Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak kilka drzew rujnuje życie trzem schorowanym staruszkom

Helena Wysocka
Należąca do staruszek posesja jest bardzo zaniedbana. Porosła krzewami i drzewami, które wycięli nieustaleni do tej pory sprawcy.  - Za te chwasty musimy zapłacić potężną karę - żali się Alina Szreniawska. - To jakiś paradoks.
Należąca do staruszek posesja jest bardzo zaniedbana. Porosła krzewami i drzewami, które wycięli nieustaleni do tej pory sprawcy. - Za te chwasty musimy zapłacić potężną karę - żali się Alina Szreniawska. - To jakiś paradoks.
Mają po ponad 80 lat i są właścicielkami oddalonej o 70 kilometrów od domu opuszczonej posesji. Traf chciał, że ktoś wyciął rosnące na ich działce klony. Teraz staruszki mają zapłacić karę. Grajewscy urzędnicy oszacowali ją na... ponad 340 tys. zł. - To bandytyzm! - płaczą kobiety.

Przypominają, że są stare i niedołężne. - Nie miałybyśmy siły usunąć tych "chwastów" - dodają. - I nikomu nie zlecałyśmy pracy. W tej sprawie jesteśmy pokrzywdzone, a nie winne. Urzędnicy współczują i bezradnie rozkładają ręce. - Przepisy są jednoznaczne - mówi Bogdan Wojsławowicz, naczelnik wydziału gospodarki komunalnej Urzędu Miasta w Grajewie. - Za to, co dzieje się na działce odpowiada jej właściciel.

Kilka dni temu Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Łomży uchyliło pierwszą decyzję burmistrza w tej sprawie, na mocy której staruszkom wymierzono karę. Druga ma być wydana w najbliższych tygodniach. Wcześniej urzędnicy muszą uzupełnić dokumenty. I to właśnie robią, ponieważ zgodnie z obowiązującymi przepisami, nie mogą odstąpić od naliczenia kary.

Majątek popadł w ruinę

Alina Szreniawska i jej dwie siostry od lat mieszkają w Białymstoku. Ale urodziły się i wychowały w Grajewie. Tam, w centrum miasta, ponad 70 lat temu ojciec pani Aliny wybudował okazały dom. Zbyt okazały, jak się później okazało. Dlatego po wojnie budynek został przejęty przez gminę pod kwaterunek. A to oznacza, że trafiły tam osoby, które z różnych powodów nie miały własnego dachu nad głową. Często były to rodziny patologiczne, od których trudno wymagać, by dbały o własne lokum.

- Budynek z roku na rok popadał w coraz większą ruinę - wspomina Szreniawska. - Rodzice parokrotnie prosili ratusz, by pomógł w pracach remontowych, ale odmawiał. A nas nie było stać na gruntowną przebudowę.

Dwadzieścia lat temu kobieta i jej siostry odziedziczyły posesję w Grajewie. A że w zrujnowanym domu trudno było mieszkać, rzadko tam przebywały.
- Miałyśmy rodziny, pracowałyśmy zawodowo - wylicza pani Alina. - Nie było czasu na eskapady. Tym bardziej, że to ponad 70 kilometrów w jedną stronę.

Brak gospodarza spowodował, że nie tylko dom popadł w ruinę, ale też sad. Część drzew owocowych spróchniała i połamała się. A ogród zaczął zarastać samosiejkami. Na dodatek ktoś, przypuszczalnie sąsiedzi, urządzili na działce wysypisko śmieci. Wyrzucali tam wszystko, co popadnie. Wśród drzew pełno było butelek, papierów i puszek.
Na początku tego roku bałaganem na posesji zainteresowali się miejscy urzędnicy. Wystosowali do staruszek pismo, by jak najszybciej zrobiły porządek.

- To nie jest taka prosta sprawa - zauważa A. Szreniawska. - Mam 84 lata, siostra jest o dwa lata starsza. Druga - choruje i nie zawsze może podejmować logiczne działania. Poprosiłam więc o pomoc syna, który również mieszka w Białymstoku.

Ten pojechał do Grajewa, by zobaczyć, jak to "zlecenie" wygląda. Przy okazji wykonał kilka zdjęć. Przede wszystkim po to, by pokazać je współwłaścicielkom. Uporządkowanie posesji wiązało się bowiem ze sporym wysiłkiem, zarówno finansowym, jak i organizacyjnym. Trzeba było wynająć ludzi, sprzęt i kontenery.

Klonów nikt nie zabrał

Sprawa porządków na działce nieco się przeciągnęła. Przede wszystkim dlatego, że pani Alina wraz z synem wyjechała na południe kraju, do szpitala. Na cały miesiąc. Gdy wróciła do domu, czekała na nią przykra wiadomość. Grajewscy urzędnicy informowali, że ktoś wyciął na działce drzewa. I z tego powodu prowadzone jest postępowanie administracyjne.

- Zdziwiłam się, ponieważ wiedziałam, że moje siostry nie interesują się działką. A na pewno nie zleciłyby żadnych prac - opowiada kobieta. - Pojechaliśmy do burmistrza, by wyjaśnić tę sprawę. Tłumaczyłam, że nie ma komu pilnować posesji. Burmistrza w ogóle to nie interesowało. Stwierdził, że powinnam wynająć firmę ochroniarską.
Szreniawscy o kradzieży drewna zawiadomili grajewską policję. Ta kilka tygodni później odmówiła wszczęcia postępowania. Stwierdziła bowiem, że czynu nie popełniono. Drewna nikt nie zabrał, wciąż znajduje się na posesji.

- W takiej sytuacji do przestępstwa nie doszło - zauważa Joanna Kiluk, oficer prasowy KPP w Grajewie. - Naszą decyzję zatwierdził prokurator.
Tymczasem grajewscy urzędnicy policzyli, że na 25-arowej działce zostało wyciętych 39 klonów jesionolistnych. I z tego tytułu właścicielki nieruchomości muszą zapłacić... 341 tysięcy złotych kary.

- Drzewa, to za dużo powiedziane - uważają staruszki. - To były krzewy i samosiejki, które wyrastały nawet z murowanego domu.

Staruszki zaskarżyły decyzję burmistrza do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Łomży, które nakazało sprawę ponownie rozpatrzyć. Stwierdziło bowiem, że urzędnicy nie wyjaśnili wszystkich, istotnych okoliczności. Przede wszystkim, nie ustalili wieku wyciętych drzew. Nie podjęli też żadnej próby, by dojść, kto był sprawcą wycinki. A to niezwykle istotna okoliczność. W ocenie kilku sądów administracyjnych, które zajmowały się podobnymi sprawami, ukarany może być tylko ten właściciel, który wyciął drzewa, albo zlecił wykonanie tych prac.

Naczelnik Wojsławowicz mówi, że postępowanie administracyjne właśnie zostało wznowione.
- Wystąpiliśmy do nadleśnictwa w Rajgrodzie z prośbą, by oszacowało wiek drzew - precyzuje rozmówca. - Poza tym, będziemy rozmawiać z właścicielami sąsiednich posesji. Być może wiedzą, kto dokonał wycinki i na czyje polecenie.

Jaka będzie ostateczna decyzja, nie wiadomo. Naczelnik mówi, że wyda ją burmistrz na podstawie zgromadzonego materiału.
- Proszę zrozumieć, że musimy stać na straży prawa - przypomina. - A to nie przewiduje uznaniowości. Ustawa mówi, że burmistrz ma wymierzyć karę i tyle.

Światełko wsród drzew

W lipcu tego roku sprawą drakońskich kar za wycinkę drzew bez zezwolenia zajmował się Trybunał Konstytucyjny. Sędziowie stwierdzili wówczas, że obowiązujące przepisy są niezgodne z konstytucją. Wprawdzie opowiedzieli się za utrzymaniem systemu karania, ale zauważyli, że przepisy nie uwzględniają sytuacji, gdy np. drzewo zagraża bezpieczeństwu. Poza tym, zdaniem TK, wysokość kary powinna zależeć od stopnia uszczerbku w przyrodzie i sytuacji majątkowej sprawcy. A obecnie tak nie jest.

Na nowelizację ustawy posłowie mają czas do końca przyszłego roku.
- Gdy nowe przepisy wejdą w życie, osoby, które zapłaciły kary będą mogły w ciągu miesiąca wystąpić do urzędu o wznowienie postępowania i ewentualny zwrot pieniędzy - dodaje Wojsławowicz.

Staruszki mają nadzieję, że ich sprawa zostanie załatwiona przed nowelizacją przepisów.
- Liczę na to, że urzędnicy nie będą nas już dłużej dręczyć i karać za cudze, chuligańskie wybryki - mówi Alina Szreniawska. - Nie wiem, kto wyciął te nieszczęsne krzaki. Na pewno ani ja, ani moje siostry.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna