Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fatalna pomyłka. Przez komornika trafił do psychiatryka

Helena Wysocka [email protected]
Komornik zagroził mu egzekucją. Mężczyzna tak się przejął widmem licytacji majątku, że wylądował w szpitalu psychiatrycznym.

Odchodziłem od zmysłów, zupełnie nie wiedziałem, co robić - opowiada poszkodowany suwalczanin. - W końcu trafiłem do szpitala. Próbowałem szukać pomocy na policji, w prokuraturze. Niestety, wszyscy traktowali mnie, jak oszusta.

Po miesiącu okazało się, że - wbrew posądzeniom - suwalczanin nie ma żadnych długów.

- Przykro mi - mówi szef firmy, która żądała ścigania naszego Czytelnika. - Zaszła fatalna pomyłka. Proszę zrozumieć, czasem tak się zdarza. Zresztą, każdy człowiek ma prawo do błędu. To chyba naturalne.

Komornik pukał do drzwi
Mirosław S. dobiega pięćdziesiątki. Mieszka w suwalskim blokowisku, wraz z żoną wychowuje troje dzieci.

- Ciężko pracuję, żeby zarobić na utrzymanie rodziny - opowiada. - Staram się żyć uczciwie, nigdy nie miałem nawet najmniejszej kolizji z prawem.

Zdziwił się więc nieco, gdy dwa miesiące temu otrzymał wezwanie od suwalskiego komornika. Sądził, że być może przegapił jakiś rachunek za prąd.

Dzień później osłupiał. To, czego dowiedział się od poborcy wbiło go w posadzkę. Okazało się bowiem, że firmie ze Starogardu Gdańskiego jest, a właściwie był sześć lat temu winien - na podstawie prawomocnego wyroku sądu - ponad siedem tysięcy złotych!

- Moje rzekome zobowiązania, razem z odsetkami wynosiły już kilkanaście tysięcy złotych! - wspomina rozmówca. - Dla mnie to góra pieniędzy. Próbowałem wyjaśnić poborcy, że nie prowadziłem żadnych interesów z firmą ze Starogardu Gdańskiego. Nigdy tam nie byłem, a jakby tego było mało, nigdy nie prowadziłem własnej firmy. Nie mogę więc mieć żadnych zobowiązań.

Komornik był grzeczny, ale stanowczy. Wyjaśnienia Mirosława S. miał skwitować uwagą:

- Wszyscy moi klienci są niewinni. Im szybciej załatwimy tę sprawę, tym lepiej. Po co ma pan wchodzić w dodatkowe koszty? Dług, to nie zając, w pole nie ucieknie. I tak trzeba będzie kiedyś go zwrócić.

Komornik nie tylko przekonywał, ale też podsuwał jakieś kwity do podpisania. Miały one potwierdzać, że S. zapoznał się z orzeczeniem sądu o egzekucji i poddaje się jej.

- Odmówiłem - opowiada Mirosław S. - Obiecałem, że wkrótce odezwę się i wróciłem do domu. Tej nocy nie zmrużyłem oka. Kolejne też były bezsenne.

Mirosław S. zaczął kombinować, o co chodzi i jak się z tego wyplątać. A ponieważ, może z nerwów, a może od gonitwy myśli rozbolała go głowa, trafił do szpitala psychiatrycznego.

- Chyba pierwszy raz w życiu ucieszyłem się z choroby - dodaje. - To zdaje się jedyne miejsce, do którego nie zagląda komornik. Bo do drzwi mojego mieszkania już pukał. Siedzieliśmy wszyscy, jak mysz pod miotłą, żeby nie zorientował się, że nie chcemy go wpuścić.

To nie ten Mirosław?!
Mirosław S. od komornika dowiedział się, że pieniądze winien jest Gospodarstwu Pomocniczemu, Zakładowi Produkcyjnemu przy Zakładzie Karnym w Kamińsku. Podobno kiedyś coś tam kupił. Co dokładnie, nie wiadomo.

S. wystąpił do sądu z prośbą o odpis orzeczenia. Otrzymał informację, że postępowanie jest już zakończone i sąd nie może dokonywać żadnych czynności. Jednocześnie zaproponowano mu, by przyjechał do Starogardu Gdańskiego, to będzie mógł przejrzeć akta sprawy.

Suwalczanin powiadomił organy ścigania, że ktoś się pod niego podszywa.

- Nie chciały przyjąć zgłoszenia, ale się uparłem - opowiada. - Niestety, wszędzie patrzyli na mnie, jak na oszusta. Mundurowi sugerowali, że przychodzą do nich tłumy takich niewiniątek, jak ja. Nawet któryś powiedział mi, że bardzo sprytnie wszystko obmyśliłem. On sam nie zrobiłby tego lepiej.

Mirosław S. zaczął też bombardować telefonicznie swojego wierzyciela. Dopytywać, kiedy dokładnie i jaki towar kupił.

- Faktycznie, telefonował do nas niemal bez przerwy - przyznaje Mieczysław Szerszunowicz, prezes firmy. - W końcu zacząłem zastanawiać się, że chyba coś jest nie tak. Radcy prawnemu poleciłem, żeby to dokładnie sprawdził. On w tym celu zwrócił się do urzędu skarbowego.

Miesiąc później firma poinformowała Mirosława S., że nie ma do niego żadnych pretensji. Jak się okazało, dłużnikiem zakładu jest mężczyzna o tym samym imieniu i nazwisku, ale mieszkający w... Gdańsku.

- Odetchnąłem z ulgą, choć - przyznam szczerze - nie jest pewien, czy nadal nie figuruję w rejestrze skazanych czy też dłużników - dodaje nasz Czytelnik. - Często zastanawiam się, kiedy i w jakiej sytuacji o tym się dowiem.

Dyrektor: Czasem tak się zdarza
Suwalska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, bo do przestępstwa nie doszło. Ktoś po prostu popełnił błąd.

- Zainteresowany, jeśli czuje się poszkodowany może ścigać osobę, która zawiniła, ale na drodze postępowania cywilnego - informuje Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Suwałkach.

A kto zawinił?
Dyrektor Szerszunowicz nie poczuwa się do winy. Mówi raczej o przykrym zbiegu okoliczności.
- Doszło do pomyłki, czasem tak się zdarza - tłumaczy. - Mogę tylko wyrazić z tego powodu swoje ubolewanie.
Dr Jarosław Świeczkowski, prezes Krajowej Rady Komorniczej pociesza, że tego typu przypadki nie zdarzają się zbyt często:

- Jakiś czas temu postulowaliśmy, aby w treści orzeczenia, na podstawie którego dokonujemy egzekucji, wpisany był np. numer pesel dłużnika - mówi prezes. - Wtedy znacznie szybciej tego typu pomyłki można byłoby wyjaśnić. Niestety, naszych wniosków nikt nie bierze pod uwagę. A na dodatek poszkodowani ludzie mają pretensje właśnie do nas, że ich "nękamy". Zapominają, albo nie wiedzą, że to wierzyciel wskazuje adres dłużnika. A my działamy na jego zlecenie.

Mirosław S. odszkodowania dochodzić nie zamierza.

- Straciłem pół zdrowia, to prawda - przyznaje. - Ale chcę o tym zapomnieć, i to jak najszybciej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna