domu.

- Teraz mówią na mnie bandyta. Pewnie pójdę do więzienia - żali się pan Marek. - A przecież nikt nikogo nie zabił. Brat umarł śmiercią naturalną.

Mieszkańcy wsi tłumaczą, że rodzina żyła trochę na uboczu całej społeczności. Spekulują, co mogło wydarzyć się kilka miesięcy temu. Ale w wersję, jakoby brat miał pomóc 62-latkowi przenieść się na tamten świat, raczej nikt nie wierzy. Brakuje motywu.

- Może Kazimierz przedawkował tabletki? Po tym jak potrącił go samochód skarżył się na nogi. A może w głowę się uderzył i brał jakieś leki? - zastanawia się siostra Marianna.

Śledztwo w tej sprawie wciąż trwa. Jego celem jest m. in. ustalenie , czy do śmierci 62-latka przyczyniły się osoby trzecie. Zwłoki, po odkopaniu ich w sadzie, znajdowały się w zaawansowanym stanie rozkładu, ale trafiły do zakładu medycyny sądowej. Prokuratura w środę otrzymała pełne wyniki sekcji. Niestety, niewiele wniosły do postępowania.

- Przyczyna śmierci wciąż jest nieznana. Na ciele zmarłego nie było żadnych ran, a badania histopatologiczne (mają na celu wykrycie zmian chorobowych w tkankach - przyp. red.), również nic nie wykazały - mówi Dorota Antychowicz, zastępca Prokuratora Rejonowego w Białymstoku.

Od prowadzącego śledztwo będzie zależało, czy zleci jeszcze badania toksykologiczne (zweryfikują m.in. kwestię otrucia). Pod uwagę brane są też przepisy dotyczące pochówku.

- Będziemy sprawę oceniać kompleksowo - podkreśla prokurator Antychowicz.

Na razie nikt nie usłyszał zarzutów.

Polskie prawo zabrania chowania zwłok, gdzie się chce. Zasady określa Ustawa z dnia 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych.

- Wynika z niej, że zwłoki mogą być pochowane przez złożenie w grobach ziemnych, murowanych lub katakumbach na cmentarzach, a także zatopione w morzu - mówi Urszula Czyżewska z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Białymstoku. - Nie można zwłok zakopać w ogródku, czy trzymać urny z prochami na kominku.

Nie wspominając już o rozsypaniu ich nad morzem czy na glebę. Szczątki pochodzące ze spopielenia zwłok mogą być przechowywane w kolumbarium.
Za naruszenie przepisów grozi areszt lub grzywna.

W Polsce, ze względu na wymogi sanitarne, w ogródkach nie można zakopywać nawet zwierząt. Wszystko ze względu na zagrożenie epidemiologiczne. Zasadniczo zwłoki zwierząt powinny być niszczone w zakładach utylizacyjnych lub chowane na specjalnych cmentarzach. W województwie podlaskim Cmentarz Małych Zwierząt znajduje się w Rzędzianach w gm. Tykocin.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna