Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Domem podzieleni

Urszula Ludwiczak
Piętro Joli to poddasze bez mebli, prądu i ogrzewania. Kobieta, gdy tu przebywa, musi zakładać kilka grubych swetrów. Gdy nocuje, śpi pod trzema kołdrami i dwoma kożuchami. Inaczej by zamarzła.
Piętro Joli to poddasze bez mebli, prądu i ogrzewania. Kobieta, gdy tu przebywa, musi zakładać kilka grubych swetrów. Gdy nocuje, śpi pod trzema kołdrami i dwoma kożuchami. Inaczej by zamarzła.
Jola rozwiodła się z mężem w kwietniu ub. roku, po trzech latach walki o to, kto jest winny rozkładowi pożycia. Winą sąd podzielił małżonków po równo. Sąd także określił, jak - do czasu podziału majątku - mogą korzystać ze wspólnego domu.

Podział jest taki: Jola może korzystać z drugiego piętra budynku, składającego się z trzech pomieszczeń (dwa pokoje i łazienka z pralnią) oraz z kuchni położonej na parterze domu.

Jej mąż, Andrzej, ma do wyłącznego użytku pomieszczenia położone na pierwszym piętrze (trzy pokoje, kuchnia, łazienka) oraz jeden pokój położony na parterze budynku. Klatka schodowa, przedpokoje i garaż mają być użytkowane wspólnie. - Dopiero teraz, w lutym, będzie sprawa o podział majątku - mówi Jola. - Do tego czasu z domu mnie nie wygoni!

Bez światła i wody

Dwupiętrowy dom w niewielkiej miejscowości "przyklejonej" do Białegostoku wygląda jak wiele innych w tej okolicy. Nikt z zewnątrz nie przypuszczałby pewnie, jak może wyglądać życie jego mieszkańców. Bo po orzeczeniu rozwodu byli małżonkowie nadal mieszkają pod jednym dachem. Ale nie jest to zgodne życie.

- Mój były mąż ciągle mnie maltretuje - żali się Jola. - Codziennie urządza mi awantury, robi wszystko, abym wyniosła się z domu. Ale to przecież ciągle i mój dom.
Dlaczego mam się wyprowadzać?

Życie w podzielonym domu łatwe nie jest. W kuchni na parterze, która należy do kobiety, poza pustymi naczyniami i kwiatami, nie ma nic. Puste szafki, lodówka. - Wszystko mi pozabierał - mówi o byłym mężu Jola. - Miałam sprzęt kuchenny, inne rzeczy.... Nie mam nic! Do tego odłączył mi prąd, więc lodówka nie działa. Nic w niej nie trzymam. Były mąż odłączył mi też wodę. Wykręcił korki. Pozabierał żarówki. Mówi, że to dlatego, że nie płacę za prąd czy wodę. A jak mam płacić, skoro nie mam tego prądu i wody?

Na parterze, w kuchni Joli, nie odczuwa się jeszcze tego przejmującego zimna, jakie panuje na jej piętrze. Bo tam nie dochodzi też ogrzewanie.

- U niego jest ciepło, kaloryfery gorące. U mnie lód! - mówi kobieta. - Do tego pozabierał mi... drzwi. W miejscu tych, które prowadziły do mnie na górę, powiesił najpierw moją kołdrę, potem kawałek wykładziny. I mówi, że to po to, aby do niego zimno nie dochodziło. Zabrał drzwi od pokoju, w którym śpię! Zabrał wszystkie meble.
W sypialni Joli stoi teraz tylko łóżko. I jest potwornie zimno. Jola pokazuje, jak śpi: pod trzema kołdrami i dwoma kożuchami. Ubrana od stóp do głów. - Były mąż może w każdej chwili do mnie wejść - mówi. - Do tego nie ma prądu, więc jak zapada zmrok, jest ciemno. Sama nie wiem, jak daję radę...

Kobieta przyznaje, że coraz rzadziej bywa w domu. Najczęściej przyjeżdża tu tylko nocować.

- W dzień jestem najczęściej u znajomych i rodziny - mówi. - Gdyby nie ci ludzie, nie miałabym gdzie się podziać.

Od początku było źle

Jolanta miała 13 lat, kiedy poznała Andrzeja, a zaledwie 17, gdy za niego wychodziła. Na świat zaraz przyszedł najstarszy syn, trzy lata potem - średni. Dziś dzieci mają 19 i 16 lat, i... murem stoją za ojcem. Mieszkają na pierwszym piętrze - w strefie Andrzeja.

- Mąż ich przekupił - ocenia Jola. - Wiadomo, jak to chłopcy: chcą mieć różne rzeczy. A co ja im mogę dać? Jestem bezrobotna, czasem tylko jakąś dorywczą pracę podłapię.

Sąd przyznał Andrzejowi wykonywanie władzy rodzicielskiej także nad najmłodszym, 7-letnim synem. - Ja tego małego prawie wcale teraz nie widuję, bo mieszka u matki Andrzeja - mówi Jolanta. Swoje małżeństwo, choć trwało 18 lat, wspomina jako złe. - Od początku się nam nie układało - wyjaśnia. - Mąż pił, robił awantury. Kilkanaście spraw o znęcanie nad rodziną miał.

W 2001 roku miał nawet postawione zarzuty za znęcanie się fizyczne i psychiczne nade mną. Ale błagał, abym dała mu szansę, to uległam. Postępowanie karne wobec niego zostało warunkowo umorzone na dwa lata.

Ale sytuacja za bardzo się nie zmieniła. Kolejne lata małżeństwa to były kolejne awantury. W końcu Andrzej założył sprawę o rozwód. Postępowanie toczyło się trzy lata. W tym czasie strony walczyły o to, z czyjej winy powinien być rozwód.

Prace społeczne za karę?

Teraz nie ma miesiąca, aby na interwencję do eksmałżonków nie przyjeżdżała policja, wzywana przez Andrzeja lub Jolę. Kobieta zarzuca byłemu mężowi, że zabrał jej meble, prześcieradła, ręczniki, sprzęt RTV. Wzywa policję twierdząc, że dochodzi do znęcania się. Wezwała też, gdy zobaczyła przybitą w miejsce drzwi kołdrę. Ale w żadnym z tych przypadków ani policja, ani powiadamiana potem prokuratura, nie podzielały zdania kobiety. Wszystkie instancje uznają, że między stronami wprawdzie dochodzi do kłótni, ale nie są to przestępstwa. Tym bardziej że relacje stron są zazwyczaj skrajnie różne, a za Andrzejem, i przeciwko matce, często zeznają też najstarsi synowie.

W ub. roku wzywanie policji skończyło się wyrokiem dla Joli. Sąd uznał, że kobieta jest winna "wprowadzenia w błąd policji". Jolanta została skazana na karę miesięcznego ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej pracy na cele społeczne przez 30 godzin. - Sprzątam teraz społecznie w szkole - przyznaje. - Choć nie rozumiem, dlaczego za to, że wołałam policję na pomoc, muszę być ukarana.

Sąd dał jednak wiarę zeznaniom męża i dzieci, a także wezwanych na interwencję policjantów. Jak wynika z ich zeznań, w grudniu 2008 r., policja została wezwana do awantury domowej. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że awantury nie ma (co zgodnie stwierdził Andrzej i jeden z synów), a Jola - zdaniem męża - wezwała policję tylko po to, aby wykazać, że mimo dłuższej nieobecności, cały czas przebywa w domu. Do tego, zdaniem sądu, stwierdzony brak prześcieradła i ręczników kobieta zgłaszała już wcześniej. A podobno niedziałający telefon po podłączeniu do sieci działał.

- Tamtą sprawę przegrałam, jak nie odpracuję, mogę pójść do więzienia na dwa miesiące - żali się kobieta. - Nie rozumiem jednak, dlaczego znikąd nie mam pomocy.
Już we wtorek, 9 lutego, sąd ma orzec o podziale majątku Joli i Andrzeja. Jest szansa, że to ukróci ich dotychczasowe spory. Z Andrzejem, mimo kilku prób, nie udało nam się skontaktować.

Niektóre imiona zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna