Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miedza przesunęła się na ich niekorzyść: Mówią, że księdzu wszystko wolno

Tomasz Kubaszewski [email protected]
– Traktują nas jak ludzi jakieś gorszej kategorii – żali się Janina Milewska (na zdjęciu razem z synem przy wyciętych drzewach). – Okazuje się jesteśmy za mali, by przeciwstawić się urzędnikom i księżom.
– Traktują nas jak ludzi jakieś gorszej kategorii – żali się Janina Milewska (na zdjęciu razem z synem przy wyciętych drzewach). – Okazuje się jesteśmy za mali, by przeciwstawić się urzędnikom i księżom. T. Kubaszewski
Na swojego proboszcza napisali już nawet do samego papieża Franciszka. I nic to nie dało. - Nie ma sprawiedliwości ani w urzędach, ani w Kościele - mówią Milewscy z Janówki, koło Augustowa.

Proszę spojrzeć na tę miedzę, jak ona się dziwacznie wije, jakie ma wybrzuszenia - pokazują na polu. - To wszystko zasługa naszego proboszcza. Urzędnicy go wspomagają, a ty, biedny chłopie, tylko ręce załamuj.

Urzędnicy niczego sobie jednak do zarzucenia nie mają.
- Choć z proboszczem dobrze nam się współpracuje, wszystkich mieszkańców traktuję tak samo - zapewnia wójt gminy Augustów Zbigniew Buksiński.

Urzędnicy grzebali przy korzeniach

Grunty Milewskich graniczą z parafialnymi. Tzn. z częścią plebanii oraz cmentarzem. Przez ich nieruchomość przebiega jednak polna droga. Prowadzi do cmentarza.
- Od tego w 2008 r. wszystko się zaczęło - opowiadają. - Wójt postanowił zabrać nam tę drogę. Bo chciał to oddać księdzu. I podał sprawę do sądu.
Tam zapadł zaoczny wyrok. Sąd nie sprawdził nawet, że cztery lata wcześniej ten grunt Milewscy przepisali na córkę. Wywłaszczono jednak nie ją, lecz jej rodziców. Ale orzeczenie stało się prawomocne.

- Ta polna droga i tak wiele lat wcześniej została skomunalizowana - wójt wykłada swój punkt widzenia. - Chcieliśmy mieć sądowe potwierdzenie tego stanu rzeczy.
Po co, skoro z krętej drogi i tak nikt nie korzystał? Bo jeden z sąsiadów Milewskich zażądał dojazdu na swoje pole. Ten sąsiad, to wprawdzie nie proboszcz, ale krewny biskupa. No i jak tu odmówić?

Sąd wyrok wydał, drogą nikt dalej nie jeździ. Sąsiad na swoje pole ma znacznie lepszy dojazd z innej strony wsi.

- Właściwie o tym, że część naszego gruntu do nas już nie należy dowiedzieliśmy się całkiem niedawno, gdy proboszcz zaczął przesuwać płoty i ścinać dorodne olchy - twierdzą Milewscy.

Zniknęły cztery drzewa znajdujące się na zewnątrz cmentarnego płotu. Pnie są tam do dziś, więc żadnych wątpliwości nie ma. Potem proboszcz na własną rękę miał rozgraniczać obie nieruchomości. To wtedy miedza mocno się wykrzywiła.

Milewscy pisali do wszelkich możliwych urzędów. Ale te były głuche. Organy ścigania próbowali zainteresować m.in. wycinką drzew oraz rozbudową cmentarza. Jak twierdzą, w pierwszym przypadku zgoda wójta dotyczyła wprawdzie czterech olch, ale znajdujących się na samym cmentarzu, a nie poza jego terenem. W drugim - nie zachowania przewidzianych prawem odległości od pól uprawnych i rzeczki, w której pojone jest bydło.
Wszystkie postępowania prokuratura umarzała. Raz sąd nakazał wprawdzie śledczym ponowne przyjrzenie się sprawie, ale ostatecznie i tak wcześniejszej decyzji nie zmienili. Choć dochodzili do różnych ustaleń. Np. w sprawie płotu, który ksiądz postawił, jak się okazało, samowolnie. Kiedy się o tym dowiedział, zachował się jak wzorowy obywatel. Płot rozebrał, uzyskał niezbędne pozwolenia i postawił konstrukcję po raz kolejny. Czy gdyby dotyczyło to przeciętnego śmiertelnika, też nie poniósłby żadnych konsekwencji?
A i do rozbudowy cmentarza nikt się nie czepiał.

- To nie moje kompetencje, ale odpowiednie służby złamania prawa w tym przypadku nie dostrzegły - mówi wójt Buksiński.

Z czterema wyciętymi drzewami też wszystko łatwo dało się wyjaśnić. Owszem, Milewscy mają, generalnie, rację, że pozwolenie dotyczyło wycinki na cmentarzu. Ale urzędnicy bardzo głęboko się nad tym pochylili. Tak, że dogrzebali się do samych korzeni. Drzew, nie sprawy. Uznali, że korzenie wyrastają spod cmentarza. Więc pozwolenie jest ważne. A gdyby nawet nie wyrastały, to Milewskim i tak nic do tego. Bo olchy znajdowały się na terenie, który do nich, po przejęciu przez gminę, nie należy. No i zagrażały cmentarnemu ogrodzeniu oraz znajdującym się w pobliżu nagrobkom.

Tak naprawdę w tym zagmatwanym i ciągnącym się już wiele lat sporze chodzi o to, kto i czego jest właścicielem. Porządne rozgraniczenie nieruchomości sprawę załatwiłoby raz na zawsze. - Wójt nie chce tego zrobić, bo wie, że proboszcz na tym straci - mówią Milewscy. - A według naszych dokumentów, nawet część cmentarza znajduje się na rodzinnych gruntach.

Wójt Buksiński twierdzi jednak, że przeprowadzenie rozgraniczenia nie jest potrzebne. Bo działkę parafialną od ziemi Milewskich oddziela przejęta przez gminę droga. A to, że Milewscy to przejęcie kwestionują, nie ma już znaczenia.

Rodzina pokazuje uskok znajdujący się na pobliskim polu. - To pozostałość po miedzy - mówią. - Dzisiaj, jak widać, znajduje się na terenie proboszcza.

Kuria tym zajmować się nie będzie

Skoro urzędy nie reagowały na ich skargi, postanowili poruszyć instytucje kościelne. Napisali najpierw do biskupa ełckiego. Janówka znajduje się na terenie tej diecezji. Biskupa poinformowali m.in. o rozbudowie cmentarza i wycięciu drzew. Zagrozili, że jeśli ich skarga zostanie zbagatelizowana, napiszą do samego papieża. Ponieważ odpowiedzi z Ełku się nie doczekali, więc we wrześniu ubiegłego roku wysłali list do Watykanu. "Nie mając żadnych pleców nigdzie nie możemy dojść sprawiedliwości" - napisali. "A wójt i proboszcz mają wszędzie wtyczki i robią, co chcą".
Po dwóch miesiącach nadeszła odpowiedź. Sprowadzała się do tego, że Watykan specjalnej interwencji w sprawie Janówki nie planuje, a wszystkim powinien zająć się ełcki biskup. Ale przedstawiciel Stolicy Apostolskiej podziękował za list. "Ojciec Święty w swoich modlitwach Bożej Dobroci poleca Państwa, upraszając wszelkie potrzebne łaski" - napisał na koniec.
Ełcka kuria sprawy rozpatrywać jednak nie zamierza. Choć ją dobrze zna. Bo Romuald Kamiński, biskup pomocniczy, z Janówki właśnie pochodzi. - To nie jest nasz problem - mówi kuryjny kanclerz.
Proboszcz Wacław Iżbicki jest z kolei zdziwiony, że media zajmują się czymś takim. - Ja stosuję się do tego, co nakazują mi urzędy, więc prawa nie łamię - mówi. - A do tych ludzi pretensji żadnych nie mam.
Milewscy chwycili się ostatniej deski ratunku. Swoje losy opisali suwalskim posłom. Ale czy ci zajmą się ich problemem, na razie nie wiadomo.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna