Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klasyczna szkoła obyczaju: Nazywam się Polska

(kk)
sxc.hu
Robert Parzelski został najsłynniejszym, od czasów Jana Pawła II, Polakiem w Brazylii. A zasłynął tylko z tego, że wysiadł na lotnisku w Sao Paulo i jedyne co umiał na nim powiedzieć to: "I am Poland" czyli "Nazywam się Polska". Ale za nim to powiedział położył się na ławce i czekał - całe 18 dni.

"Nazywam się Polska" pochodzi z Krakowa, ale jego historia zaczęła się w Londynie, gdzie pracował za funty na budowach. Jeździł z taczką przez kilka lat, aż przyszedł kryzys i go zwolnili. I wtedy znajomy zaproponował mu interes życia.

Interes życia miał polegać na tym, że bezrobotny "Nazywam się Polska" dostałby bilet w jedną stronę do Sao Paulo w Brazylii. Tam na lotnisku miał na niego czekać ktoś tylko po to, aby wręczyć mu dwa telefony komórkowe i bilet powrotny na samolot. Z tymi telefonami "Nazywam się Polska" miał wrócić do Londynu. Proste? Proste i dobrze płatne zadanie. Nie jest co prawda jasne, po co ktoś miałby wysyłać samolotem i opłacać umyślnego po dwie komóry na drugi koniec świata, ale "Nazywam się Polska" tym sobie głowy nie zawracał, tylko bez grosza w kieszeni (po co mu kasa, skoro bilet powrotny miał na niego czekać?) wsiadł do samolotu. A kiedy wylądował na lotnisku w Brazylii, to się okazało, że nikt na niego nie czekał.

Przykra i kompletnie niepoważna sprawa, zwłaszcza dla kogoś kto jest bez pieniędzy i dla kogo języki obce są kompletnie obce. Co tu robić? "Nazywam się Polska" zareagował w jedyny, znany mu sposób, czyli położył się na lotnisku na ławce i leżał.

Początkowo nikt nie zwracał na niego uwagi, bo to duże lotnisko. Odwodnienie mu nie groziło, bo popijał wodę z kranu w toalecie. Po kilku dniach zainteresowały się nim sprzątaczki. Żal im się człowieka zrobiło, więc zaczęły go dokarmiać. Zagadywały go też po portugalsku, w nadziei, że się nauczy języka, ale nadzieja okazała się płonna. Po kilkunastu dniach Polaka zauważyli dziennikarze.

Stawili się na miejscu w znacznej liczbie, żeby opisać obywatela, który mieszka na lotnisku. Jak podała "Gazeta Wyborcza", nakręcili nawet o nim program telewizyjny, w którym pytali: "French? Spanish? English? A on im niezmiennie odpowiadał tylko jednym stwierdzeniem: "I am Poland" czyli "Nazywam się Polska".

I tak o Parzelskim stało się głośno w całej Brazylii. Nikt nie potrafił zrozumieć, jak "Nazywam się Polska" mógł znaleźć się na pokładzie prestiżowych linii lotniczych, a po wylądowaniu stać się bezradnym, jak niemowlę. W końcu o polskim bezdomnym usłyszał nasz konsulat i się nim zaopiekował. A nie było to łatwe, bo hotelarze, znający go z telewizora, odmawiali konsulatowi zakwaterowania "Nazywam się Polska" nawet w tanim pokoiku. W końcu po 18 dniach koczowania na lotnisku trafił do konsulatu, który mu zakupił bilet powrotny. Do Londynu, bo do Polski "Nazywam się Polska" za nic nie chciał lecieć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna