Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klasa. Rozdział drugi i trzeci

Dominik W. Rettinger
Dominik W. Rettinger (z lewej) był uczestnikiem naszej debaty dotyczącej wydobywania złóż żelaza znajdujących się na Suwalszczyźnie.
Dominik W. Rettinger (z lewej) był uczestnikiem naszej debaty dotyczącej wydobywania złóż żelaza znajdujących się na Suwalszczyźnie. T. Kubaszewski
Tydzień temu w Magazynie "Gazety Współczesnej" wydrukowaliśmy pierwszy rozdział książki "Klasa" Dominika W. Rettingera, której akcja osnuta jest wokół wartych miliardy złotych złóż rud żelaza na Suwalszczyźnie. Dzisiaj zapraszamy do lektury kolejnych rozdziałów.

Są chwile, w których powinna obudzić się w człowieku intuicja, i ostrzec: stop, nie idź tą drogą! Niestety, ten głos odzywa się, gdy w umyśle ucichnie wrzawa ambicji i planów, zniknie na chwilę lęk, który jest towarzyszem naszych myśli i czynów. Kiedy człowiek uciszy swoje wiecznie głodne ego.

W przypadku Adama Wierzbickiego, odnoszącego wciąż sukcesy dziennikarza radiowego, nie było to możliwe. W wieku czterdziestu trzech lat, inteligentny i przystojny, ulubieniec słuchaczy, kochany przez żonę i syna, popularny i rozpoznawalny w mediach, zdziwiłby się, gdyby ktoś go uprzedził, że trzeba zatrzymać się i posłuchać wewnętrznego głosu. Wręcz odwrotnie, każdy upływający miesiąc i rok mówiły Adamowi, że trzeba przyśpieszać, w jego wieku wielu zaszło już dalej.

Tego wiosennego przedpołudnia ostrzeżenie nie pojawiło się w głowie Adama. Zapaliła się tylko czerwona lampka nad szybą, za którą siedział Janek, wielkiej postury technik nagrania, w studio radia 'Wave', gdzie Adam prowadził Szybkie Ważne Rozmowy, swój program na żywo. Lampka oznaczała, że Janek połączył się z kolejnym słuchaczem.

Przy stoliku naprzeciw Adama siedział psycholog, profesor Stanisław Berger, sześćdziesięcioletni guru psychoterapii. Od pół godziny trwała ożywiona rozmowa Adama z Bergerem, przerywana telefonami od słuchaczy, informacjami i reklamami. Adam uwielbiał tę robotę, w studiu był w swoim żywiole, wpadał w trans, rzucał argumentami, czarował i uwodził słuchaczy. Mówił szybko, przyjemność sprawiał mu własny inteligentny i sensualny głos.

- Zatem zgadzamy się, panie profesorze, że bez przyjaciół niewiele można zdziałać. Nawet człowiek wykształcony i kreatywny jest bezradny. W biznesie, sztuce, polityce warci jesteśmy tyle, ilu i jakich mamy przyjaciół.

Berger uważnie, z uśmiechem w oczach obserwował Adama.

- To jest uogólnienie, panie redaktorze. Ale w większości przypadków tak to działa. Wyjątkami są geniusze.

- No tak, to wariaci - zgodził się ironicznie Adam.

Odpowiedź Bergera była poważna.

- Powiedzmy raczej wolni ludzie, którzy nie chodzą na kompromisy.

Adam nie znalazł odpowiedzi, nie lubił przegrywać takich potyczek. Z pomocą przyszedł Janek: - Facet czeka na linii. Nie chce się przedstawić, ma dziwny głos. Może wezmę następnego? - Mamy zatem szczęście, że geniuszy jest niewielu, bo życie stałoby się nieznośne - powiedział Adam i nie dając Bergerowi szans na ripostę zwrócił się do słuchacza - Witam na antenie. Powiedz, dajesz sobie radę dzięki przyjaciołom, czy bez nich? A może jesteś geniuszem?

Z głośników w studio rozległ się chropawy, męski głos, mówił z wysiłkiem: - Mam kłopoty, poważne kłopoty… pomóż mi. Bez pytań, daj numer komórki.

Adam spojrzał zaskoczony na Janka, on rozłożył ręce. Przez dwie sekundy panowała cisza, Janek zakręcił dłonią na znak, że trzeba podjąć rozmowę. Berger czekał z zawodowym spokojem. Przez głowę Adama przebiegła myśl, że psycholog stoi za tym telefonem.

- Sorry, chyba nie rozpoznaję głosu - powiedział z nadzieją, że słuchacz ujawni się jako żartowniś. Jednocześnie uświadomił sobie, że wie z kim rozmawia. Poczuł nagły przypływ lęku, ohydną mdłość w splocie słonecznym. Zobaczył twarz człowieka bladą jak papier na tle betonowej ściany i drżącą lufę niepewnie ściskanego pistoletu, w spoconej dłoni. Odetchnął głębiej, walcząc o równowagę. Widział uważny wzrok Bergera. - Poznajesz - stwierdził chropawy głos. - Dasz numer? Nie mam czasu, zaraz zabiorą mi telefon.

Adam odzyskał równowagę, poczuł rosnącą irytację. - Sorry stary, ale program ma wielu słuchaczy i…
- To zmienisz numer. Albo nie opowiadaj bajek o przyjaźni, Wierzba.
Adam postanowił zyskać na czasie.

- Zaskoczyłeś mnie, Piotrze. Tworzyliśmy kiedyś grupę przyjaciół, ale nie widzieliśmy się od lat. Zadzwoń do radia po programie? Janek poda ci numer centrali.

W studio zapadło milczenie, słychać było nierówny oddech rozmówcy.

- Halo? - powiedział Adam, z nadzieją, że to koniec rozmowy.

Berger uśmiechnął się. - Numer telefonu ważniejszy od przyjaźni z młodości? Czy przyjaźń od numeru? Żyjemy w czasach, w których to pytanie ma sens. Adam nienawidził teraz psychologa, z całą jego psychoterapeutyczną pewnością siebie. - Sześć zero dwa, dwa jeden, sto jeden - powiedział do mikrofonu, wiedząc jaką nieostrożność popełnia. - Jesteś zadowolony? Właśnie straciłem ten numer.
Z głośnika dobiegł sygnał zajętej linii. Janek spóźnił się sekundę z wyłączeniem rozmowy, naprawił błąd włączając blok reklamowy. Potem spojrzał na Adama i popukał się znacząco w głowę. Kilkanaście minut później Adam i Berger wyszli ze studia na korytarz. Czekała tu asystentka Adama, dwudziestotrzyletnia Beata; jej mina świadczyła, że nie miała pojęcia, co sądzić o wydarzeniu w studio.

- Ale jazda - oświadczyła ostrożnie, badając reakcję Adama przez grube szkła okularów.

Adam skrzywił się i zwrócił do Bergera. Rozległa się wibracja i sygnał wiadomości sms. Beata wyciągnęła z kieszeni bluzy telefon komórkowy, podała go Adamowi. Zostawiał jej komórkę, kiedy prowadził audycję w studio. Adam spojrzał na wyświetlacz telefonu, z westchnieniem pokazał Beacie. - Przyjedź do szpitala Banacha, oddział chirurgii, OIOM. Teraz! Skasuj SMS. Piotr. - przeczytała Beata i jej oczy błysnęły - Niezła historia.

- Piotr Lasota, kolega z klasy. Kilkanaście lat temu wyjechał do Stanów - wyjaśnił Adam.

- Bierz magnetofon i jedź! - rzuciła podekscytowana Beata. - OIOM znaczy, że facet jest w ciężkim stanie. Pojechać z tobą? - dodała z nadzieją.

Adam spojrzał pytająco na Bergera.

- Pana rolą jest dyskusja, nie interwencje - stwierdził psycholog - Prośba o telefon była poparta szantażem.

- To pan zaszantażował Adama - przypomniała Beata. - Numer telefonu ważniejszy od przyjaźni. Może lepiej było…

Adam powstrzymał ją gestem ręki i spojrzał na telefon, który zawibrował z następną wiadomością. Po sekundzie przyszła następna, i następna. - Mam ten numer od dwunastu lat - westchnął.

Wibracje i sygnały trwały nieprzerwanie. Beata zbliżyła telefon do okularów i zaczęła czytać
- Dawno chciałem ci powiedzieć, że kawał z ciebie zarozumiałego krety… Sorry Adam! - przerwała spłoszona - To pewnie od słuchacza.

- Cena sukcesu - uśmiechnął się Berger.
- Bardzo dziękuję za rozmowę, do zobaczenia, panie profesorze - Adam podał psychologowi rękę.
- Do widzenia. To ciekawa sytuacja - powiedział Berger.
Adam skrzywił się w uśmiechu. Ty zarozumiały psychoterapeutyczny bufonie, dodał mściwie w myślach i zwrócił się do Beaty.
- Zajmij się panem profesorem, podpisz umowę i tak dalej.
Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Schował do kieszeni skórzanej kurtki telefon, który wciąż wibrował sygnalizując wiadomości sms.
Intuicja Adama milczała, pamięć pracowała z wysiłkiem, ale na próżno - następne obrazy z przeszłości nie pojawiały się. Lęk nie mijał.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna