Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kaplica to ich dom

Wojciech Malicki
- Te cele długo nie pozostaną puste. Codziennie modlimy się o nowe powołania - mówi siostra przełożona Maria Czech.
- Te cele długo nie pozostaną puste. Codziennie modlimy się o nowe powołania - mówi siostra przełożona Maria Czech.
Klauzura papieska to nie tylko mur, kraty. To także... milczenie. Dlatego siostry przez cały dzień muszą ograniczać rozmowy do niezbędnego minimum.

Cel będzie trzydzieści. Są już prawie gotowe. Brakuje tylko drzwi wejściowych i łazienkowych. Ale siostry nieprędko się do nich przeprowadzą, bo w nowym klasztorze wciąż nie ma kotłowni. I szybko nie będzie, bo ta część budynku - gdzie staną kotły - wciąż jest niezadaszona. Budowa stoi i nie wiadomo, kiedy ruszy, bo siostry nie mają na nią pieniędzy. Nigdy ich nie miały. Także na początku, gdy porwały się budowę nowego klasztoru, która pochłonie około dziesięciu milionów złotych. A jednak udało się - prace są na ukończeniu.

- To wszystko wyłącznie dzięki ofiarności ludzi. Wierzymy, że i teraz nie zostawią nas w potrzebie - mówi siostra Maria Czech, przełożona sandomierskich klarysek.

Zakaz wychodzenia, zakaz rozmawiania
Budowa nowego klasztoru to jedyna okazja, aby wejść do domu mniszek. Porozmawiać z nimi, zobaczyć, jak mieszkają, jak się modlą, jak przygotowują posiłki. Drugiej takiej szansy nie będzie, bo klaryski są zakonem klauzurowym. A klauzura, od łacińskiego słowa claustra, znaczy zamknięcie.

W sensie dosłownym. Gdy siostry wprowadzą się do nowego klasztoru - odwiedziny ludzi z zewnątrz będą ograniczone do minimum. A jeśli ktoś przyjdzie, to będzie mógł porozmawiać z mniszkami wyłącznie w tzw. rozmównicy. Tam oddzielać ich będzie gruba krata.

Dla samych sióstr klauzura oznacza zakaz wyjścia poza mury swojego klasztoru. Od wstąpienia do wspólnoty klarysek aż do śmierci. Od tej reguły jest tylko jeden wyjątek. Ciężka choroba. Własna albo najbliższych. Pogrzeb matki, ojca, siostry lub brata? Nie. To nie jest powód, aby wyjść za trzymetrowy mur.

- Czy to trudne? Nie. Dla nas zakaz wyjścia z klasztoru nie jest żadnym utrapieniem. Jest czymś tak naturalnym, jak to, że oddychamy. To jest nasz wybór. Nasze powołanie. Nasze życie. Cieszymy się nim - mówią siostry.

Klauzura papieska to nie tylko mur, kraty. To także... milczenie. Dlatego siostry przez cały dzień muszą ograniczać rozmowy do niezbędnego minimum. Jedyną okazją do pogawędki jest tzw. godzina rekreacyjna. Milczenie też nie jest dla nich żadnym utrudnieniem.

- To tylko część klauzury, która służy przecież wyłącznie temu, abyśmy mogły się skupić na modlitwie - opowiada siostra Maria.
Ludzie zostawiają karteczki pod furtką i... piszą maile
Ceglany mur okalający klasztor już stoi. Miejscami jest nawet wyższy niż wspomniane trzy metry, i bardzo solidny. Skutecznie oddzieli siostry od świata zewnętrznego.

- Odsunęłyśmy się od świata, ale nie od ludzi i ich problemów. Wiemy o ludzkich bolączkach bardzo wiele. Codziennie coraz więcej - dodaje siostra Maria.
To fakt. Nie ma dnia, żeby ktoś nie powierzył siostrom swoich trosk i kłopotów. Codziennie ludzie proszą klaryski o modlitwę.

Starsi przychodzą sami pod furtę klasztoru i zostawiają karteczki z intencjami. Albo przysyłają je pocztą. Młodsi telefonują. Albo mailują. Bo choć w zakonie obowiązują te same surowe zasady od 800 lat, to siostry chcą, aby jak najwięcej ludzi mogło do nich dotrzeć ze swoimi intencjami. Dlatego wyposażyły się w komputer i dostęp do internetu. Mają swoją stronę (www.klaryski.sandomierz.opoka.org.pl) i dwa adresy mailowe: [email protected], [email protected]
Zresztą to, jak ludzie dostarczą swoje prośby o modlitwę, nie jest ważne. Ważne, że ktoś potrzebuje modlitwy, a siostry wszystkie prośby traktują tak samo. Nikomu nie odmówią. A o co proszą ludzie?

Siostra Maria ścisza głos: - Najczęściej o modlitwy w intencji chorych oraz współmałżonków i dzieci. Tych bolączek rodzinnych jest tak dużo, że nie mam wątpliwości: rodzina w Polsce przeżywa kryzys.

Pierwsza modlitwa: 5 rano.I tak przez osiem godzin...
Każdy dzień w klasztorze zaczyna się przed godziną piątą, gdy siostry spotykają się w kaplicy na pierwszej modlitwie. O siódmej uczestniczą we mszy świętej i odmawiają brewiarz, po czym jedzą śniadanie. Przez następnych kilka godzin poświęcają się swoim obowiązkom klasztornym, aby w południe znowu spotkać się na wspólnej modlitwie w kaplicy.

- Kaplica jest naszym domem w domu - kwitują siostry. Rzeczywiście. Z przerwami na posiłki i sen, spędzają w niej najwięcej czasu. Około ośmiu godzin dziennie. Modlą się tyle samo czasu, ile trwa przeciętny dzień pracy urzędnika i robotnika.

Jak modlą się mniszki? Siostra Maria długo wylicza: odmawiają brewiarz, różaniec, koronki, kompletę, medytują, kontemplują, studiują Biblię i żywoty świętych. Ale nie tylko, bo modlitwa to nie tylko słowa i ustalone formuły.
- Kiedyś Jan Maria Vianney, proboszcz z francuskiego Ars, zastał w kościele modlącego się człowieka. Zapytał go: Co mówisz Panu Bogu?
- Nic - odpowiedział. Patrzę na niego, a on patrzy na mnie.
- I to wystarczy? - pytam.
- Wystarczy. Słowa nie są najważniejsze. Najważniejsza jest miłość. A jeśli kogoś się kocha, to chce się z nim przebywać - odpowiada siostra.

Jest siostra furtianka i siostra zaopatrzeniowiec
W sandomierskim zakonie przebywa obecnie sześć sióstr. Oprócz modlitwy, która jest sensem ich życia, mają na głowie zwyczajne obowiązki. Jak w każdym domu, piorą, sprzątają, przygotowują posiłki.

Ponieważ jest ich tylko sześć, praktycznie każda ma przypisaną funkcję, aby ten mały klasztorny organizm działał bez zarzutu. I tak, jest siostra kucharka (która, wiadomo, gotuje), siostra furtianka (otwiera drzwi), siostra zakrystianka (opiekuje się kaplicą), siostra organistka (dba o oprawę muzyczną mszy klasztornych), siostra nadzorująca budowę klasztoru, siostra "zaopatrzeniowiec" (raz w tygodniu idzie do miasta zrobić zakupy), siostra obsługująca komputer.
No i siostra przełożona, która czuwa nad całością zakonnego życia. A zakon nie ma żadnych dochodów, utrzymuje się wyłącznie z ofiar wiernych. Ktoś przywiezie jajka, inny chleb. Ktoś ofiaruje owoce i warzywa. Są jednak chwile, że siostrom jest trudno związać koniec z końcem, zwłaszcza teraz, gdy budowa pochłania wielkie pieniądze.

Tak tu blisko do nieba...więc będą kolejne powołania
Klasztor powstaje w najwyższym miejscu sandomierskiej starówki. Z dachu budowli rozciąga się bajeczna panorama 1000-letniego królewskiego miasta.
- Ale przede wszystkim jest stąd piękny widok na... niebo. Warto się w nie zapatrzeć - mówią siostry.

Gdy przeprowadzą się do swojego nowego domu, zapełnią tylko jedną piątą przygotowanych cel. Co z resztą? O to też są spokojne. Cele nie pozostaną puste.
- Codziennie modlimy się o kolejne powołania - mówi siostra przełożona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna