MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jak Bóg wybiera matki upośledzonym dzieciom

Redakcja
Opowiem pani historię, jak Bóg wybiera matki upośledzonym dzieciom - mówi Wioletta Jurewicz. - On je daje tym kobietom, które są szczęśliwe, mają trochę cierpliwości i egoizmu. Po to, byśmy miały radość, siłę na wychowywanie i nie utonęły we łzach.

Mają niepełnosprawne dzieci. To trudne - przyznają. Ale zapewniają, że choć niepokój o przyszłość jest stale z nimi, w ich życiu jest też dużo radości.

Nigdy nie zapomnę oczu położnej

Kłopoty z 21-letnim dziś Mateuszem zaczęły się już przy porodzie.
- Do końca życia będę pamiętać oczy położnej - wspomina pani Bożena Cimochowska, mama niepełnosprawnego Mateusza.

Przy wypisaniu ze szpitala niby jej powiedzieli, że nie wiadomo, czy z dzieckiem będzie wszystko dobrze - ale nic w dokumentach na ten temat nie napisali.
- Dlatego pierwszy rok był pełen nadziei - wyjaśnia. No i pierwsze bilanse były zaskakująco dobre. Mateusz siedział o czasie, zaczął wymawiać pierwsze słowa. Zaczął chodzić. Ale jak skończył dwa lata - przestał mówić. Porobili badania - i okazało się, że nie rozwija się tak jak inne dzieci.

- Zaczęliśmy szukać ratunku. Woziliśmy go wszędzie: szpitale, Centrum Zdrowia Dziecka, znachorki. I nic - wspomina Bożena. - W końcu ochłonęłam. Uznałam, że jesteśmy zdani na siebie. Bo świat jest podły i rodzice niepełnosprawnych dzieci są zostawieni sami sobie.

Nieprzychylne spojrzenia ludzi pani Bożena dostrzegała nie tylko na ulicy, ale nawet w placówkach służby zdrowia.

- Oddaję małego synka pod narkozę. Biorę proszki, żeby się uspokoić, bo cała się telepię. I te spojrzenia pielęgniarek, pytające: po co się niepokoić o takie dziecko?! Albo pani doktor, która mi mówi: Niech się pani nie przejmuje, te dzieci nie żyją długo - wspomina matka Mateusza.

Mateusz miał rozpoznane upośledzenie w stopniu umiarkowanym. Teraz, niestety, to się pogłębiło.

Ale pani Bożena robi wszystko, żeby nie trzymać Mateusza w domu. - To byłoby spychanie go na margines - tłumaczy.

Dlatego znalazła dobre przedszkole. Potem Mateusz trafił do szkoły - Zespołu Szkół Specjalnych nr 12 w Białymstoku.

- Tam była zabawa, zaangażowanie pań. No i przede wszystkim nauka samodzielności - mówi Bożena. - A samodzielność jest najważniejsza!
Mateusz umie już sam jeść, pić, skorzystać z toalety. Niestety, w szkole przy Krakowskiej dzieci mogą przebywać tylko do 21. roku życia. Mateusz jest już absolwentem.

- I teraz co? Mam go zamknąć w domu, odizolować od świata? - denerwuje się matka. Bo w Białymstoku nie ma żadnego dziennego ośrodka dla takich ludzi jak jej Mateusz.

- Dlatego z innymi rodzicami walczymy, żeby taki dom powstał - wyjaśnia. Rodzice pisali już listy, petycje, podania, rozmawiali z władzami. Czekają na decyzje. Ale na razie cisza.

Jak ją położyłam, tak leżała

Córka Ewy Korol, Marta, choruje na dziecięce porażenie mózgowe, czterokończynowe, porusza się na wózku inwalidzkim.
- O chorobie dowiedziałam się, gdy Marta miała pół roku - opowiada pani Ewa. - Niby wcześniej widziałam, że inaczej się rozwija niż moi starsi chłopcy... Jak położyłam, tak leżała - jak miała miesiąc, dwa, cztery. Mieszkaliśmy wtedy na wsi. Lekarz mówił, że to nic takiego.

Do przedszkola Marta poszła już w Białymstoku. Przez kilka lat, dzień w dzień, Ewa woziła ją na wózku z jednego osiedla na drugie. Śnieg, mróz, deszcz, wiatr.
- Może dlatego mało mi chorowała - uśmiecha się do wspomnień.
Później Marta poszła do zwykłej szkoły. Ale czuła się coraz bardziej wyobcowana wśród pełnosprawnych koleżanek, a i nauka szła coraz gorzej.
- Na uczenie się poświęcałyśmy wiele godzin. Gdy uczyła się pisać, kropkowałam literki i ona mozolnie ćwiczyła. Ma dobrą pamięć do wierszyków, gorzej jest z tabliczką mnożenia - opowiada Ewa.

Razem podjęły decyzję, że idzie do szkoły specjalnej, na Krakowską. Teraz ją uwielbia. Bo cały czas coś tu się dzieje. A to przedstawienie. A to śpiewanie. Marta bardzo lubi występować. A pani ją jeszcze podbudowuje, mówi: Marta, ty jesteś moim zastępcą.

Pani Ewa zła jest na siebie tylko za jedną decyzję. Ale podjętą w dobrej wierze. Bo Marta kiedyś nie musiała korzystać z wózka inwalidzkiego.
- Nie chodziła co prawda normalnie. Ale jak trzeba było iść do łazienki, to sobie doskakiwała do niej jak żabka - opowiada.

Jednak mimo to, pani Ewa zdecydowała się na wysłanie Marty na operację. Dziecku zrobiono kilkanaście nacięć na nogach. Mnóstwo bólu. Miało być lepiej. Ale od tej pory Marta nie rozstaje się z wózkiem.

Mówi tylko jedno słowo: mama

Ania w tym roku skończy 21 lat. Urodziła się jako zupełnie zdrowe dziecko. Z ciąży prawidłowej.

- Do głowy mi nie przyszło, że coś jest nie tak - mówi jej mama Wioletta Jurewicz. - Marzyłam, że za kilkanaście lat będzie parzyć kawę i piec szarlotkę...
Ania jadła, przybierała na wadze. Ale rodziców niepokoiły jej trochę spóźnione reakcje. Gdy miała rok i dwa miesiące, zaczęła się droga pod górkę: wędrówki od specjalisty do specjalisty.

- Nikt nam nie umiał powiedzieć, co się dzieje. Do dziś mamy tylko diagnozę: opóźniony rozwój psychoruchowy. Przyczyn nie udało się ustalić - mówi Wioletta. - Wydawało się nam, że nas, młodych, zdrowych ludzi, bez nałogów, żadne nieszczęście nie może spotkać. Tym bardziej chore dziecko.
Pani Wiola dziękuje Bogu, że miała wsparcie mamy i męża.
- Nikt z nas nie wiedział, jak do tego dziecka podejść, jak wykonywać wiele czynności. Okazało się, że wystarczy mieć tylko dużo czasu, miłości. Pokochać tego człowieka takim, jaki jest - mówi.

Ania jest śliczną dziewczynką. Fizycznie nie odbiega od tego, jak wyglądają młode kobiety w jej wieku. Ale jest upośledzona w stopniu głębokim. Wymaga więc pomocy właściwie we wszystkim. Mówi jedyne słowo: mama. Kiedy jest dobrze, kiedy jest źle: mama. Jest bardzo pogodna, uśmiechnięta. Tylko kilka razy zdarzyło jej się płakać rzewnymi łzami, ale była sama tym zakłopotana.
- Ania to nasze szczęście, radość - nie ma wątpliwości pani Wioletta. - Przy niej radości są ogromne. Związane z tym, że musieliśmy zmienić swoje życie, wartości, zmniejszyć tempo.

Choć oczywiście zdarzają się też smutki. Ale wtedy pani Wioletta przypomina sobie historię o tym, że Bóg dokładnie wybiera rodziców, którym daje niepełnosprawne dzieci. I pociesza się tym, że Anią została wyróżniona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna