Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miejski monitoring. Jak działa?

Tomasz Mikulicz, Paweł Chojnowski, Helena Wysocka
Pracownicy miejskiego monitoringu nie raz pomogli ująć sprawców przestępstw. Ale bywa też, że obserwują bardzo zabawne sytuacje
Pracownicy miejskiego monitoringu nie raz pomogli ująć sprawców przestępstw. Ale bywa też, że obserwują bardzo zabawne sytuacje Andrzej Zgiet
W Białymstoku młodzi mężczyźni ukradli rzeźbę żubra, a pacjenci w szlafrokach uciekli ze szpitala. W Łomży chłopak ze sztucznym penisem w ręku zaczepiał nastolatki, a w Suwałkach - pili piwo i całowali się na głównym deptaku. To wszystko wiemy dzięki kamerom. Kto i gdzie nas podgląda?

Na ulicach Białegostoku obserwuje nas aż 169 kamer. Pierwsze z nich pojawiły się już w latach 90. Najwięcej zamontowanych jest w centrum, szczególnie w okolicach, gdzie najczęściej dochodzi do różnorodnych wykroczeń, czyli przy nocnych klubach na Rynku Kościuszki oraz przy ul. Malmeda, Białówny i Spółdzielczej.

System monitoringu finansowany jest przez miasto. Obrazy z różnych części Białegostoku przekazywane są na kilkanaście ekranów stojących w wydzielonym pomieszczeniu Komendy Miejskiej Policji przy ul. Bema 4. Kiedy dyżurujący tam pracownicy białostockiej Straży Miejskiej widzą, że dzieje się coś niepokojącego, od razu informują odpowiednie służby. Obraz jest kolorowy i na tyle wyraźny, że może później posłużyć jako dowód w sądzie.

I śmieszne, i Straszne

Zdarzają się sytuacje, gdy obsługujący kamery pękają ze śmiechu. Kilka lat temu, gdy przy ul. Legionowej w Białymstoku istniało jeszcze kino Polana, dwóch młodzieńców ukradło stamtąd rzeźbę... żubra. Wszystko zarejestrowały kamery. Strażnicy miejscy zatrzymali "dowcipnisiów" na Plantach i kazali odnieść "króla puszczy" na miejsce.

- To była godzina 2 czy 3 nad ranem - opowiada Jacek Pietraszewski, rzecznik białostockiej straży miejskiej. - Mężczyźni stali na przejściu dla pieszych trzymając tego żubra i czekali na zmianę świateł. Miny przejeżdżających kierowców były... bezcenne.

Park Planty w oku kamery to w ogóle ciekawe miejsce. Od strony zaplecza Pałacu Branickich znajduje się publiczna toaleta. Niedawno kamera nagrała tam panią, gdy ta kradła pieniądze ze skarbonki, do której ludzie korzystający z toalety wrzucali monety. Kamery rejestrują też jak złodzieje próbują okradać podpite osoby, którym zdarzyło się zasnąć na parkowej ławce. Monitoringowi nie umknęli też "wędkarze" łowiący ryby w stawie przy Pałacu Branickich, co jest oczywiście zabronione. Nieraz strażnicy miejscy łapali też ludzi w szlafrokach, którzy uciekali z któregoś z pobliskich szpitali, by w środku nocy napić się piwa w centrum miasta.

Sporo interwencji jest też w okolicy fontanny na Rynku Kościuszki. Białostoczanie lubią tam się kąpać czy nawet... sikać. W 2012 r. pisaliśmy, że młodzi ludzie zbezcześcili pomnik Józefa Piłsudskiego. Tutaj też pomógł monitoring. Wysłani na miejsce strażnicy miejscy zastali grupę mężczyzn, którzy wchodzili na pomnik, oblewali go piwem, a pustą butelkę postawili na głowie marszałka.

Zarejestrowane przez kamery śmieszne i żałosne wybryki można mnożyć, ale faktem jest, że dzięki monitoringowi schwytano wielu niebezpiecznych przestępców.

- Widzimy ludzi posiadających broń czy jakieś ostre narzędzia i natychmiast wysyłamy tam odpowiednie służby - mówi Wioleta Zaleska, kierowniczka referatu monitoringu wizyjnego w białostockiej straży miejskiej. - Operatorzy kamer często ujawniają osoby poszukiwane przez organy ścigania. Ostatnio dzięki kamerom udało się też złapać handlarzy narkotyków.
System monitoringu przydaje się również przy wypadkach drogowych. Jeśli kamera uchwyci zdarzenie, trudno potem kierowcy tłumaczyć, że "to nie ja wyjechałem z podporządkowanej wprost pod koła innego auta". Kamery są obrotowe. Nieraz zdarza się więc, że stłuczka następuje akurat w momencie, gdy obraz pokazuje inny fragment terenu. Strażnicy przyznają, że najlepsze byłyby kamery z czujnikami ruchu.

- Są jednak znacznie droższe niż tradycyjne - podkreśla Wioleta Zaleska.

Miasto dąży do sukcesywnego zwiększania liczby kamer. Wciąż bowiem są miejsca, gdzie ich brakuje. - Jak np. przy skrzyżowaniu ulic Kaczorowskiego i Wiejskiej - podpowiada Zaleska.

Z gumowym penisem wsiadł do autobusu

W Łomży przechodniów obserwuje prawie 60 kamer. Obraz przekazywany na monitory w Komendzie Miejskiej Policji obserwują cztery osoby. Tu również wykryte wykroczenia pracownicy Centrum Nadzoru od razu zgłaszają dyżurnemu policji. Jak podkreślają mundurowi, monitoring stanowi nieocenioną pomoc. Umożliwia szybką interwencję w przypadku bójek czy niszczenia mienia, pomaga wskazać sprawców kolizji. Co ciekawe, aż 21 kamer jest własnością Spółdzielni Mieszkaniowej Perspektywa, ale włączone one zostały w system miejskiego monitoringu. 24 kamery stałe zamontowane są na Bulwarach nad Narwią.

Monitoringiem w Łomży objęte są także miejskie autobusy - kamery zamontowane są zarówno w ich środku, jak i na zewnątrz. Poprawiło to bezpieczeństwo pasażerów, pozwoliło też wyeliminować kradzieże paliwa z autobusów na postojach. Kamery są bowiem włączone nawet po zakończeniu jazdy.

Czasami kamery rejestrują naprawdę niezwykłe sceny. Tak było np. w 2009 r., gdy młody chłopak ze sztucznym penisem w ręku zaczepiał nastoletnie pasażerki jednego z autobusów. Kiedy kierowca próbował go zatrzymać, ten kopnął go i uciekł. Innym razem autobusem podróżował ktoś w przebraniu... goryla. Później na YouTube pojawił się filmik z gorylem szalejącym po ulicach Łomży. Był to po prostu dowcip.

Zamontowane na autobusach kamery przydają się też policji nie tylko w sprawach wykroczeń drogowych. Niedawno uchwyciły np. uciekających z łupem sprawców włamania do kiosku.

Bo Kamera parzyła w inną stronę

Na suwalskich ulicach zamontowane są tylko 22 kamery, ale niebawem dołączą do nich trzy kolejne. Pojawią się one przy ul. Muzycznej, Chłodnej oraz w Sercu Suwałk.

Pierwsze kamery w Suwałkach zamontowano 10 lat temu. W ciągu dnia system obsługują strażnicy miejscy, w nocy - policjanci. Operatorzy systemu, nie raz, pomagają interweniującym policjantom w ustaleniu miejsca pobytu sprawców. Zwłaszcza w centrum miasta, gdzie kamer jest dużo i dzięki temu można śledzić drogę ucieczki...

Ale nie wszystko jest takie kolorowe. Otóż, do tej pory zapisywany przez monitoring obraz pozostawiał wiele do życzenia. Niejednokrotnie był za mało czytelny, by mógł stanowić dowód w procesie karnym. Fachowcy uważali, że to wina sposobu emisji, a ta odbywała się drogą radiową. Dlatego w tym roku suwalskie władze zdecydowały, że kamery będą podłączone do światłowodu.

- Inwestycja została zakończona przed wakacjami - informuje Kamil Sznel z urzędu miasta. Teraz więc obraz trafia do bazy szybciej, niż do tej pory, a tym samym skraca się czas podjęcia policyjnej interwencji. Poza tym, zdjęcia są bardziej czytelne i umożliwiają identyfikację sprawców. To jednak nie oznacza, że można spocząć na laurach. Wręcz przeciwnie, system jest już nieco przestarzały. Kamery obracają się bowiem samoczynnie i nie zawsze widzą to, co trzeba. Efekt jest więc taki, że wielu zdarzeń po prostu nie rejestrują.

Operatorzy monitoringu mówią, że przy obsłudze systemu nie ma czasu na nudę. Na suwalskich ulicach bez przerwy coś się dzieje. A to ktoś kopie śmietnik, a to pije piwo w centrum miasta, a to tłucze kolegę. Nie brakuje też takich sytuacji, że nie wiadomo, gdzie schować oczy... Całujące się, obściskujące się (i nie tylko) pary kamery najczęściej "łapią" na... miejskim deptaku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna