MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jaga miażdży wszystko na swojej drodze

Redakcja
Rewelacyjnie wypadła drugoligowa inauguracja na stadionie Hetmana. Piłkarze białostockiej Jagiellonii - przy wspaniałym dopingu swoich kibiców - pokonali na Nowym Mieście Zagłębie Sosnowiec aż 4:0. To już czwarte zwycięstwo z rzędu "żółto-czerwonych". W tych czterech spotkaniach Jaga zdobyła dwanaście bramek, tracąc tylko jedną.

Przed sobotnią konfrontacją w obozie jagiellończyków można było wyczuć lekkie zaniepokojenie. Drużynę czekał mecz na obiekcie, z którym zawodnicy nie do końca są jeszcze oswojeni. Ponadto rywalem było Zagłębie, które także zwycięsko wyszło z trzech ostatnich spotkań. Jednak okazało się, że gdy zespół jest "w gazie", to nic nie ma znaczenia. A kiedy jeszcze ma się takich kibiców, to - jak głosi przysłowie - góry można przenosić.
Dwunasty zawodnik
- Publiczność była naszym dwunastym zawodnikiem - mówił po meczu jeden z jego bohaterów Wojciech Kobeszko. - Ich pomoc jest nie do przecenienia.
Fani Jagi przez 90 minut głośnym i co ważne kulturalnym dopingiem zagrzewali do walki swoich ulubieńców. - Myślałem, że kibice Jagiellonii pomylili drużyny - żartował na pomeczowej konferencji prasowej opiekun Zagłębia Krzysztof Tochel. - Moi piłkarze, kiedy wyszli na boisko otrzymali od gospodarzy brawa. To w naszym kraju niespotykane - dodał szkoleniowiec.
Sympatycy Jagi przygotowali dużo więcej niespodzianek. Pragnęli, by inauguracja na Słonecznej wypadła jak najbardziej okazale. Były kolorowe baloniki, a w drugiej połowie na całej trybunie pojawiła się okazała, kilkunastometrowa flaga - "sektorówka". Nie zabrakło także prztyczka w kierunku białostockich radnych. "Radni! Dosyć mamy czekania na waszą pomoc..." - głosił jeden z transparentów.
Mecz miał bardzo podniosły charakter. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego głos zabrali m.in. prezydent Białegostoku Ryszard Tur oraz dyrektor Jagiellonii Wojciech Sularz, a stadion poświęcili kapłani.
Jedni grali, drudzy strzelali
Kibice non stop zagrzewali do boju ukochaną drużynę. Nie zrazili się nawet tym, że na początku spotkania przewagę uzyskali goście. Już w 4 minucie Mariusz Ujek wypuścił w uliczkę Marcina Lachowskiego. Niebezpieczeństwo dalekim wybiegiem ratować musiał Andrzej Olszewski. Jeszcze groźniej pod naszą bramką było w 22 minucie. Fatalny kiks przytrafił się w polu karnym Robertowi Kolasie. Piłka trafiła do Przemysława Pitrego. Ten zagrał ją na prawą stronę. Tam był z kolei Dawid Skrzypek, ale w wybornej sytuacji fatalnie spudłował. - Jestem załamany. Nie wiem jak mogłem nie trafić do siatki. Mogę tylko przeprosić kolegów, bo mecz mógł potoczyć się zupełnie inaczej - nie mógł dojść do siebie pomocnik Zagłębia.
Białostoczanie sprawiali wrażenie nieco zagubionych. Goście narzucili swój styl gry. Podopieczni Adama Nawałki mieli problemy z zawiązaniem składnej akcji. Tak było do 24 minuty. Wtedy ładnym dryblingiem na prawej stronie boiska popisał się Paweł Sobolewski. - Minąłem rywala. Zobaczyłem w polu karnym Wojtka Kobeszkę oraz Ernesta Konona. Dośrodkowałem - opowiadał "Sobolek". Do podania najwyżej wyskoczył Konon i kapitalnym uderzeniem głową pokonał Grzegorza Kurdziela.
Okazało się, że to dopiero pierwszy z czterech ciosów, jakie spadło na Zagłębie. Sosnowiczanie do przerwy prezentowali niezły futbol, ale w 43 minucie całkowicie się załamali. Na lewej stronie piłkę rozegrali Sobolewski z Jackiem Chańko. Ten drugi dośrodkował do Dariusza Łatki. "Łata" zgrał futbolówkę piersią do Kobeszki, a nasz snajper nie dał żadnych szans Kurdzielowi.
Gra na dobijanie
W drugiej połowie na boisku panowała tylko Jagiellonia, która dobijała rywali. Sosnowiczanie wprawdzie próbowali ataków, ale czynili to bez wiary w przełamanie dobrze rozumiejącej się białostockiej defensywy. Na nic zdało się przesunięcie do pierwszej linii Lachowskiego. Dopiero w końcówce najskuteczniejszy gracz Zagłębia (ma na swoim koncie sześć goli) kilkakrotnie zagroził naszej bramce, ale na posterunku był Olszewski.
Jaga grała natomiast z żelazną konsekwencją. Twarda obrona, szybkie kontry i dobrze wykonywane stałe fragmenty gry - to podobało się kibicom. Jeśli do tego dodać dwa gole, trudno się dziwić, że wiwatom po meczu nie było końca.
W 62 minucie prowadziliśmy już 3:0. Z rzutu rożnego dośrodkowywał Sobolewski. W polu karnym piłkę musnął Przemysław Kulig. Futbolówkę próbował wybijać Marcin Morawski, ale uczynił to tak niefortunnie, że ta wpadła do bramki. Wynik spotkania ustalił w 74 minucie Kobeszko. Z prawej strony boiska rzut wolny wykonywał Robert Speichler. Tradycyjnie posłał ostre podanie na długi słupek. Lot piłki przedłużył jeszcze "Kobi-gol" i po chwili wraz z kolegami fetował zdobycie czwartej bramki.
Krzysztof Sokólski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna