Kierowca PKS wygrywa sprawę za sprawą

Ostatnio zakończyły się dwa postępowania dotyczące kierowcy PKS Suwałki Bogusława Bryndy. Jego były kolega z pracy ma go przeprosić m.in. za to, że nazywał go publicznie donosicielem i zapłacić mu 5 tys. zł zadośćuczynienia. Z kolei syn Bryndy otrzyma podobną kwotę od wynajętego przez byłe kierownictwo PKS ochroniarza. Twierdził on, że mężczyzna ukradł służbowe paliwo.

Te głośne sprawy ciągną się od 2011 r. To wtedy B. Brynda, działacz związków zawodowych, często krytykujący kierownictwo firmy, został oskarżony o kradzież paliwa. Prowadzony przez niego autobus, w którym jechał też syn, ochroniarze zatrzymali na trasie. W środku znaleźli 25-litrowy kanister. To na tej podstawie Brynda dostał dyscyplinarkę.

Musiało minąć wiele miesięcy, by wyszło na jaw, że kradzieży w żaden sposób nie można mu udowodnić. Sąd doszedł w dodatku do wniosku, że wszystko było nieudolnie zorganizowaną prowokacją. Odpowiedź - przez kogo, nigdy jednak nie padła.

Brynda powygrywał z prezesem Stanisławem B. i jego zastępcą Henrykiem G. (obaj stracili swoje stanowiska na przełomie 2011 i 2012 r.) wszystkie procesy, w tym o przywrócenie do pracy. Prezesi byli skazywani m.in. na grzywny. Prawomocny wyrok w jednej ze spraw doprowadził do tego, że Stanisław B. przestał być nauczycielem. A taką pracę znalazł w pewnej suwalskiej szkole. Nauczycielskiego fachu nie można wszak wykonywać żadna osoba karana za przestępstwo umyślne. - To jeszcze nie koniec, rachunki trzeba wyrównać ostatecznie - zapowiada Bogusław Brynda.

Będzie więc jeszcze występował o odszkodowanie od byłych prezesów za to wszystko, co go z ich rąk spotkało.