Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na spotkanie rodzinne przyjechało... 119 osób! Niektórzy nie mówią nawet po polsku

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Zawsze spotykają się w Korklinach, leżących niedaleko Suwałk. W zjeździe, który odbył się miesiąc temu, udział wzięło 119 osób. Najmłodsza członkini rodziny Roziewskich jest jeszcze niemowlęciem, najstarsza skończyła 80 lat.
Zawsze spotykają się w Korklinach, leżących niedaleko Suwałk. W zjeździe, który odbył się miesiąc temu, udział wzięło 119 osób. Najmłodsza członkini rodziny Roziewskich jest jeszcze niemowlęciem, najstarsza skończyła 80 lat.
Rodzina to potęga.

Roziewscy rozsiani się po całym kraju, ba - nawet po całym świecie. Ale korzenie niemal wszystkich sięgają na Suwalszczyznę. Większość dowiedziała się o tym całkiem niedawno.

- Poszukiwanie tych rodzinnych korzeni odbywało się dwutorowo - opowiada Stanisław Roziewski, suwalczanin, obecnie kierownik wyciągów w ośrodku narciarskim w Szelmencie. - Robiłem to zarówno ja, jak i nestorka rodu, moja ciotka Leokadia Wierzbicka. Doszliśmy do tego, że w ostatnim zjeździe rodziny uczestniczyło 119 osób.

Drzewo na dziesięć metrów
W 2001 roku do suwalskiego mieszkania brata Stanisława Roziewskiego, Piotra, zapukał jakiś młody mężczyzna. Po polsku nie mówił ani słowa. Ale syn Piotra władał na szczęście angielskim. Od młodego człowieka dowiedział się, że najprawdopodobniej są krewnymi. Bo on wprawdzie nazywa się "Rodżeski" (pisownia - Rojeski), ale wszystko wskazuje na to, że posiadali wspólnych przodków.

- Nie przyszło nam nawet do głowy, że mamy jakąś rodzinę w Stanach Zjednoczonych - mówi Stanisław Roziewski. - Oni jednak wiedzieli o rodzinie w Polsce. A w tamtym czasie w USA panowało coś na kształt mody na Polskę. Głównie dzięki Janowi Pawłowi II i Lechowi Wałęsie.

Informacje były jednak bardzo niedokładne. Nicolas Rojeski dysponował bowiem danymi z czasów, gdy ta część Polski znajdowała się jeszcze pod rosyjskim zaborem. Stanisław Roziewski zajął się więc rozszyfrowywaniem rodzinnych zawiłości.

Cały ród wywodzi się ze wsi Korkliny, niedaleko Suwałk. Przybyli tutaj z niedalekich Mazur. Najpierw nazywali się z niemiecka Rose (czyli - Róża), potem Rozio, a jeszcze później - Roziewscy bądź Rożewscy.

Na przełomie XIX i XX wieku trzech braci: Antoni, Aleksander i Nikodem miało w Korklinach swoje gospodarstwa, leżące obok siebie. Od tych przodków wywodzą się trzy główne rodziny.

- Ustaliłem, że w 1910 r. pojawiła się przed Antonim możliwość dokupienia dodatkowych gruntów - opowiada Stanisław Roziewski. - Dwaj pozostali braci postanowili, że wyjadą do Ameryki, by na to zarobić. Jeden po pewnym czasie wrócił, drugi - Aleksander pozostał za oceanem. To jego potomkiem jest Nicolas, który nas odwiedził w Suwałkach.

Żeby to wszystko poustalać, Stanisław Roziewski wykonał wręcz benedyktyńską pracę. Informacji szukał w archiwach państwowych i kościelnych. Zidentyfikował w ten sposób 677 krewnych.

- Teraz na rodzinnych zjazdach mogę prezentować drzewo genealogiczne - mówi. - Jak to wszystko umieściłem ostatnio na kartkach i wywiesiłem na płocie, to ciągnęło się przez 10 metrów.

Tańce do białego rana
O to, by rodzina zaczęła się integrować zadbała również ciotka Stanisława Roziewskiego, mieszkająca w Augustowie Leokadia Wierzbicka. Kilka lat temu wróciła do Polski po dłuższym pobycie za granicą.
- Postawiła swojej zmarłej matce pomnik i z tej okazji zaprosiła znanych jej członków rodziny - opowiada Stanisław Roziewski. - Zebrało się kilkadziesiąt osób. Impreza trwała do białego rana. Tak się to wszystkim uczestnikom spodobało, że postanowiliśmy spotykać się co rok - zawsze w drugą sobotę lipca.

Dotyczy to jednak tej części rodziny, która wywodzi się od jednego z trzech braci - Antoniego. Natomiast wszystkie rodziny spotykają się raz na trzy lata. Ostatni taki zjazd odbył się miesiąc temu.

Roziewscy mieszkają nie tylko na Suwalszczyźnie czy na Mazurach, ale też w Warszawie, Żyrardowie, Wrocławiu, Kędzierzynie, Gliwicach, Myśliborzu, Gdańsku. Członkowie rodu przebywają też w USA, a nawet w Australii.

- Informację o kolejnych zjazdach przekazujemy jeden drugiemu - tłumaczy Stanisław Roziewski. - I tak rozchodzi się to po całym kraju. Czasami biorę jednak telefon do ręki i wydzwaniam, a nawet organizuję transport dla tych, którzy nie mają jak na Suwalszczyznę dojechać.

Tydzień przed zjazdem bierze w pracy urlop. Do załatwienia jest wiele spraw. Trzeba choćby rozstawić wielki namiot, pościągać stoły i siedziska, załatwić WC. Wszystko odbywa się w Korklinach "na ojcowiźnie", czyli łące należącej do jednego z członków rodziny.

Każdy przyjeżdża z własnym koszykiem. Ale zdarzają się też tacy, którzy przygotują potrawę dla większej grupy osób. Jeden z uczestników zjazdu pojawił się np. z kotłem pełnym kartaczy.

Wszystko zaczyna się polową mszą. Potem każdy się przedstawia i mówi o sobie parę słów. Prowadzący spotkanie Stanisław Roziewski wymienia najnowsze sukcesy członków rodziny. Ktoś zdał maturę, ktoś inny obronił pracę magisterską. Dalej następują przygotowane wcześniej konkursy.

Zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych - od konkurencji sportowych, po konkursy wiedzy o rodzinie. Stanisław Roziewski wyświetla na specjalnym ekranie pochodzące sprzed wielu lat zdjęcia. Trzeba odpowiedzieć, np. kim jest znajdująca się na nim dziewczynka.

- Dla ułatwienia dodam, że ta osoba jest wśród nas - mówi.

Ludzie zaczynają się rozglądać. W końcu pada odpowiedź. Zwycięzcy zawsze otrzymują jakieś drobne nagrody.

A potem zaczyna się biesiada i tańce do białego rana. Stanisław Roziewski szacuje, że gdyby przyjechali wszyscy, którzy mogą, zebrałoby się około 300 osób. Może kiedyś uda się do tego doprowadzić?

Wspierają się w biznesie
Są lekarzami, nauczycielami, przedsiębiorcami, wykładowcami wyższych uczelni. Rojeski wykłada w USA, Roziewska zaś w Polsce. Są też: kapitan Żeglugi Wielkiej oraz ksiądz. Ten ostatni mieszka we Włoszech. Na razie jeszcze w rodzinnym zjeździe nie uczestniczył, ale deklaruje, iż uczyni to przy najbliższej okazji. Swoją wizytę w Polsce zapowiadają też amerykańscy Roziewscy. Nicolas, który w 2001 r. w rodzinnym języku nie mówił ani słowa, parę lat później z polskim znakomicie dawał już sobie radę.

- Kontakty utrzymujemy nie tylko przy okazji zjazdów - mówi Stanisław Roziewski. - Telefonujemy do siebie, odwiedzamy się. No i się wspieramy. Np. przy rozkręcaniu biznesu w danej miejscowości.

Mieszkający tu członek rodziny pomaga komuś z innego miasta.

Czy zadzierzgnięte na powrót więzy przetrwają próbę czasu?

- Myślę, że tak - odpowiada Stanisław Roziewski. - W naszych zjazdach uczestniczy dużo dzieci i młodzieży. I to nie dlatego, że rodzice im kazali. Staramy się zresztą zapewnić młodym uczestnikom zjazdu szereg atrakcji. Między nimi zawiązują się trwałe znajomości. Umawiają się na wspólne wypady wakacyjne czy na dyskoteki. Wydaje mi się, że znaczna część młodzieży już wie, że Roziewscy, to potęga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna