Jak mówi były szef firmy, "wbrew oczywistym faktom". Prokuratura niczego sobie do zarzucenia nie ma.
Śledztwo w tej głośnej sprawie ciągnie się już cztery lata. Niedawno, jak informowaliśmy, prokuratura zdecydowała się na ponowne przedstawienie zarzutów byłemu dyrektorowi i jego zastępcy. - Jak to możliwe, skoro z opinii biegłego wynika zupełnie coś innego - dziwi się ten pierwszy.
Państwowe wówczas Suwalskie Kopalnie Surowców Mineralnych były do 2000 roku jedną z najlepszych tego typu firm w Polsce. Potem załamał się rynek i zaczęły się kłopoty. Jak opowiada Romuald B., były dyrektor, zakład mógł wydobywać więcej kruszywa, lecz nie pozwalały na to przepisy o czasie pracy.
Można było je jednak obejść. Podpisano więc umowę z firmą z centralnej Polski. Ta zobowiązała się, że będzie płacić pracownikom za pracę w soboty i niedziele, a większość urobku weźmie sobie. Wszyscy byli z tego zadowoleni: zakład, który miał zapewnionego nabywcę na swój produkt, oraz ludzie, którzy mogli dorobić w majestacie prawa.
Prokuratura zakwestionowała cenę za kruszywo. Była ona bowiem niższa od rynkowej.
- Nikt nie wziął pod uwagę zarobków naszych pracowników - wyjaśnia Romuald B. - Bo gdyby doliczyć je do tego, co otrzymaliśmy za kruszywo, jego cena przekraczałaby obowiązujące w tamtym czasie na rynku.
Prokuratorski akt oskarżenia wpłynął do suwalskiego sądu w 2005 roku. Szybko jednak wrócił do prokuratury. W kilkunastostronicowym uzasadnieniu sędzia wypunktował wszystkie "istotne braki", w tym w ekspertyzach sporządzonych na potrzeby śledztwa. Taki akt oskarżenia do rozpatrzenia się nie nadawał.
Prokuratura zleciła więc nową ekspertyzę. Wynika z niej rzeczywiście, że sprzedaż firmie z centralnej Polski odbywała się po niższych cenach (choć biegły nie dodał sum wypłacanych pracownikom). Ponieważ w tej formie zakład sprzedał jedynie część kruszywa wydobywanego w dni wolne, a resztą upłynnił na rynku, ogólny bilans był dodatni.
Mimo to prokuratura podtrzymała wcześniej przedstawiony zarzut. - To była niekorzystna umowa - twierdził na naszych łamach prowadzący śledztwo.
Nie udało nam się go zapytać, czy postępowanie w tej sprawie nie jest przypadkiem prowadzone "na siłę", bo przebywa na urlopie. Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy suwalskiej prokuratury, mówił nam natomiast niedawno, że zarzuty są dobrze udokumentowane.
Romuald B. nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że przed sądem, jeśli powstanie akt oskarżenia, łatwo to udowodni. I dziwi się, że próbuje się go oskarżyć "na siłę".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?