Jak twierdzą etnografowie, na wigilijnym stole miało pojawiać się 12 potraw, lecz w biednych domach było ich znacznie mniej. Najchętniej zjadano stosunkowo rzadkie "smakołyki", czyli ryby i śledzie. Znacznie mniejszym zainteresowaniem, zwłaszcza u dzieci, cieszył się kiepsko wyglądający oraz odstraszający swoim zapachem kisiel z owsa. Rewelacją nie była też wodnista zupa z maku.
Rodzina obowiązkowo wyruszała na pasterkę, do najbliższego kościoła. Wszyscy wracali zziębnięci i głodni. Teraz mieli ochotę na jakieś solidne i kaloryczne danie.
Nic z tego. Zwyczaj nakazywał przez cały pierwszy dzień Bożego Narodzenia jeść jedynie potrawy, które zostały z wigilijnej wieczerzy. Wielkiego wyboru nie było, bo przeważnie już tylko makowa woda i kisiel czekały na swoich amatorów. W ten sposób można było stracić sporo kalorii. Tego dnia nie zapraszano sąsiadów i nie składano wizyt. Domowy spokój mogli naruszyć jedynie kolędnicy.
Zupełnie inaczej wyglądał natomiast drugi dzień świąt. Upływał pod znakiem obżarstwa i pijaństwa. Wtedy wielu gospodarzom zdarzało się przefolgować i później narzekali na kaca albo żołądkowe niestrawności.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?