Sąd dał chorej kobiecie cztery tygodnie, by spakowała dorobek swojego życia, zabrała córkę i opuściła dom. Klucze ma przekazać przez adwokata swoim synom. Nikt, ani dzieci, ani sędzia nie zapytał, czy ma dokąd pójść?
- Nie mam - twierdzi pani Zofia (imię zmienione). - Dostaję 540 zł renty inwalidzkiej, mam na utrzymaniu nastoletnią córkę. Nawet gdybym chciała wynająć mieszkanie, to nie mam za co. Byłam w ośrodku pomocy społecznej, ale odesłali mnie z kwitkiem. Burmistrz zaś zasugerował, bym złożyła podanie o lokal. Obiecał, że rozpatrzy je... za pół roku.
CZYTAJ TEŻ: Cały majątek dostała sąsiadka. Rodzina walczy w sądzie
Kilka dni temu kobieta wysłała rozpaczliwy list do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. „Stała mi się wielka krzywda. Błagam pana o sprawiedliwość...” - napisała. Czeka na odpowiedź, płacze i... pakuje się.
Jeden sąd wątpi, drugi wierzy
Pani Zofia wraz z mężem wybudowała okazały dom w centrum Augustowa. - Przez kilka lat harowaliśmy od rana do nocy, jak konie - wspomina.
Siedem lat po ślubie zmarł mąż. Kobieta mówi, że któregoś dnia położył się spać i już się nie obudził. Pozostała więc z trójką małych dzieci. Synowie mieli wtedy od czterech do sześciu lat.
- Było potwornie ciężko - nie kryje. - Szwankowało mi zdrowie, dokuczał brak pieniędzy.
Pół roku później rodzina zmarłego przypomniała sobie, że pozostawił on testament. Ustny. Cały majątek, w obecności kilku mieszkających w sąsiedztwie osób, miał jakoby ofiarować swoim synom. Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Augustowie, ale ten stwierdził, że to mało prawdopodobne, by zdrowy, trzydziestoparoletni mężczyzna myślał o podziale i przekazaniu swoich dóbr. Jednak krewni zmarłego zaskarżyli tę decyzję do sądu okręgowego i sprawę wygrali. Sąd stwierdził, że nie ma podstaw, by podważać wolę zmarłego. Dzieci pozostały więc właścicielami domu.
- Nie miałam nic przeciwko temu, nie walczyłam - wspomina pani Zofia. - Przecież i z myślą o nich budowaliśmy ten dom.
Jakiś czas później kobieta ponownie wyszła za mąż i urodziła córkę, która teraz jest gimnazjalistką.
- Od lat jesteśmy same, bo drugi mąż też już nie żyje - opowiada. - A synowie wyjechali na studia i coraz rzadziej się odzywali.
Pojawili się dwa lata temu. Kazali matce wyprowadzić się z domu, a gdy odmówiła, złożyli do sądu wniosek o eksmisję.
- Musiałam się bronić - wyjaśnia Zofia. - Wystąpiłam o podział majątku i zniesienie współwłasności. To postępowanie trwa.
Sprawa o eksmisję trafiła do Sądu Okręgowego w Suwałkach i została zawieszona.
- Najpierw należy podzielić dom, a dopiero później decydować, kto ma w nim pozostać - uzasadnia mecenas Stefan Bagan, reprezentujący kobietę.
Miesiąc na wyprowadzkę
Ale synowie pani Zofii wnosili o wznowienie postępowania. Narzekali na jego przewlekłość i twierdzili, że nie mają gdzie mieszkać. Ten argument przeważył: w ostatnim dniu sierpnia sąd wydał wyrok. W jego uzasadnieniu był oszczędny. Stwierdził jedynie, że kobieta-inwalidka, wraz z córką muszą wyprowadzić się do końca tego miesiąca, bo budynek nie jest ich własnością.
- Co za podłość?! Nie potrafię pogodzić się z tym - płacze kobieta. - Sąd pozbawił nas dachu nad głową, skazał na tułaczkę.
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?