MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kronika wypadków umysłowych

Magdalena Kleban [email protected]
I wyszło na to, że jedną z największych przykrości, jakie można zrobić PiS to zastosować się do ich polecenia.

Zażądali od TVN sprostowania przekłamania słów prezesa? Proszę bardzo. W zemście za tą okrutną zniewagę i żądania sprostowania słów jakie nie padły w wieczornych Faktach redakcja zacytowała niemal całe przemówienie Jarosława Kaczyńskiego, jakie wygłosił w sześć miesięcy po katastrofie smoleńskiej, w której zginął prezydent RP Lech Kaczyński z żoną i 94 członków delegacji na uroczystości w Lesie Katyńskim.

Zdaniem wielu publicystów nic bardziej wrednego tej partii i jej prezesowi nie można było zrobić.
Ale właściwie co takiego bulwersującego prezes PiS powiedział pod pałacem prezydenckim, gdzie urzęduje teraz według niego "pan Komorowski"? "Chodzi nam przecież przede wszystkim o to elementarne prawo, prawo do wolnego narodu, prawo do prawdy" - mówił Kaczyński. Powiedzieć, że to truizm - to mało. W końcu niemal wszystkim nam zależy na prawdzie w życiu publicznym.

A, że dodał też "Chcemy, by ten kraj był rzeczywiście nasz, by nikt nam nie narzucał obyczajów, by nikt nie ośmielał się uczynić tego, co czyniono w tym miejscu tak niedawno temu, by nikt nie ośmielił się znieważać krzyża, który jest znakiem naszej wiary i jest także związany z historią naszego narodu" - no cóż nie pozostaje nic innego niż wierzyć, iż "nasza" oznacza wszystkich obywateli i mieszkańców tego kraju. W końcu Jarosław Kaczyński z pewnością nie miał nic złego na myśli, zwłaszcza w rocznicę katastrofy smoleńskiej i śmierci najbliższej mu osoby. Dlatego też podpisać obiema rękoma można się i pod innym zdaniem prezesa: "Nie chcemy rządów złych ludzi".

Szkoda tylko, że ten podniosły nastrój nie do końca chyba zrozumiał tłum, który obrzucał inwektywami każdego, kto nie zgadzał się z nimi, był zwolennikiem innej opcji, broń Boże głosował na "pana Komorowskiego".
Do tego jeszcze te zapalone pochodnie i znicze, flagi narodowe oraz krzyże. Dziwnym trafem te pochodnie stały się ostatnio czymś w rodzaju znaku rozpoznawczego Prawa i Sprawiedliwości. Towarzyszyły oficjalnemu początkowi kampanii samorządowej tej partii, pojawiają się i przy innych okazjach. Oczywiście lewacy różnej maści znowu podnieśli larum - bo pochodnie niby źle się im niby kojarzą. Wspominają o zamierzchłych czasach z lat 30-tych ubiegłego wieku i innych marszach z pochodniami.

Szczerze mówiąc teoria ta wydaje się być bardzo mocno naciągana, wpisuje się jednak w ton ogólnonarodowej histerii jakiej jesteśmy ostatnio świadkami, gdzie dla jednych usunięcie krzyża spod Pałacu Prezydenckiego równoznaczne jest niemal z zamachem stanu, dla innych obrona jego, albo domaganie się wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, jest już symptomem poważnej jednostki chorobowej.

Dawno już słowa nie były tak ważne jak teraz, tak dokładnie nie wsłuchiwano się w to, co politycy mają do powiedzenia. A jeszcze bardziej na to, kto to mówi. Wykształciła się już wręcz nowa nauka polityczna pt: Co prezes PiS tak naprawdę miał na myśli, a czego w gruncie rzeczy nie powiedział (pomimo, iż powiedział). I dotyczy to wielu aktorów polskiej sceny politycznej. Chlapnie tak jeden albo drugi w garniturze, a potem mądre głowy w najróżniejszych stacjach telewizyjnych, radiowych, prasie itp głowią się nad ich sensem. Zupełnie niepotrzebnie. Po pierwsze za chwilę, ktoś inny albo i ten sam rzuci kolejny "bon mot", a po drugie sami bohaterowie, jak na złość kompletnie nie przywiązują się do tego co mówią. Odwracanie kota ogonem stało się chyba ulubioną rozrywką umysłową niektórych.

Weźmy chociaż przypadek "enfant terrible" lewej sceny politycznej. Ryszard Kalisz sam sobie narobił niezłego bigosu przyjmując zaproszenie od Janusza Palikota. Poseł Kalisz wprawdzie za wiele na tym wiecu poparcia Palikota nie zdziałał, ot, zakręcił się niczym baletnica, rzucił parę żarcików, kilka kąśliwych, acz inteligentnych uwag i zasiadł spokojnie w fotelu na scenie. Nie wiedzieć czemu władze SLD nie uznały tego za świetny pomysł, dla nich był to "o jeden Palikot za dużo". I biedny Ryszard Kalisz wije się teraz jak piskorz, lawiruje w morzu tysiąca rad dobrych i lepszych. I kluczy. Bo z SLD odchodzić nie chce, choć z tym obecnym SLD też mu niezbyt po drodze.

Może rację mają więc ci, którzy w Wielkopolsce, stworzyli komitet wyborczy "Różowe świnki". Na razie brak szczegółowych informacji na temat ich programu wyborczego, ale aż prosi się, by w imię tej uczciwości brzmiało ono prosto i zwyczajnie: "Chcemy dorwać się do koryta". Pytanie tylko, czy ta nadmierna (w mniemaniu niektórych) szczerość by się opłaciła. Doświadczenia uczy, że kampanie w Polsce zawsze muszą startować z wysokiego C, poczucie humoru nie jest mile widziane. Zawsze więc chodzi o Ojczyznę, Patriotyzm, Władzę. Koniecznie z wielkich liter.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna