Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kronika wypadków umysłowych

Konrad Kruszewski [email protected]
Ale wspaniały prezent otrzymujemy na tegoroczne święta pod choinkę! Kto by przypuszczał. Okazało się, że prezydent Lech Kaczyński pochodzi w prostej linii od króla Bolesława Krzywoustego, a co za tym idzie, jest również potomkiem Mieszka I!

Zawdzięczamy ten prezent szerzej nieznanemu doktorowi Manikowskiemu, który królewskie pochodzenie Lecha odkrył. Chociaż jakoś nie zauważyliśmy, żeby pobierał od niego materiał genetyczny do przebadania. Byliśmy do tej pory przekonani, że dynastia Piastów wygasła, a tu proszę, taka niespodzianka. Piastowicz w prostej linii, a nawet dwóch Piastowiczów, bo przecież jak Lech pochodzi od Mieszka, to i Jarosław również. Z tego wynika, że właściwie nie wiadomo po co na tron wpuściliśmy swego czasu Litwinów.

Szkoda, że dopiero dzisiaj okazało się, że dynastia ma się w miarę dobrze. Ale lepiej późno niż wcale. Teraz, to oczywiste, powinno dojść do reelekcji Lecha na tronie. Zamiana go na Jarosława nie wchodzi w grę. A to dlatego że Jarosław najwyraźniej ma zamiar po sobie pozostawić jedynie kota, bo o potomka się o tej pory nie postarał i nadal się nie stara.

Nie bardzo wiadomo, skąd się przodkowie Mieszka, czyli dynastia Piastów wywodzi. Legenda mówi, że od króla Popiela, tego, co go myszy zjadły. To już teraz wiadomo, skąd u obu braci Kaczyńskich takie zamiłowanie do kotów.

Drugi prezent zrobił nam na gwiazdkę ojciec dyrektor Rydzyk. - Patrzmy na fakty! - powiedział. - Gdzieś, kiedyś zdarzyło się, że ksiądz, duchowny, no wypił kieliszek koniaku. No, podnieście rękę, kto w życiu nie wypił kieliszka koniaku czy jakiegoś tam piwa? No? Nie widzę nikogo! Jak by wam dali to, by tu połowa wypiła zaraz! I co, pojechał, lekka stłuczka i wszyscy wrzeszczą na cały świat!

Był to jego głos za tym, że po kielichu można siadać za kierownicę, co jest ulubionym zajęciem wielu Polaków. Póki co, według ojca Rydzyka, można jeździć tylko po jednym kielichu koniaku lub jakiegoś tam piwa i dotyczy to wyłącznie osób duchownych. Ale cierpliwości, może Rydzykowi wzrośnie tolerancja do dwóch kieliszków dla księdza, a wtedy może do jednego chociaż organistę i kościelnego dopuści.
Niestety, jak widać na tym przykładzie, piasek w szprychy sypią dziennikarze, którzy "wrzeszczą na cały świat" i spokojnie nie dają księdzu lekko pukniętego mercedesa do stajni odprowadzić. Jak się okazuje, są to zdrajcy. Dziennikarze, którzy byli kształceni w szkołach ojca Tadeusza i przeznaczeni do pracy w Radiu Maryja. Niestety, zdradzili.

- W piątek wieczorem idziemy i nagle mówią: Ojcze, uwaga, kamera z tyłu! Późno w nocy przybiegli, podchodzę - TVN! Patrzę i mówię: Słuchaj, tego cię uczyłem, tego się uczyłeś u nas? Po licencjacie u nas, do TVN poszedł, drugi do TVN poszedł, trzeci też - odkrył zdradę ksiądz Rydzyk.
Skoro dziennikarze kształceni w Toruniu sprzedają się w TVN, to wszystko wskazuje na to, że w tej Polsce nigdy dobrze nie będzie. I księża za kierownicą nigdy nie będą mogli czuć się bezpiecznie, mimo starań ojca Tadeusza, jako wychowawcy i nauczyciela młodzieży.

A trzeci prezent zrobił nam Główny Lekarz Weterynarii. Nie wiem, czy Państwo jesteście już po uboju karpia, czy jeszcze przed, ale jeśli przed, to radziłbym przypomnieć sobie swoje wykształcenie. Naczelny weterynarz zalecił bowiem w specjalnym rozporządzeniu, że uboju karpia może dokonać tylko osobnik wykształcony, który ukończył przynajmniej zasadniczą szkołę zawodową. Po podstawówce do karpia radzimy nie podchodzić, bo się weterynarz pogniewa.

Nawet maturzysta nie może być pewien swego prawa do legalnego zabicia ryby. Bo co z tego, że ma się zdany egzamin maturalny, skoro może się nie mieć ukończonych osiemnastu lat. Osoba niepełnoletnia nie może zatłuc karpia, nawet jeśli byłaby silniejsza od osoby pełnoletniej. Obywatel z niepełnym zawodowym karpia nie ma prawa ruszyć, nawet jeśli sprawniej posługuje się młotkiem od doktora habilitowanego. Bo karpia można zatłuc tylko młotkiem w głowę. Tak uważa najważniejszy polski weterynarz. Podcinanie gardła jest surowo zabronione.

Karp jest niewątpliwie rybą. Należy zatem domniemywać, że te przepisy uboju dotyczą wszystkich ryb, bo niby dlaczego karp miałby być wyróżniany w sposób szczególny. Chciałbym zatem zobaczyć, jak naczelny weterynarz uśmierca węgorza przy pomocy uderzeń młotka w głowę. Nie w swoją, dodam, tylko węgorza.

Gdybyście nie byli pewni swojego wykształcenia, to lepiej poproście o pomoc sąsiada - profesora wydziału humanistycznego na jakimś uniwersytecie. Co prawda, istnieje stuprocentowa pewność, że zanim trafi karpia młotkiem w głowę, obije mu każdą płetwę, łuskę i pęcherz pławny, ale przynajmniej będziecie pewni, że postępujecie zgodnie z prawem. Karp zaś będzie czuł, że nie zabija go jakiś bezmózgi osiłek, tylko, że jest maltretowany przez profesora z minus 10 dioptrii w każdym oku, który zapomniał okularów.

Życzę Państwu spokojnych świąt, a karpiom, żeby wbrew zaleceniom najważniejszego polskiego weterynarza dostały się w łapy głupowatego osiłka, a nie w wymuskane ręce profesora czy też doktora. Choćby ten doktor nazywał się Manikowski i udowodnił, że karp jest potomkiem wieloryba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna