Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem Niemcem w 25 procentach

Karol Wasilewski [email protected]
sxc.hu
O kim można tak powiedzieć?

Władze niemieckie na zajętych w 1939 roku terenach Rzeczypospolitej prowadziły bardzo energiczną działalność mającą na celu wpisanie na tzw. volkslistę jak największej ilości nazwisk. Volksdeutsche, czyli ludzie, w których, przynajmniej teoretycznie, powinna płynąć niemiecka krew, a nie zamieszkiwali terenów III Rzeszy, mogli liczyć na szereg przywilejów. Nie musieli oni obawiać się wysiedlenia z własnego gospodarstwa rolnego, otrzymywali przydziały kartkowe na żywność, ubrania i wódkę. Ważnym czynnikiem było również to, że pracując na takim samym stanowisku jak Polak, otrzymywali przynajmniej dwukrotnie wyższe wynagrodzenie. Cieszyli się większą swobodą, mieli pozwolenie na posiadanie broni palnej, a szczególnie intratna była możliwość zrobienia kariery w niemieckiej administracji. Znajomość języka polskiego pozwalała im zostać burmistrzami miast.

Oto jak jeden z volksdeutschów argumentował, dlaczego zdecydował się zostać Niemcem: "Obywatelstwo niemieckie przyjąłem z tego powodu, ponieważ matka moja była narodowości niemieckiej i po wstąpieniu Niemców na ziemie polskie zawiadomili nas, żebyśmy się zgłosili w celu przyjęcia obywatelstwa niemieckiego, co żeśmy uczynili. W urzędzie magistrackim podpisałem deklarację, na volksdeutscha i od razu z komisji otrzymałem kartę. Jako obywatel niemiecki dostawałem na przeciąg jednego miesiąca 1 litr wódki, 1 kg masła, 80 dkg marmolady, 1 kg cukru, 4 kg mięsa, materiały włókiennicze, obuwie."

Oczywiście, ogół społeczeństwa polskiego miał krytyczny stosunek do "nowych Niemców". Mówiono o nich, że "sprzedali ojczyznę za parę dekagramów zjełczałej margaryny i dodatkową kartkę na chleb, tandetne pończochy i metr lichego perkalu". Byli alienowani i nie utrzymywano z nimi kontaktów towarzyskich.

Nieprzyjęcie jednak obywatelstwa wymagało od Polaków olbrzymiego poświęcenia i odwagi. Konsekwencje mogłyby, bowiem być straszne. "W dniu 22.09.1943 roku stawiliśmy się przed komisją. Członkowie tejże po ściągnięciu z nas personaliów oświadczyli, że jestem w 25% pochodzenia niemieckiego, a żona moja w 50 % i nakłaniali nas do podpisania deklaracji. Kiedy odmówiliśmy, twierdząc, że jesteśmy Polakami, wówczas zaprowadzono nas przed przewodniczącego komisji, wyższego oficera gestapo, który oświadczył nam, że jesteśmy zdrajcami narodu niemieckiego, zdrajcami własnej krwi i że dla takich jak my został stworzony Oświęcim, że zniszczą nas i nasze rodziny. Dał nam jeden dzień na zastanowienie się. Zrozpaczeni wróciliśmy do domu. Wieczorem ustaliliśmy, że żona podpisze dokumenty, a ja nie. Wpisano ją na listę warunkowo. Polecono jej natychmiast zaprzestać pożycia małżeńskiego ze mną i wystąpić do sądu o unieważnienie naszego małżeństwa". Historia ta jest fragmentem zeznań Roberta B.

Szacuje się, że około 3 milionów Polaków zostało wpisanych na volkslistę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna