Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krasnopol. Tragiczny wypadek: Trzy osoby zginęły. Wracali z wesela

Tomasz Kubaszewski
KWP Białystok
Trzy osoby zginęły na miejscu. Sąd skazał kierowcę - Henryka B. z powiatu sejneńskiego na karę bezwzględnego pozbawienia wolności. Ale nawet prokuratura uważa, że to zbyt surowy wyrok.

To praktycznie się nie zdarza, by organy ścigania opowiadały się za złagodzeniem kary. - Będziemy o to występowali przed sądem II instancji - zapowiada Ryszard Tomkiewicz z Prokuratury Okręgowej w Suwałkach. I dodaje, że sprawca wypadku już i tak poniósł gigantyczną karę. Przeżył bowiem utratę najbliższych.

Sąd w Augustowie uznał jednak, że skoro zginęły aż trzy osoby, to jakaś sprawiedliwa odpłata musi być. I pewnie pomyślał też o prewencji, czyli innych użytkownikach dróg. Bo jeśli ktoś wsiada za kierownicę zaraz po weselu i, nawet jak jest trzeźwy, nie bierze pod uwagę zmęczenia organizmu, płazem nie powinno to uchodzić. Wszyscy bowiem będą tak robili.

Mielnik - Radziwiłłówka: Wypadek śmiertelny. 33-latek zginął tuż przed swoim ślubem

- To jest bardzo podobna sprawa do tej, która była udziałem naszej słynnej pływaczki Otylii Jędrzejczak - zauważa dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w Warszawie.

W 2005 r. siedziała ona za kierownicą samochodu i spowodowała wypadek. Zginął pasażer - jej 19-letni brat. Otylii, choć złamała przepisy ruchu drogowego, nikt do więzienia pakować nie chciał. Miała nieposzlakowaną opinię, nigdy nie zadarła z prawem, przynosiła splendor całemu krajowi. Otrzymała ostatecznie symboliczną karę, polegającą na kilkudziesięciu godzinach prac na cele społeczne.

Czytaj więcej na ten temat: Krasnopol. Wracali z wesela syna i wnuka. Nie żyją

Są jednak pewne różnice. Bo Jędrzejczak wykonywała ryzykowny manewr wyprzedzania kilku samochodów, ale w tamtym wypadku zginęła jedna osoba. A w tym, z udziałem Henryka B. - aż trzy.


Nawet mandatu nie zapłacił

To był piękny majowy poranek, prawie trzy lata temu. Rodzina B. miała swoje wielkie święto - ślub syna. Wesele odbywało się w Grajewie. Nad ranem krewni pana młodego postanowili wracać do swojej wsi znajdującej się w powiecie sejneńskim. Do przejechania było około 100 km. Wsiedli do dobrego samochodu - Toyoty Rav4. Za kierownicą zasiadł 55-letni wówczas mężczyzna, znany nawet w kraju mistrz kowalstwa artystycznego, nauczyciel w jednej z lokalnych szkół, właściciel dobrze prosperującego gospodarstwa agroturystycznego, kochający mąż i ojciec, powszechnie szanowany we własnej wsi oraz daleko poza jej granicami. W całym swoim życiu nie zapłacił nawet jednego mandatu.

Do toyoty wsiedli także: jego młodsza o dwa lata żona i teściowie - oboje już po osiemdziesiątce.

Do domu mieli coraz bliżej. Na zegarku dochodziła szósta rano. Nagle, na długiej prostej, samochód zjechał na pobocze, uderzył w drzewo i przewrócił się na dach. Po jakimś czasie auto zauważył jeden z przejeżdżających kierowców. Zaalarmował służby ratunkowe. Lekarzowi nie pozostało jednak nic innego, jak stwierdzić zgon trzech osób. Przeżył tylko Henryk B. Przetransportowano go do szpitala. Stan mężczyzny lekarze określali początkowo jako poważny. Na szczęście B. z tego wyszedł.

Prokuratura zaczęła analizować okoliczności zdarzenia. Stosunkowo szybko udało się wykluczyć udział innych pojazdów oraz zwierząt, które często przebiegają przez tę drogę. Sprawny okazał się także samochód. Badanie krwi wykazało z kolei, że kierowca był trzeźwy, a auto jechało z dozwoloną w tym miejscu prędkością - 87 kilometrów na godzinę. Pozostawały więc praktycznie trzy możliwości: albo Henryk B. zasnął za kierownicą, albo zasłabł. albo stracił na chwilę koncentrację.

Za kraty? a po co?

Śledczy musieli powołać biegłego. Ten okoliczności zdarzenia długo analizował. Doszedł ostatecznie do wniosku, że zasłabnięcie raczej nie wchodzi w grę. Prokuratura oskarżyła więc Henryka B. o nieumyślne spowodowanie śmierci w wypadku drogowym. Grozi za to do ośmiu lat więzienia.

Proces ciągnął się prawie dwa lata. Sąd raz jeszcze badał wszystkie okoliczności. W końcu przyszedł czas na mowy końcowe.

- Wnosiliśmy o karę pozbawienia wolności w zawieszeniu - informuje prokurator Tomkiewicz.

To przy śmiertelnych wypadkach drogowych zdarza się raczej rzadko. A jeszcze rzadsze jest, by sąd okazał się surowszy od prokuratora. Zwykle bywa odwrotnie.

Sąd doszedł jednak do wniosku, że nad śmiercią trzech osób nie można przejść do porządku dziennego. Wszak mogły żyć do tej pory. I skazał Henryka B., który cały czas odpowiadał z tzw. wolnej stopy, na dwa i pół roku więzienia. Kary nie zawiesił.

Śledczy przyznają, że byli tym rozstrzygnięciem mocno zaskoczeni. Wystąpili więc o pisemne uzasadnienie wyroku. Podobnie zresztą, jak obrońca oskarżonego. Kiedy uzasadnienie będzie gotowe, posypią się zapewne apelacje. Sprawa trafi do sądu okręgowego. Ten może wykonanie kary zawiesić, ale wcale nie musi. Istnieje też jeszcze jedno rozwiązanie - powrót sprawy do I instancji. Wtedy, do uprawomocnienia się wyroku, może się ona pociągnąć kolejny rok, albo i dłużej.

- Uważam, że w tym przypadku istnieją niemal wszystkie przesłanki do nadzwyczajnego złagodzenia kary - mówi tymczasem dr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Prawo przewiduje taką możliwość w odniesieniu do przestępstw popełnionych nieumyślnie.

Jaki miałby być cel wsadzenia Henryka B. za kraty? Dr Kładoczny nie dostrzega praktycznie żadnego.

- Prawdopodobieństwo, iż w przyszłości popełni podobne przestępstwo jest zerowe - mówi. - Poniósł w dodatku wysoką karę w postaci utraty bliskich. Można też w tym przypadku snuć rozważania dotyczące prewencji generalnej, czyli skutków społecznych takiego, a nie innego rozstrzygnięcia sądu. Tylko, czy tym, co odstraszy zmęczonego kierowcę od prowadzenia auta jest perspektywa spędzenia w więzieniu dwóch i pół roku, czy też jednak widmo własnej śmierci?

W przypadku kar pozostaje jeszcze jedna ich funkcja - zwykły odwet za to, co ktoś zrobił. - Tylko czy tutaj ktokolwiek takim odwetem jest w ogóle zainteresowany? - pyta retorycznie Piotr Kładoczny.

Po tym, jak augustowski sąd sporządzi pisemne uzasadnienie wyroku, wszystkie strony procesu będą miały trochę czasu na napisanie apelacji. Później sprawa trafi do suwalskiej „okręgówki”. Rozstrzygnięcie nie należy się jednak spodziewać wcześniej niż za kilka miesięcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna