Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Domy z papieru są tak samo nietrwałe jak domy z drewna

Anna Kopeć
- Pytałam mieszkańców podlaskich wsi, czy ich miejscowości się  zmieniły - wspomina Olesia Sekeresh. - Odpowiadali, że niestety tak, że kapitalizm dotarł już wszędzie, a ludzie stają się mniej otwarci, zamykają się w swoich domach...
- Pytałam mieszkańców podlaskich wsi, czy ich miejscowości się zmieniły - wspomina Olesia Sekeresh. - Odpowiadali, że niestety tak, że kapitalizm dotarł już wszędzie, a ludzie stają się mniej otwarci, zamykają się w swoich domach... Andrzej Zgiet
Podróżowała po podlaskich wsiach i rozmawiała z ich mieszkańcami. A potem te opowieści przeniosła na papier - zrobiła domki z wycinanek. Ukraińska artystka Olesia Sekeresh prezentuje w Białymstoku niezwykłą wystawę.

- W białostockim Centrum im. Ludwika Zamenhofa można oglądać pani wystawę „Wsłuchiwać się”. To domki wykonane metodą wycinankową. Jak powstałą ta ekspozycja?

- W pewnym sensie to pamiątka po mojej podróży przez podlaskie wsie. Wsłuchiwałam się i nagrywałam historie mieszkańców - ich opowieści o życiu i marzeniach. W centrum zawsze był człowiek. Podczas tych spotkań oglądałam domy moich rozmówców, ich zdobienia, szukałam szczegółów, które powiedzą mi coś więcej o mieszkańcach. Ich opowieści postanowiłam przełożyć na pracę plastyczną. Zdecydowałam, że będzie to papier, konkretnie wycinanka, ale taka, która jest bardziej rodzajem sztuki współczesnej. Ten projekt realizowałam rok temu w ramach półrocznej rezydencji „Gaude Polonia” (.). W pierwszej część podróżowałam po Podlasiu, szukałam historii, spotykałam ludzi. Później wróciłam do Warszawy i pracowałam nad wycinankami.

- Każdy domek to oddzielna historia. Która z nich szczególnie panią poruszyła?

- To historia pewnego pana ze wsi w pobliżu Hajnówki, która szczególnie wpłynęła na moją wyobraźnię. Opowiadał o swoim dzieciństwie, o tym, co się działo na tych terenach po II wojnie światowej. Jego wieś została zupełnie zniszczona. Zostały dwa, może trzy domy, być może dlatego, że były wykonane z lepszych materiałów i miały lepsze fundamenty. Jednym z nich był właśnie dom jego rodziców. Zaprosili do siebie sąsiadów, którzy nie mieli gdzie się podziać, bo ich domostwa były kompletnie zniszczone. I tak w jednym, malutkim pokoju musiało się zmieścić i żyć 30 osób! Mimo trudnych warunków musieli sobie radzić. Byli dla siebie bardzo bliscy. Jedzenie, np. zupę, przygotowywali w wiadrach. To mnie bardzo poruszyło. Dlatego w jednej ze swoich prac - niezwiązanych z cyklem prezentowanym w CLZ - namalowałam wiadro tak wysokie jak człowiek. Na wystawie jest też ponad dwumetrowa wycinanka w firmie kopicy (stóg siana - przyp. red.) - to symbol autentyzmu na wsi, element, który też łączy tutejsze wsie z moimi rodzinnymi stronami, taki bardzo mocny, symboliczny znak.

- Podlasie kojarzy się z bogatym, kolorowym zdobnictwem. U pani wszystkie domki są białe i czarne. Dlaczego?

- Lubię minimalizm. Myślę, że to ciekawa stylistyka wizualna i bardziej przemawia do tych, którzy to oglądają. Nagromadzenie kolorów byłoby rozpraszające.

- Stworzyła pani także szczególną pracę dla Białegostoku...

- Centrum im. Ludwika Zamenhofa zaprosiło mnie na dwutygodniowy pobyt artystyczny. Efektem miał być jeden specjalny domek dla Bojar. To pomysł Ani Danilewicz, która tu pracuje. Dostałam przewodnika po tej dzielnicy, który opowiadał mi o historii i architekturze tego miejsca, o tym, że większość domów niszczeje, prawdopodobnie jest też podpalana. A z drugiej strony, wciąż jest tu sporo oryginalnych obiektów. Zachwyciło mnie to miejsce, z prawdziwymi drewnianymi domami, w których wciąż mieszkają ludzie. To niezwykłe, że uchowało się praktycznie w centrum miasta. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś podobnego. Oczywiście widziałam skansen urządzony specjalnie na styl wiejski, ale takiej autentycznej dzielnicy, która byłaby częścią miasta - nigdy. Myślę, że Bojary to prawdziwa dusza Białegostoku. Należy je specjalnie chronić. Takie jest też przesłanie domku, który powstał specjalnie dla Białegostoku.

- Ten domek to również wycinanka papierowa. Materiał bardzo nietrwały.

- Tak jak budynek. I z papierową wycinanką, i z drewnianym domem może stać się wszystko.

- Jacy, pani zdaniem, są mieszkańcy Podlasia? Co panią zaskoczyło w kontaktach z tymi ludźmi?

- Nie ma jakiś specjalnych różnic między ludźmi. Pewnym odkryciem była dla mnie mowa z okolic Hajnówki. Na początku obawiałam się tej wizyty, bo nie umiałam mówić po polsku, nie wiedziałam, jak się porozumiem z tymi ludźmi. Ale na miejscu okazało się, że ich język jest bardzo zbliżony do ukraińskiego, szczególnie do dialektu regionu, z którego pochodzę.

Poza tym, pewnym odkryciem było dla mnie także to, że w drewnianych domach wciąż są piece na drewno i ludzie wciąż ich używają, przygotowują obiad. Ja to znam z dawnych wspomnień. Wsie tutaj są zbudowane wzdłuż jednej ulicy, w niektórych nie ma nawet sklepu. Zastanawiałam się więc, gdzie mieszkańcy się spotykają i rozmawiają… Chyba brakuje teraz takich miejsc na wsiach. Jeszcze jak jest mleczarnia, punkt skupu, to tam się ludzie gromadzą. Ale poza tym trudno znaleźć jakąś wspólną przestrzeń do spotkań, komunikacji całej tej społeczności.

No i na polskich wsiach widziałam też starsze panie, które prowadzą samochód. Na Ukrainie to wciąż dość rzadki widok.

Pytałam swoich rozmówców, czy ich wieś się zmieniła. Odpowiadali, że niestety tak, że kapitalizm dotarł już wszędzie, a ludzie stają się mniej otwarci, zamykają się w swoich domach. To zastanawiające… I smutne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna