Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś Dzień Matki. Lukrecja Makarczyk tworzy rodzinę zastępczą

Helena Wysocka [email protected]
Z okazji Dnia Matki Lukrecja Makarczyk dostanie buziaka nie tylko od swojego syna Kornela (na zdjęciu). O wszystkich świętach pamiętają także przybrane dzieci. – Dla mnie najważniejszy jest ich uśmiech – zapewnia kobieta.
Z okazji Dnia Matki Lukrecja Makarczyk dostanie buziaka nie tylko od swojego syna Kornela (na zdjęciu). O wszystkich świętach pamiętają także przybrane dzieci. – Dla mnie najważniejszy jest ich uśmiech – zapewnia kobieta. H.Wysocka
Różnica pomiędzy dziećmi swoimi, a przybranymi jest taka, że te ostatnie odchodzą. I wtedy pozostaje ogromna pustka - mówi Lukrecja Makarczyk, która wraz z mężem tworzy rodzinę zastępczą dla trojga nieletnich.

Tak jak za Anią, która trafiła do adopcji. - Była u nas zaledwie rok - mówi pani Lukrecja. - Bardzo za nią tęsknię. Czasem budzę się w nocy i myślę, co się z nią dzieje. Wierzę, że choć mieszka obecnie kilkaset kilometrów od Suwałk, to kiedyś zapuka do naszych drzwi.

Przyznaje, że tak jak w każdym domu, tak i w ich bywają lepsze i gorsze dni.

- Ale nawet najgorsze problemy można pokonać, gdy obok ma się kogoś bliskiego, komu można zaufać. I między innymi tego uczymy nasze dzieci - dodaje.

Nie można przebierać w dzieciach

Lukrecja i Mariusz Makarczykowie mieszkają na jednym z suwalskich osiedli. Mają ładny dom, dwóch swoich synów i psa. Decyzję o utworzeniu rodziny zastępczej podjęli cztery lata temu. Tuż po urodzeniu się młodszego syna, Kornela.

- Zawsze chciałam mieć córeczkę - opowiada pani Lukrecja. - Myślałam o tym, jak będę ją stroić, czesać i jak będziemy razem chodzić na zakupy. Uznaliśmy z mężem, że skoro los obdarowuje nas synami, to możemy wziąć dziewczynkę z ośrodka opiekuńczego. Przy okazji pomożemy dziecku, któremu świat zawalił się na głowę.

Makarczykowie przeszli niezbędne szkolenia i zapisali się w kolejkę. Kilka miesięcy później dowiedzieli się, że w ośrodku adopcyjno-opiekuńczym przebywa rodzeństwo - chłopiec z dziewczynką. Pochodzą z Suwałk i mają 13 oraz 14 lat. Odmówili. Dziś przyznają, że obawiali się problemów wychowawczych.

- Nastolatki potrafią się buntować - zauważa kobieta. - Nie byliśmy pewni, czy poradzimy sobie z tym.

Poza tym, jeszcze wtedy wciąż poszukiwali dziewczynki. I tak kilka tygodni później pod swój dach przyjęli 14-letnią Monikę. Pochodzi z Suwałk. Jej ojciec często wyjeżdżał za granicę. Matka - chorowała. Monika była pod opieką cioci, babci, albo... niczyją. W domu brakowało chleba i miłości. Rozmówcy wspominają, jak kiedyś dziewczynka trafiła do szpitala. W tym czasie jej matki nie było w domu. Kobietę odnalazła i doprowadziła na szpitalną salę policja. To jedna z wielu sytuacji, do jakich dochodziło w rodzinnym domu nastolatki. Co zdecydowało o tym, że Monika poszła do ośrodka pomocy społecznej, by prosić o wsparcie, nie wiadomo. Fakt, że zgłosiła się tam sama i wkrótce trafiła do domu Ma-karczyków.

- Cieszyliśmy się z jej obecności, a jednocześnie zrobiło nam się trochę głupio - przyznaje pani Lukrecja. - Pomyśleliśmy sobie, że nie mamy prawa "przebierać" w dzieciach, które z różnych powodów są zaniedbywane, czy odrzucone przez biologicznych rodziców. Postanowiliśmy odszukać rodzeństwo, które w pierwszej chwili odtrąciliśmy.

Nie było trudno, bo Tomek i Aneta wciąż przebywali w ośrodku. Makarczykowie najpierw się z nimi zaprzyjaźnili, zapoznali z panującymi w domu zasadami. Później zapytali, czy chcą razem zamieszkać.
- Zgodzili się - mówi pani Lukrecja. - Mówiąc szczerze, bardzo nas to ucieszyło.

Dziś, z perspektywy czasu patrząc, można powiedzieć, że bywało trudno. Tomek sprawiał spore kłopoty.

- To przeszłość - macha ręką kobieta. - Nie warto do niej wracać. Chłopak uczy się, ma plany. To nas bardzo cieszy.

Monika musi kogoś zranić

W połowie ubiegłego roku Makarczykowie "przygarnęli" jeszcze jedno dziecko, czteromiesięczną Anię. Jej matka była bezdomna, urodziła dziecko w piwnicy jednego z suwalskich bloków i wkrótce oddała je do Pogotowia Rodzinnego. Dziewczynka wymagała rehabilitacji, miała problemy z sercem. Czasem trzeba było czuwać nad nią dzień i noc.

- Żaden problem, jej uśmiech wynagradzał nam pracę - zapewnia pani Lukrecja.

Na początku minionego roku Anią zainteresowało się małżeństwo z podwarszawskiej miejscowości. Chciało ją adoptować. Matka dziecka została wezwana do sądu, by opowiedziała się w kwestii praw rodzicielskich. Zrzekła się ich na początku rozprawy. Nawet nie chciała słuchać sugestii sędzi, by zastanowiła się nad tym choć chwilę.

- Byłam w szoku, nie wiem, jak mogła tak zrobić - mówi kobieta. - Nawet zwierząt tak się nie oddaje, a co dopiero dziecko.

Adopcja przebiegła sprawnie. Makarczykowie mówią, że nowi rodzice obiecywali stały kontakt. Deklarowali, że będą przysyłać zdjęcia Ani, informować, czy jest zdrowa i jak się rozwija. Nie odzywają się. Może nie mają czasu, a może nie chcą.

- Bardzo tęsknimy - przyznają rozmówcy. - Nawet trudno to opowiedzieć. Mamy nadzieję, że kiedyś nas odwiedzi. Bardzo byśmy byli szczęśliwi.

W rodzinie Makarczyków wkrótce mogą zajść kolejne zmiany. Mama Moniki wychodzi za mąż i chce odzyskać córkę. Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie suwalski sąd rodzinny, który zbierze się w lipcu tego roku.

- Trudno nam się wypowiadać - mówi pan Mariusz. - Monika musi sama zdecydować, gdzie chce pozostać. Będzie nam jej brakowało, ale nasze uczucia w tym przypadku nie mają większego znaczenia.

Co powie dziewczynka podczas posiedzenia sądu, nie wiadomo. Podobno kilka dni temu wyznała zastępczym rodzicom, że "kogoś będzie musiała skrzywdzić". Pytanie kogo, pozostaje otwarte.

Laurka, to największa zapłata

Jak wygląda życie w rodzinie zastępczej?

- Tak, jak w każdej - odpowiadają Makarczykowie.

Starsze dzieci idą do szkoły, a czteroletni Kornel nie może się doczekać, kiedy wrócą. Po południu jest czas na zabawę, naukę i domowe obowiązki.

- Wszyscy je mają - mówi pani Lukrecja. - Nie widzę powodu, by dzieci chowały się pod kloszem. Muszą nauczyć się radzić sobie w życiu.

Przysposobione nastolatki odwiedzają swoich rodziców i są przez nich odwiedzane. Jedni bardziej interesują się losem swoich pociech, inni mniej. W niedzielę dzieci na pewno pójdą do swoich mam, by złożyć im życzenia. Wcześniej uścisną panią Lukrecję.

- Pamiętają o wszystkich naszych świętach - mówi. - Przytulają się, dają laurki. To najlepsza zapłata za to, co robimy. Mam nadzieję, że zawsze będą o nas pamiętać.

Makarczykowie czekają na kolejne dziecko. Teraz chcieliby zaopiekować się małą dziewczynką. Chłopca też pewnie nie odeślą.

- Jeszcze kilka lat temu nawet nie przypuszczałam, że będę miała tak liczną rodzinę - śmieje się pani Lukrecja. I dodaje, że to, czy dzieci są własne, czy przysposobione, nie ma znaczenia. Kocha je tak samo.

Imiona dzieci zostały zmienione.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna