Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grozili, że zabiją. Żądali okupu

Helena Wysocka [email protected]
Najokrutniejszym porwaniem na Suwalszczyźnie było uprowadzenie "Loczka". Bandyci kazali kopać dół. Później chłopaka zabili.
Najokrutniejszym porwaniem na Suwalszczyźnie było uprowadzenie "Loczka". Bandyci kazali kopać dół. Później chłopaka zabili. Fot. Sxc
Zwabili do samochodu i wywieźli na starą żwirownię. Tam pobili, związali, a później wrzucili do bagażnika. Przez kilka godzin wozili po mieście. - Jak zapłacisz, będziesz żył - mówili wprost.

Darowali wolność dopiero wtedy, gdy dostali część pieniędzy. Na resztę umówili się kolejnego dnia. Nie zdążyli odebrać okupu. Zostali zatrzymani przez policję. Za kilka dni zasiądą na ławie oskarżonych suwalskiego sądu. Idą w zaparte. I trudno temu się dziwić. Jeśli sąd potwierdzi ich winę, mogą trafić za kratki nawet na 25 lat.

Chciał zrobić tatuaż
Kamil Z. z Suwałk ma dwadzieścia parę lat. Latem minionego roku postanowił zrobić sobie tatuaż. Taki wielki, na plecach. Adres domorosłego "artysty", czyli Marcina T., dostał od znajomego. Z usługi był zadowolony, zapłacił za nią 3 tysiące złotych.

Na tatuażu znajomość się nie zakończyła. Mężczyźni spotkali się jeszcze parokrotnie. Można powiedzieć, że połączyły ich wspólne interesy. Kamil Z. bowiem pożyczał autorowi tatuażu pieniądze. W sumie dał mu blisko 4 tysiące złotych.

Do zdarzenia, które wkrótce znajdzie swój finał na sądowej ławie, doszło we wrześniu minionego roku. Kamil spotkał Marcina T. na suwalskim osiedlu Północ, przed jednym z marketów. "Artysta" był w towarzystwie dwóch kolegów. Mężczyźni zaprosili Kamila do samochodu, zaproponowali mu, że odwiozą do domu.

Szybko okazało się, że propozycja nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Suwalczanie bowiem pojechali w zupełnie innym kierunku. Zatrzymali się za miastem, na "piaskach", czyli starej żwirowni.

Czy Kamil przeczuwał, że ta wyprawa źle się skończy? Pewnie tak. Jak twierdzi, próbował uciekać ze żwirowni. Nie miał jednak większych szans. Oskarżeni ruszyli za nim w pościg, samochodem. Nie musieli daleko gonić. Dopadli poszkodowanego, gdy wpadł do rowu.

Zażądali 10 tysięcy złotych
Przywieźli swoją ofiarę znowu na żwirownię, zaczęli ją bić i kopać. Pytali, czy mają wobec niej jakiś dług. Gdy Kamil Z. wymienił kwotę zobowiązania, otrzymał kolejne ciosy.

- Nie jesteśmy nic winni, rozumiesz! - mieli przekonywać.- Ani grosza!
W końcu sprawę postawili jasno: chcesz żyć, to zapłać.

Zażądali dziesięciu tysięcy zł okupu. Dlaczego, ten wątek w prokuratorskim śledztwie nie został do końca wyjaśniony. Oskarżeni mówią o karze. Skąd taka kwota? Może akurat tyle pieniędzy potrzebowali.

Kamil Z. nie miał kasy, ani przy sobie, ani w domu. Sprawcy skontaktowali się więc z jego siostrą, Barbarą. Powiedzieli jej wprost: jeśli nie zapłaci okupu, to Kamila wywiozą i zabiją.

Negocjacje trwały kilka minut. W końcu sprawcy obniżyli żądaną kwotę o połowę. Zrozpaczona kobieta obiecała zebrać pieniądze. I to jak najszybciej.

Pozostawili przy cmentarzu
Porywacze nie mieli zamiaru czekać na żwirowni. Związali swoją ofiarę, zapakowali do bagażnika samochodu i ruszyli w rejs suwalskimi ulicami. Jeździli kilka godzin. W tym czasie telefonicznie nękali Barbarę. Chcieli, by jak najszybciej zbierała pieniądze.

Czas płynął. Parę godzin później dręczona kobieta zgromadziła 1850 złotych. Było zbyt późno, żeby cokolwiek jeszcze mogła dopożyczyć.

Oskarżeni nie mieli wyjścia. Zgodzili się więc rozłożyć okup na raty. Tego dnia Barbara miała przekazać to, co ma. Kolejnego - brakującą kwotę.

Suwalczanie kazali kobiecie przyjechać do centrum, pod jeden z marketów i tam zapakować pieniądze w paczkę po papierosach. Później miała przejść kilkaset metrów, na postój taksówek i przekazać kasę kierowcy. Tak też się stało.

Kobieta twierdzi, że taksówkarz przyjął przesyłkę, przeliczył kwotę i odjechał. Musiał bowiem dotrzeć na umówione z porywaczami spotkanie. Jak wynika z prokuratorskiego śledztwa, przekazał im pieniądze.

Około północy sprawcy pozostawili swoją ofiarę na bazarze, obok parafialnego cmentarza. Był tak pobity, że od razu trafił do szpitala.

Uważaj, pobije Cię "Łysy"
Dzień później akcja była kontynuowana. Sprawcy znowu skontaktowali się z siostrą uprowadzonego. Wyznaczyli kilka godzin na zebranie brakującej kwoty. Dali jej czas do godziny 14. Jednocześnie ostrzegli, że jeśli zgłosi sprawę policji, to zostanie pobita przez "Łysego".

Później były kolejne telefony i pogróżki. Miały one zmusić kobietę do szybkiego działania. Argumentów nie brakowało. Oskarżeni grozili, że jeśli nie otrzymają pieniędzy, to ucierpi na tym 18 miesięczna córka Barbary, Weronika.

Kobieta nie miała wyjścia. Z jednej strony nie miała skąd pożyczyć pieniędzy, z drugiej - bała się o życie swoich najbliższych. Ostatecznie postanowiła powiadomić policję. Ta zaś, kilka godzin później, ujęła sprawców.

Ma dwoje małych dzieci
Proces w tej sprawie ma się rozpocząć 22 lutego w suwalskim sądzie. Na ławie oskarżonych zasiądzie trzech mężczyzn. Dwaj byli już wcześniej karani, trzeci - ma czyste konto.

Kim są porywacze? Daniel K. ma średnie wykształcenie. Mógłby naprawiać auta, ale nie podjął żadnej pracy. Arkadiusz B., to 27-letni murarz. Kawaler, też bez stałego zajęcia. Marcin T. natomiast jest ślusarzem. 22-letni suwalczanin wychowuje dwoje małych dzieci.

Od czterech miesięcy wszyscy siedzą w areszcie. Jeśli sąd potwierdzi wersję prokuratury, wolności szybko nie odzyskają. Za uprowadzenie i dręczenie ofiary można trafić na ćwierć wieku za kraty.

Zemsta gangów
To pierwsza tego typu sprawa na Suwalszczyźnie. Wprawdzie wcześniej porwania także były, ale nie dla okupu.

Kilka tygodni temu na przykład suwalczanie uprowadzili swojego znajomego.

Wywieźli go do lasu i próbowali zmusić, by sprzedawał narkotyki. Podejrzani czekają na zakończenie śledztwa za kratkami.

Dwie inne sprawy zakończyły się tragicznie. 17-letni Mateusz Skreczko został wywabiony ze swojego mieszkania, wrzucony do bagażnika auta i wywieziony na pobliskie bagno. Tam sprawca pobił go śmiertelnie, przykrył gałęziami i pozostawił. W ten sposób handlarze narkotyków zemścili się na chłopaku za to, że złożył obciążające ich zeznania.

Z kolei w latach 90. zaginął inny, też 17-letni chłopak. "Loczek", bo tak o nim mówili koledzy, miał złożyć zeznania obciążające grupę, która zajmowała się włamaniami i kradzieżami.

Bandyci wywieźli chłopaka na obrzeża miasta pod pretekstem, że pokażą mu motocykl. Tam kazali "Loczkowi" wykopać grób, a później zabili. Zostali już skazani przez suwalski sąd i przebywają w więzieniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna