Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jego krzyków nikt nie słyszał

Paweł Chojnowski
Lucjan Godlewski dochodzi do zdrowia w domu. Opiekują się nim przyjaciele i sąsiedzi. Poskręcana na śruby kość musi się zrosnąć. – Mam nadzieję, że wkrótce będę znów chodził – mówi 71-latek.
Lucjan Godlewski dochodzi do zdrowia w domu. Opiekują się nim przyjaciele i sąsiedzi. Poskręcana na śruby kość musi się zrosnąć. – Mam nadzieję, że wkrótce będę znów chodził – mówi 71-latek. P. Chojnowski
Horror trwał 18 godzin!

Niewiele brakowało a 71-latek zginąłby na własnym polu. Zaatakowała go krowa. Ze złamaną nogą spędził prawie dobę leżąc na ziemi. - O tym, że żyję zdecydował przypadek lub Opatrzność - mówi Lucjan Godlewski, rolnik ze wsi Dmochy-Wochy koło Czyżewa.

Zwierzę połamało mu kości

Pan Lucjan właśnie wyszedł ze szpitala, czeka go jeszcze długa rehabilitacja. Do dziś trudno mu mówić o tej dramatycznej nocy. Niespełna dwa tygodnie temu, jak każdego wieczoru, poszedł przyprowadzić krowy z pastwiska.

- Sam nie wiem, jak to się mogło stać. Krowa bryknęła na mnie, usłyszałem tylko jak kość w nodze pękła - opowiada.

Poturbowany i ciężko ranny spędził 18 godzin leżąc bezradnie na ziemi.
- Nie dałem rady się poruszyć. Próbowałem się czołgać, ale ból był niesamowity - wspomina z przejęciem. - Wołałem o pomoc...

Jego krzyków nikt nie słyszał - pole położone jest ok. kilometr od wsi. 71-latek nie ma tu rodziny, jest kawalerem. Nikogo nie zaalarmowało jego zniknięcie. Nie posiada telefonu komórkowego. Temperatura w nocy spadła do 2 stopni, a przy gruncie było jeszcze chłodniej.
Co najgorsze, wszyscy rolnicy pokończyli już prace w polu i szansa, że ktokolwiek jeszcze przyjedzie w to miejsce była znikoma. Ale był jeden wyjątek.

Ratunek przyszedł dopiero następnego dnia

- Moje pole jest tuż obok łąki Godlewskiego - opowiada Grzegorz Dmochowski, sołtys wsi. - Z powodu wcześniejszej awarii ciągnika musiałem wrócić, by zakończyć prace.

To właśnie przez ten zbieg okoliczności, odnalazł wycieńczonego i zmarzniętego, ale wciąż jeszcze żywego Lucjana Godlewskiego. Zadzwonił po pogotowie. Pan Lucjan trafił do szpitala. Samo poskładanie złamanej w kilku miejscach nogi zajęło chirurgom dwie godziny.
Sołtys podkreśla, że nie czuje się żadnym bohaterem. Zrobił to, co każdy zrobiłby na jego miejscu - jak najszybciej wezwał pomoc.

- On był w samej marynarce, lekko się ubrał, bo myślał, że zaraz wróci - opisuje. - Najciekawsze, że po tym wszystkim nawet kataru nie dostał.
Teraz sołtys pomaga unieruchomionemu sąsiadowi przy gospodarstwie. Kolega z sąsiedniej wsi dba o to, by w piecu było napalone.

Lucjan Godlewski liczy na to, że szybko stanie na nogi. Wie, że dostał drugą szansę na życie.
- Gdyby mnie sołtys nie znalazł, byłbym trupem - nie ma wątpliwości. - Zawdzięczam mu życie. Dzięki Bogu tak to się skończyło.

O całym zdarzeniu poinformował nas Czytenik. Dziękujemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna