Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom Matki i Dziecka w Wasilkowie pomaga od 17 lat

Urszula Ludwiczak [email protected]
W. Wojtkielewicz
Pierwsza potrzebująca - kobieta z trójką dzieci - pojawiła się w Domu Matki i Dziecka w Wasilkowie w Dniu Matki, 26 maja 1997 roku. Od tego czasu już ponad 220 pań i 400 dzieciaków otrzymało tu pomoc i mogło rozpocząć nowe życie.

Takie domy jak nasz są bardzo potrzebne - przekonuje siostra Jadwiga Mańczuk ze Zgromadzenia Sióstr Świętej Rodziny z Nazaretu, która od pięciu lat kieruje wasilkowską placówką. - Coraz częściej mamy do czynienia z kobietami w ciąży czy z dziećmi, u których w rodzinie jest przemoc czy pijaństwo, i które nie mają gdzie pójść.

Dom Matki i Dziecka w Wasilkowie to placówka Caritasu Białystok. Jest tu osiem miejsc. Zazwyczaj, zwłaszcza zimą, wszystkie są zajęte. Za każdą trafiającą tu osobą kryje się inny dramat.

- Nieraz słyszałam słowa: siostro, gdyby mnie siostra wtedy nie przyjęła, już by mnie nie było - przyznaje siostra Jadwiga.

Wyrzucili ją z synkiem na ręku

Gdy trafiają do placówki, są w ciąży albo już z dziećmi na ręku. Nie mają dachu nad głową, bo albo uciekły z domów, gdzie była przemoc i alkohol, albo zostały z nich wyrzucone. Bywa też tak, że w dotychczasowym miejscu zamieszkania nie mogą dalej przebywać. Jak chociażby Ewelina, która trafiła do wasilkowskiej placówki z kilkudniowym synkiem na ręku. - Nie miałam gdzie pójść - przyznaje. - Moja mama z dwójką młodszego rodzeństwa wynajmują jeden pokój. Mieszkałam z nimi, gdy byłam w ciąży, ale nie było tam już miejsca na jeszcze jedną osobę...

Ola zaś została wyrzucona z dwójką małych dzieci (niespełna trzyletnią Julą i półtoraroczną Kornelią) z domu rodziców swego partnera, w środku zimy. On sam jest w więzieniu, więc nie mógł stanąć w jej obronie.

Do domu teściów Ola wprowadziła się zaraz po tym, jak zaszła w ciążę z Julą. Miała 18 lat. Od swoich rodziców usłyszała wtedy, że jest adoptowana i ma teraz sobie radzić sama. Wprowadziła się więc do rodziców partnera. Mieszkała z nimi dwa lata, ale pewnego dnia przyszywany teść kazał jej się wyprowadzić.

- Gdy tu się zjawiłam, był wolny tylko jeden malutki pokoik - wspomina Ola. - Wprowadziłyśmy się tu córkami, bo nie miałyśmy gdzie przeczekać, aż zwolni się większy.

Bo Rafałek patrzył na przemoc

Ewa na wyrwanie się z domu, gdzie królował alkohol i przemoc, zdecydowała się dopiero kilka dni temu. Po pięciu latach tolerowania pijaństwa partnera.
- Rafałek na to wszystko patrzył, był bardzo nerwowy, nie mógł spać. W końcu kurator kazała mi się wyprowadzić. I znalazłam się tutaj. Założyłam ojcu dziecka niebieską kartę. Chcę skończyć z dotychczasowym życiem. Widzę, że dziecko już nawet po tych paru dniach jest dużo spokojniejsze.

- Nie jesteśmy placówką interwencyjną - zastrzega siostra Jadwiga. - Aby się do nas dostać, trzeba najpierw przyjść osobiście na rozmowę uświadamiającą, jakie w naszym domu są wymagania. Żeby nie było zaskoczenia. Jest regulamin, którego trzeba przestrzegać. Panie mają swoje pokoje, mogą ze wszystkiego w domu korzystać, ale też muszą szanować to, że mieszkają tu inne osoby i współpracować ze sobą. U nas obowiązuje cisza nocna i pory powrotów.

Wszystkie mieszkanki muszą wrócić do placówki najpóźniej do godz. 19, latem do 20. Nie każdej może to odpowiadać.
- Placówka jest nastawiona na opiekę nad dziećmi, chcemy, aby one miały jak najlepiej - tłumaczy siostra Jadwiga. - Nie jest dobre, jak zimą pani z małym dzieckiem jeszcze o godz. 21 czy 24 chodzi po mieście. Tu o godz. 19 ma być z dzieckiem w placówce i wtedy jest bezpiecznie. Ma czas dla dziecka, może je nakarmić, wykąpać, poczytać bajkę. Gdy dzieci idą spać, panie mają czas dla siebie.
Ale placówka jest otwarta. Panie mogą swobodnie wychodzić, załatwiać sprawy, nocować poza domem.

- Muszą się tylko wtedy wpisać do zeszytu, aby było wiadomo, że nic im się nie stało. To tak, jak w rodzinie - trzeba mówić gdzie się wychodzi i kiedy się wróci - zaznacza siostra Jadwiga.

W Domu Matki i Dziecka można mieszkać maksymalnie przez rok. Ale kobietom zazwyczaj szybciej udaje się załatwić sprawy sądowe, uzyskać rozwód i alimenty czy też zasiłek i zacząć samodzielnie życie. W międzyczasie szukają pracy, by móc wynająć stancję i utrzymać siebie i dziecko.

- Czasem mają tak skomplikowane historie życiowe, że i rok na ich pozałatwianie to mało - przyznaje siostra Jadwiga. - Bo na przykład długo ciągnie się sprawa o ustalenie ojcostwa, a potem o alimenty.
Emilia już od ośmiu miesięcy stara się uporządkować swoje sprawy. Nie ma żadnych dochodów, nawet alimentów. W ciążę zaszła bowiem zaraz po rozstaniu z mężem i jej synek został, zgodnie z prawem, uznany za dziecko byłego męża. Ciągle trwają sądowe sprawy o ustalenie ojcostwa. Dopiero po ostatecznym rozstrzygnięciu będzie mogła starać się o alimenty.

- Ale z ojcem dziecka też nie wiążę przyszłości - przyznaje ze smutkiem. - Musze znaleźć jakąkolwiek pracę, wynająć jakiś pokój i zacząć żyć sama. Ale nie jest łatwo.
Ola ma już na oku mieszkanie, które mogłaby wynająć. Dzieci dostały się do żłobka i przedszkola. Ciągle tylko nie ma pracy. A z samych alimentów i zasiłków będzie trudno przeżyć.

Ewa już zaczyna nowe życie. Synka zapisała do nowej szkoły, a sama skończyła kurs opiekunki osób starszych i intenstywnie szuka pracy. Marzy o mieszkaniu socjalnym. - Robię to dla synka. Staram się, choć jest bardzo ciężko - potwierdza.

Te kobiety nie mają nic

- Taka kobieta, która ucieka z dziećmi z domu, od męża pijaka, najczęściej nie ma nic - mówi siostra Jadwiga. - Nie jest w stanie wynająć mieszkania. My dajemy jej pokój, ma dostęp do kuchni, łazienki, pralni.

Ludzie przynoszą też do placówki dziecięce ubranka, zabawki, żywność. - A wiadomo, ile to wszystko kosztuje - mówi siostra Jadwiga. - Gdy nie trzeba się o to troszczyć, zawsze można odłożyć parę złotych z zasiłków czy alimentów i mieć już jakąś kwotę chociażby na wynajęcie stancji na 2-3 miesiące.

Dom daje bezpieczeństwo i spokój. Nawet gdy czasem pojawi się w drzwiach awanturujący się tatuś, problemy są tłumione w zarodku. Pomaga spokój, rozmowa, rzeczowe argumenty. - Te panie często są zastraszone i przestraszone. Musimy je przekonywać, że nikt im dzieci nie zabierze, że nie mają się czego bać. I one po kilku tygodniach czy miesiącach są już na tyle silne, że potrafią walczyć o siebie i swoje dzieci, o nowe życie. Czują się na tyle pewnie, że mogą pójść, szukać pracy, załatwić przedszkole dla dziecka - cieszy się siostra Jadwiga.

Podopieczne domu same są dla siebie grupą wsparcia. We własnym gronie omawiają swoje problemy, doradzają sobie nawzajem, pomagają. Po kilku miesiącach są zżyte jak rodzina.

- Panie uczą się u nas być matkami - zaznacza siostra Jadwiga. - Każda musi przecież zająć się swoim dzieckiem, uprać, ugotować, zmobilizować się do tego. Nie może go zostawić. Odpowiada za dziecko i za siebie.
Siostra Jadwiga jest jednak w razie potrzeby na każde zawołanie, 24 godziny na dobę.
- Niektóre panie już jak wyprowadzą się z naszego domu, potrafią zadzwonić: "siostro pralka się zepsuła" - śmieje się siostra Jadwiga. - Mówię im wtedy: już nie ten numer. Ale wcześniej jestem dla nich cały czas. Czuwam.

Siostra Jadwiga najbardziej cieszy się z dobrych zakończeń tych dramatycznych życiowych historii. Dziewczyny usamodzielniają się, znajdują pracę, zakładają nowe rodziny. Prowadzą dobre życie. Bywa i tak, że wracają do męża, którego wcześniej opuściły, bo ten w końcu przestaje pić i bić.

- Czasem rodzina mobilizuje takich rodziców, aby wrócili do siebie - mówi siostra Jadwiga. - Bywa też, że rodzice, którzy nie chcieli widzieć ciężarnej córki , jak zobaczą wnuka, zabierają ją z dzieckiem. Po jakimś czasie emocje opadają, czas leczy rany. Zresztą zawsze staram się, aby panie miały kontakt z rodzinami, bo kto im pomoże, jak nie najbliżsi.
Szybciej na nogi stają też zazwyczaj panie, które mają starsze dzieci. - Zwłaszcza chłopcy bardzo się krępują, że nie mają własnego domu i wracają ze szkoły okrężną drogą - przyznaje siostra Jadwiga.

W ubiegłym roku przez mury Domu Matki i Dziecka w Wasilkowie przewinęły się 23 panie i 25 dzieci, a w ciągu minionych 17 lat udało się pomóc już 222 matkom i 404 dzieciom.
- Jak któraś pani od nas wychodzi i zwalnia się się miejsce, to zawsze modlę się do Anioła Stróża, żeby podpowiedział tej matce, która najbardziej potrzebuje, gdzie ma się zgłosić - mówi siostra Jadwiga.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna