Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarze nie uratowali naszego ojca

Urszula Ludwiczak
Rodzina Dadurów ma żal do ekipy pogotowia, że nie zabrała rano ojca do szpitala. – Może wtedy by żył? – zastanawiają się.
Rodzina Dadurów ma żal do ekipy pogotowia, że nie zabrała rano ojca do szpitala. – Może wtedy by żył? – zastanawiają się. A. Zgiet
Dopiero po drugim wezwaniu pogotowie zabrało 67-letniego chorego mężczyznę do szpitala. Niestety, było już za późno na ratunek. Stanisław Dadura z Sadowa pod Dąbrową Białostocką zmarł w szpitalu. Rodzina zawiadomiła prokuraturę.

- Może gdyby zabrali ojca do szpitala rano, to by zdążyli go uratować - mówią Dadurowie.

Stanisław Dadura od dawna miał problemy z układem krążenia. 26 listopada w szpitalu w Sokółce przeszedł laparoskopowe usunięcie woreczka żółciowego. Po tygodniu wyszedł do domu: - Od czwartku do niedzieli czuł się dobrze - opowiada syn Antoni Dadura. - Ale w poniedziałek rano już było widać, że jest jakiś nieswój.

Zjadł trochę rosołu, położył się. Chcieliśmy dzwonić na pogotowie, ale mówił, że nie trzeba. Nic się jednak nie poprawiało i w środę, 10 grudnia, rano zadzwoniłem po pogotowie.

Po godz. 7 przyjechała ekipa z Dąbrowy Białostockiej. Jak mówi rodzina zmarłego, lekarka zmierzyła choremu ciśnienie i obejrzała. - Prosiliśmy, aby zabrali tatę do szpitala, w odpowiedzi usłyszeliśmy, że chcemy go się pozbyć z domu, a w szpitalu nie ma miejsc. Nie dali tacie żadnych leków i kazali wezwać lekarza rodzinnego - mówią.

Lekarz dojechała jednak do ich domu dopiero po 15. Gdy zobaczyła, jaki jest stan mężczyzny, sama zadzwoniła po pogotowie ponownie. Karetka tym razem zabrała mężczyznę do szpitala w Dąbrowie. - Lekarz dyżurny powiedział nam, że tata trafił do nich za późno, w stanie agonalnym i żebyśmy spodziewali się najgorszego - mówi pan Antoni. - Podano mu kroplówkę. Siedziałem przy nim. W pewnym momencie zaczął mówić różaniec. O godz. 20 zmarł.

Ze szpitalnej karty informacyjnej wynika, że pacjent trafił we wstrząsie hipowolemicznym, z ostrą niewydolnością nerek, niewydolnością serca i zatrzymanym krążeniem: - A może gdyby rano zrobili mu chociaż EKG, to uratowaliby mu życie. Nie mielibyśmy pretensji, nawet gdyby tato zmarł u nich w karetce, bo wiedzielibyśmy, że próbują go ratować - mówi pan Antoni.

- Pierwsze wezwanie pogotowia było do pacjenta, który miał przed tygodniem operację laparoskopową, cierpiał na ogólne bóle, obniżenie nastroju i brak apetytu - mówi Bogdan Kalicki, dyrektor białostockiego pogotowia, któremu podlega zakład w Dąbrowie. - Lekarz nie stwierdził w trakcie badania stanu zagrożenia życia czy zdrowia. Podczas ponownego wezwania u pacjenta stwierdzono obniżenie ciśnienia i czynności serca.

Według dyrektora, trudno powiedzieć, czy gdyby mężczyzna rano trafił do szpitala, zostałby uratowany. - Bywają przypadki, że pacjent uznany za zdrowego, za kilka minut ma zawał. Rodzina ma prawo do zawiadomienia prokuratury. Może dzięki temu zyska jasność sytuacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna