Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kosmos to biznes

Tomasz Kubaszewski [email protected]
– Satelitę, który poleciał w kosmos (na zdjęciu w prawym, dolnym rogu) stworzyliśmy praktycznie w pięć miesięcy, po tym, jak wsparło nas Centrum Badań Kosmicznych – mówi Maciej Urbanowicz, suwalczanin.
– Satelitę, który poleciał w kosmos (na zdjęciu w prawym, dolnym rogu) stworzyliśmy praktycznie w pięć miesięcy, po tym, jak wsparło nas Centrum Badań Kosmicznych – mówi Maciej Urbanowicz, suwalczanin.
Kalendarz ma wypełniony. Najpierw spotkanie w Warszawie z prezydentem dużej międzynarodowej firmy lotniczej, a zaraz potem wyjazd do Paryża. Na zapowiadaną wizytę w rodzinnych Suwałkach może teraz nie wystarczyć czasu.

Od chwili, gdy pierwszy polski satelita - PW-Sat zaczął krążyć po orbicie okołoziemskiej, 25-letni Maciej Urbanowicz nie ma praktycznie wolnej chwili. I trudno się temu specjalnie dziwić. Osiągniecie, w dodatku - studentów, jest bowiem bardzo duże. A może być jeszcze większe, gdy misja się powiedzie.
PW-Sat, niewielka kostka o wymiarach 10 x 10 x 11 centymetrów, poleciał w kosmos po to, by... popełnić tam samobójstwo. Po pewnym czasie ma wlecieć w ziemską atmosferę i rozpaść się w proch i pył. - Chodzi przede wszystkim o to, by na orbicie okołoziemskiej zrobić porządek - tłumaczy Maciej Urbanowicz. - Krąży tam bowiem coraz więcej "śmieci".

Satelity kończą swoją pracę, dawno już są nieczynne, ale wciąż kręcą się wokół Ziemi. Od czasu do czasu dochodzi nawet do niebezpiecznych kolizji. Jak mówi Maciej Urbanowicz, Amerykanie biją na alarm. Bo przy takim tempie penetracji kosmosu, za 60 lat nie będzie już można wynosić bezpiecznie na orbitę ludzi, a za 200 lat - czegokolwiek. ONZ planuje wprowadzić takie przepisy, by każdy satelita musiał być zniszczony w kontrolowany sposób najpóźniej po 25 latach. Ale odpowiedniej technologii nikt jeszcze nie wymyślił.

Stąd biorą się nadzieje związane z polskim wynalazkiem. Jeżeli wszystko się powiedzie, twórcy PW-Sat mogą liczyć na gigantyczne kontrakty.
Naprawiał samochody i maszyny rolnicze
- Kosmosem, techniką interesowałem się od małego - opowiada Urbanowicz. - Trudno nawet powiedzieć, skąd to się wzięło. Bardzo lubiłem na przykład oglądać w telewizji programy naukowe.

Zanim zaczął konstruować satelitę, zapoznawał się z prostszymi mechanizmami. W domu naprawiał samochody, a u krewnych na wsi - maszyny rolnicze. Poznał też tajniki konstrukcji sprzętu medycznego, którym handluje i który naprawia jego ojciec.
W 2003 roku zaczął naukę w I Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Konopnickiej w Suwałkach.

- Bardzo dobry uczeń, aktywny w wielu dziedzinach, interesujący się fizyką - wspomina Bożenna Szynkowska, dyrektor szkoły.
W 2006 dostał się na Wydział Mechaniczny Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej. Projekt budowy polskiego satelity zaczynał się już wówczas konkretyzować. Studenci wymyśli go ponoć na jednej z imprez.
- A to wcale nie jest takie rzadkie - tłumaczy Maciej Urbanowicz. - Ludzie są wyluzowani, śmielej dzielą się swoimi pomysłami.

Na drugim roku zaczął działać w Studenckim Kole Astronomicznym.
- Bardzo wszystkim polecam działalność w tego typu kołach - zachęca. - Bo to naprawdę rozwija zainteresowania człowieka. Ja nawet żałuję, że do koła nie zapisałem się od razu.

Niedługo potem wszedł w skład zespołu zajmującego się PW-Sat. W 2010 roku został jego koordynatorem.

Komputery w małej kostce
Czy żeby skonstruować satelitę trzeba być geniuszem?
- Najważniejsze jest to, żeby zebrała się grupa ludzi, która wie, co chce w tym kosmosie zrobić i potem konsekwentnie do tego dąży - opowiada Urbanowicz. - Trzeba precyzyjnie odpowiedzieć sobie na podstawowe, ale bardzo ważne pytania - jaki satelita, po co, co jesteśmy w stanie zrobić, na co nas stać, a na co, niestety, nie.
Ale wiedza jest oczywiście równie ważna. Tyle, że nie wszystko trzeba odkrywać od początku. Część rozwiązań jest już gotowa. Wystarczy po nie sięgnąć i wszystko to połączyć.

Prace trwały w sumie 7 lat. W różnych okresach zajmowało się nimi kilkadziesiąt osób. Jedni odchodzili, inni przychodzili. W tym czasie powstawało kilka kolejnych modeli satelity. I lepsze, i gorsze. Niektóre rozwiązania okazały się zupełnie nieudane.
Jak mówi Maciej Urbanowicz, wszystko to do rychłego końca bynajmniej nie zmierzało.
- Nawiązaliśmy współpracę z Centrum Badań Kosmicznych, które udostępniło nam pomieszczenia - mówi. - Ostateczną wersję satelity stworzyliśmy w pięć miesięcy.

Niewielka kostka nafaszerowana jest elektroniką. Znajdują się w niej aż dwa komputery - jeden pokładowy, drugi odpowiedzialny za komunikację. Wszystko jest rzecz jasna miniaturowe.
Urządzenie, które na orbitę wyniosła wystrzelona z Gujany Francuskiej rakieta Vega, sprawuje się na razie bez zarzutu. Rozwinęło długą antenę i krąży wokół Ziemi. W ciągu doby obiega ją 14 razy. Specjalny, długi na metr ogon pozwoli z czasem na wejście satelity do atmosfery, gdzie spłonie. Ma to nastąpić mniej więcej za rok.

Cały projekt kosztował ponad 100 tysięcy euro. Mniej więcej połowę tej kwoty pochłonęło urządzenie, które właśnie poleciało w kosmos. Głównym sponsorem okazała się Politechnika Warszawska.

Sektor kosmiczny, to 260 miliardów dolarów
- Czerpię bardzo dużo przyjemności z tego, co robię - mówi suwalczanin. - A to bardzo ważne.
Swoje kosmiczne zainteresowania rozwija, gdzie się da. Jest m.in. posiadaczem dyplomu prestiżowego Międzynarodowego Uniwersytetu Kosmicznego. To międzynarodowa instytucja powołana przez kilku milionerów. Na 9-tygodniowe sesje odbywające się w różnych punktach świata zapraszani są ludzie z wielu krajów. Zgłębiają tajniki kosmosu. Maciej Urbanowicz był jednym z dwóch uczestników z naszego kraju.

- Ja i moi koledzy nie jesteśmy typami szalonych naukowców, którzy w zaciszu laboratoriów tworzą nikomu później niepotrzebne wynalazki - mówi. - Kosmos, to także biznes. Duży biznes.
Szacuje się, że cały sektor wart jest 260 miliardów dolarów. Maciej Urbanowicz nie ukrywa, że chciałby coś z tego uszczknąć. Myśli o założeniu własnej firmy. Miałaby zajmować małymi satelitami i świadczeniem różnego rodzaju usług kosmicznych.

- Chodzi przede wszystkim o innowacyjne projekty - dodaje. - Sądzę, że da się na tym godziwie zarobić.
Już ma dobre kontakty. A będzie miał pewnie jeszcze lepsze. O polskim, studenckim satelicie głośno jest wszak na całym świecie.
Nie ma kiedy pójść na piwo
Ostatnie, szalone dni sprawiły, że nie miał nawet czasu na dłuższą rozmowę z rodzicami.

- Na piwo też nie mam kiedy pójść - dodaje. - Ale może niedługo to wszystko się trochę unormuje.

W planach ma przyjazd do Suwałk i spotkanie z uczniami liceum im. Konopnickiej. Chce im powiedzieć, że trzeba mieć ambitne plany. Takie choćby, jak polski podbój kosmosu. Jeszcze niedawno niemal wszyscy się z tego śmiali. Ale dzisiaj zaczyna się to zmieniać. I zaczynają pojawiać się pieniądze. Np. resort nauki i szkolnictwa wyższego, dowodzony przez białostoczankę Barbarę Kudrycką, wyłożył ponad 130 tys. euro na to, aby PW-Sat mógł być wyniesiony w kosmos.
W życiu ważne jest też wytrwałe dążenie do celu. Nie warto zrażać się drobnymi porażkami i trzeba pamiętać o tym, że kto się nie rozwija, ten się cofa.
- Po mnie widać, że nawet kosmiczne plany bywają realne - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna