MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kronika wypadków umysłowych: Ja, głupia baba

Konrad Kruszewski [email protected]
Pani Henryka w 1980 roku, w czasach realnego socjalizmu (który dziś bywa nazywany mylnie komunizmem), zatrzymała w pamiętnym Sierpniu komunikację w Gdańsku.

Potem, w stanie wojennym, była prześladowana za Solidarność. Pobiła ją SB tak, że poroniła. W wolnej Polsce założyła rodzinę zastępczą i wychowała dwanaścioro bezdomnych dzieci.

Doczekała się tego, że na uroczystym zjeździe dzisiejszej Solidarności etatowy aparatczyk związku nazwał ja głupią babą.

Czymże bowiem są jej dokonania wobec heroicznych czynów tych, którzy mianowali siebie obrońcami krzyża? Czymże była jej walka o wolną Polskę (za którą można było zapłacić życiem) wobec "bohaterskiej i zwycięskiej bitwy" przeciwko trzem księżom i dziesięciu harcerzem na Krakowskim Przedmieściu? Jeszcze się doczekamy, że będą za to przyznawali medale.

Na tym samym zjeździe, zorganizowanym z okazji 30-lecia powstania Solidarności, gościł gość najważniejszy. W czasach kiedy pani Henryka zatrzymywała komunikację w Gdańsku, gość najważniejszy zajmował się wyczesywaniem swojego kota. Tak, że SB nie wiedziała, którego z nich internować. W rezultacie i kota, i najważniejszego gościa zostawiła w spokoju, z obawy przed pomyłką. Za to dzisiejsza Solidarność bardzo go ceni. Może dlatego, że większość dzisiejszych działaczy związkowych wtedy również zajmowała się własnymi kotami.

W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję. Doskonale pamiętam, że w 1980 roku ludzi pracy najbardziej wkurzało to, że partyjny związek (zorganizowany w CRZZ) działał w interesie jednej, słusznej partii i był reprezentowany przez wysoko opłacanych etatowych aparatczyków, którzy przyklejeni do swoich stołków siedzieli na nich nieusuwalni przez kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat. Dlatego też ówczesna Solidarność odcinała się od poparcia partii i wprowadziła kadencyjność władz (np. przewodniczącym nie można było być dłużej niż przez dwie kadencje). Co dzisiaj, po 30 latach z tego zostało? Etatowi przewodniczący (niektórzy już "przewodniczą" po kilkanaście lat) i poparcie dla jednej i słusznej partii. Wypisz, wymaluj - drugie CRZZ.

Wróćmy jednak do najważniejszego gościa zjazdu, którego w 1980 roku w Stoczni Gdańskiej (ani w żadnej innej stoczni) nie było, gdyż był zajęty kotem. Doskonale jednak wie, lepiej od tych, którzy byli, co się tam działo. A działo się według niego to, że przyjechali inteligenci z misją nakłonienia strajkujących do znaczących ustępstw i rezygnacji z postulatów.

Następnego dnia w publicznej telewizji myśl prezesa podchwycił Jan Pospieszalski. I zaprosił odpowiednich gości, którzy tę myśl znacznie rozwinęli. Uznali oni, że tzw. ekspertów nikt do stoczni nie zapraszał, że zostali (z wyjątkiem profesor Staniszkis - była w programie i nie protestowała) nasłani - wiadomo przez kogo, że inteligenci włączyli się do związku, kiedy już było można i że szybko zwiali, gdy tylko ogłoszono stan wojenny. Jedynie Jan Rulewski próbował prostować historię, pytając: A kto organizował podziemne wydawnictwa i ruch oporu? Kto redagował podziemne pisma i do nich pisał? Kto budował struktury i tworzył programy? W tym momencie włączył się czujny Jan Pospieszalski. Powiedział, że na wyjaśnianie tych zagadnień nie ma już czasu i zakończył program.

Wróćmy jednak, już po raz trzeci, do najważniejszego gościa. Po jego wystąpieniu, w którym najważniejszy gość kładł podwaliny pod własną historię Polski, pani Henryka wyrwała się na mównicę z prostym apelem, żeby najważniejszy gość już przestał napuszczać ludzi jednych na drugich. I najważniejszy gość nawet jej odpowiedział: "Droga pani. Była pani łaskawa całkowicie mnie nie zrozumieć". Koniec, kropka. Czyli potraktował ją jak ten związkowy aparatczyk (z racji młodego wieku mógłby być synem pani Henryki), tylko łaskawie opuścił zwrot: "głupia babo".

Muszę przyznać, że ja też jestem w sytuacji pani Henryki. Też nie jestem w stanie go zrozumieć, więc można mnie również potraktować jak głupią babę, ewentualnie głupiego chłopa. Nie ma bowiem sposobu na zrozumienie piromana, który podpala dom, a potem bierze udział w jego gaszeniu.

To właśnie z Polską robi pan prezes. To jest przypadek dla lekarzy, a nie dla filozofów. Nieprzypadkowo zresztą prezesem coraz częściej w różnych gazetach i portalach internetowych zajmują się psychiatrzy.
Jeśli zaś chodzi o karczemne awantury podczas jubileuszowych obchodów (a propos: nie znam nikogo, poza Solidarnością 2010, kto zaprosiłby do siebie gości po to, aby ich zelżyć), to dziwię się tym, którzy się dziwią, że do tych awantur doszło. Mnie zdziwiłoby to, gdyby ich nie było.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna