To był wredny osobnik, który w zaskakujących momentach, najczęściej podczas superważnych zgromadzeń światowych, wyrywał stołek spod zadu premiera i sam sadzał na nim (na stołku, a nie na premierze) swoją szafarnię. Przede wszystkim jednak, w opinii PO, był to hamulcowy, który wrednie sypał piach w szprychy kół reform platformianych. Całkiem spore możliwości, jak na obywatela dysponującego jedynie żyrandolami.
Życie zaskakuje mnie codziennie. Z okazji mistrzostw w piłce ręcznej miałem okazję dowiedzieć się, że prezydent Najjaśniejszej pan Lech Kaczyński był niegdyś świetnym bramkarzem ręcznym. Ja myślę! Przy takiej posturze żadna piłka, nawet ta lecąca z prędkością 100 km na godzinę, nie miała prawa go ominąć.
Rozumiem, że naśmiewanie się z ułomności fizycznych nie jest ani godne, ani nawet specjalnie dowcipne. Ale specjaliści od ocieplania prezydenckiego wizerunku powinni najpierw głęboko się zastanowić, zanim chlapną w mediach takim sportowym farmazonem, bo taki farmazon tylko naprowadza zwierzynę (prezydenta) na strzał licznych prześmiewców, których ulubionym tematem (ciekawe, czy doskakiwał do poprzeczki?) są kpiny z prezydenckiego wzrostu.
Dzisiaj nie będę się jednak zajmował karierą szczypiornisty Kaczyńskiego, tylko odkryciem, że prezydentura to tylko "pałac i żyrandole". Odkrycia tego po wielu latach dokonał Donald Tusk i musiało być to dla niego wydarzenie wyjątkowe, gdyż pod jego wpływem zrezygnował z ubiegania się o prezydencki fotel. Jeszcze pięć lat temu tego nie wiedział, bardzo chciał być prezydentem, ale pięć lat to w polityce wystarczający szmat czasu, żeby nawet Donald zmienił zdanie.
Przemiana dokonać się musiała w ostatnich miesiącach, bo jeszcze nie tak dawno ani Donald, ani cała jego partia tak nie myśleli. Jeszcze do niedawna wcale nie uważali, że Lech Kaczyński to jedynie "pałac i żyrandole". To był w powszechnej opinii wredny osobnik, który w zaskakujących momentach, najczęściej podczas superważnych zgromadzeń światowych, wyrywał stołek spod zadu premiera i sam sadzał na nim (na stołku, a nie na premierze) swoją szafarnię.
Przede wszystkim jednak, w opinii PO, był to hamulcowy, który wrednie sypał piach w szprychy kół reform platformianych. Z powodu tego piachu koła nie miały szans na przyspieszone obroty, w związku z tym reformy są tam... gdzie są. Nie wiadomo gdzie, ale gdzie by nie były, to i tak są w niedobrym miejscu, a to jest wina hamulcowego. Choć w związku z ostatnim porównaniem, może lepiej byłoby napisać, że jest to wina bramkarza od szczypiorniaka, który niczym Szmal zagrodził własnym ciałem polską bramkę przed reformatorskimi piłkami Platformy. W związku z tym polska bramka jest pusta.
Jakby jednak nie było, to jak na obywatela, który ma do dyspozycji jedynie pałac i żyrandole w nim, sporo złego ten obywatel (wg Platformy) wykonał.
Nie będę rozstrzygał, która wersja prezydentury (hamulcowa czy pałacowa) jest w wersji platformianej szczera. Natomiast posunięcie Donalda Tuska uważam za genialne. W PiS-ie do tej pory jeszcze nie mogą dojść po niej do siebie. Już się bowiem szykowali na bój o pryncypia, a będą mieli o żyrandole.
Już przygotowali całą masę zarzutów wobec premiera, czego nie zrobił i co jako premier spartolił, a teraz tymi zarzutami mogą wytapetować Kaczyńskiemu gabinet pod tymi żyrandolami. Już przyszykowali materiały na dziadka z Wehrmachtu, a może się okazać, że będą mieli do czynienia z prawnukiem styczniowego powstańca. Już zgromadzili razem z Kamińskim sensacyjne dowody z afery hazardowej, a tu masz, tyle roboty na nic, bo kontrkandydatem Kaczyńskiego może być ktoś, dla kogo szczytem hazardu jest poranna decyzja o doborze koloru skarpetek.
Nic więc dziwnego, że prezydencki brat Jarosław zalecił swojej partii niepokazywanie się przez miesiąc w mediach, bo nie wiadomo, o czym teraz w nich mówić. Potrzebny jest czas na opracowanie nowej strategii. Prezydent też nabrał wody w usta. Wydaje się być zaszokowany wiadomością, że nie tylko nie jest jedyną nadzieją Polski na ratunek, ale w opinii Tuska nie jest już teraz nawet hamulcowym, tylko strażnikiem żyrandoli i kurzu na nich.
"Polityka", taki tygodnik, na pierwszej stronie, obok zdjęcia Tuska w stroju piłkarskim, dała taki tytuł: "Gram tylko w premier league". Przy czym słowo premier zostało specjalnie wyróżnione innym kolorem. W tej sytuacji zabiegi o przedstawianie Lecha Kaczyńskiego jako świetnego bramkarza, niestety, tylko w szczypiorniaku, wydają się być lansowaniem polityka nieco podwórkowego.
Z drugiej jednak strony swoją opowieścią o żyrandolach Tusk postawił kandydata PO (ktokolwiek by nim nie był) w niezręcznej sytuacji. Teraz bowiem nieuchronnie kampania prezydencka będzie zmierzać w kierunku dywagacji nad sensem prezydentury i uprawnieniami prezydenckimi. Bo skoro prezydentura to tylko kryształowe żyrandole, to po co w ogóle PO się o nią stara? Jeśli zaś prezydent jest tylko tych żyrandoli strażnikiem, to po jaką cholerę wybierać go w tak kosztownych wyborach powszechnych?
To są pytania, na które kandydat PO, dzięki Tuskowi, będzie musiał odpowiedzieć. A nie jest to odpowiedź łatwa, ponieważ Polacy bardzo lubią wybierać sobie prezydenta i są do tego przywiązani.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?