MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie zabierajcie serc do nieba

Urszula Ludwiczak [email protected]
Danuta Siemion jest po przeszczepie pół roku i jest najlepszym przykładem na to, że dla niej nowa nerka to zupełnie inne, lepsze życie.
Danuta Siemion jest po przeszczepie pół roku i jest najlepszym przykładem na to, że dla niej nowa nerka to zupełnie inne, lepsze życie.
Jeden człowiek może po śmierci uratować nawet kilka innych osób.

Dalicja Szczepańczyk spod Suwałk jest jedną z tych osób, którym przeszczep nerki uratował zdrowie i życie. I to dwukrotnie. Pierwszy przeszczep miała osiem lat temu, drugi w lutym ub.r. Danuta Siemion z Białegostoku nową nerkę dostała pół roku temu. Obie panie cierpiały na skrajną niewydolność nerek, musiały korzystać z uciążliwych dializ.

- Żyjemy dzięki temu, że są ludzie, którzy szanują wolę swoich bliskich, aby ich organy mogły służyć po śmierci innym osobom - mówią.
Takie nowe życie po przeszczepie odkrywa co roku kilka tysięcy Polaków. Przynajmniej o połowę za mało.

Rozpoznaje śmierć mózgu

Chociaż większość Polaków popiera ideę transplantacji, w praktyce, gdy trzeba podjąć decyzję o oddaniu organów syna czy żony dla innej, chorej osoby, bywa to bardzo trudne. Zwłaszcza jeśli zmarły wcześniej nie myślał o śmierci i nie zostawił oświadczenia woli, że w przypadku śmierci, zgadza się na pobranie tkanek i narządów do przeszczepienia.

Orzeczenie śmierci mózgowej powinno być początkiem działań zmierzających do pobrania narządów do transplantacji, o ile nie ma przeciwwskazań medycznych lub prawnych. Jeśli przeciętny obywatel nie wyraził za życia sprzeciwu, co do pobrania jego narządów, w Polsce obowiązuje zasada zgody domniemanej.

- My pytamy rodzinę, czy zmarły nic nie mówił, co sądzi o ratowaniu ludzkiego życia w ten sposób. I chociaż to nie rodzina wyraża zgodę, to gdy jest gwałtowny opór, odstępujemy od pobrania - mówi doc. Wojciech Łebkowski, neurochirurg z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.

Doc. Łebkowski rozpoznaje śmierć mózgu u pacjentów od kilkunastu lat. Jest w szpitalnej komisji orzekającej zgon pacjenta. To od decyzji tej komisji zależy, czy pacjent będzie dalej leczony, czy też zostanie odłączony od aparatury. To doc. Łebkowski informuje rodzinę chorego, że ich bliski umiera. I rozmawia o idei transplantacji, o tym, że organy zmarłej osoby mogą dać nowe życie siedmiu innym chorym. I że zanim do pobrania narządów do transplantacji dojdzie, musi być spełnionych wiele ściśle określonych procedur.

Nie jest to proste zadanie.
- Każda taka rozmowa jest inna, to wyzwanie, często droga przez mękę - przyznaje doc. Łebkowski. - Ale za każdym razem taką rozmowę warto podjąć.
Jak zaznacza neurochirurg, z rodziną trzeba nauczyć się rozmawiać. Język musi być zrozumiały, nienaukowy, przyswajalny. Najbliższym należy wytłumaczyć, co się stało i dlaczego.
Zadanie jest bardzo trudne bowiem rodzina najczęściej jest w stanie szoku psychicznego, i jej członkowie nie mogą uwierzyć, że ktoś nie żyje.

- Taka reakcja jest jak najbardziej typowa bowiem w sytuacjach ekstremalnych podświadomie "odrzucamy" złe informacje - przyznaje doc. Łebkowski. - Nagła śmierć mózgowa zazwyczaj dotyczy ludzi młodych, w pełni sił, człowieka, który jeszcze wczoraj np. grał w tenisa, a jutro miał się np. żenić, a niestety, dzisiaj umiera. Musimy to powiedzieć rodzinie. Prawda w prostych zdaniach wygrywa, mimo szoku, do tych ludzi to dociera. Każdy z nas się broni, nie chce wierzyć w to, co się dzieje, ale to się dzieje. Mówimy, że pacjent nie reaguje na bodźce, nie ma akcji serca, nie oddycha samodzielnie, ale przez respirator, krew przez mózg nie przepływa, że wykonamy testy kliniczne, które to potwierdzą. Że zbierze się komisja, która potwierdzi rozpoznanie.

Gdy umiera mózg...

Z naukowego punktu widzenia, zgodnie z aktualnie obowiązującymi ustaleniami, śmierć człowieka następuje w momencie śmierci mózgu.

- Kiedyś uważało się, że człowiek umiera, gdy przestaje bić jego serce lub ustaje oddech - mówi doc. Łebkowski. - W dzisiejszych czasach ustanie krążenia i oddechu to procesy odwracalne. Oddech można zastąpić maszyną, przywrócić krążenie. Śmierć mózgu jest nieodwracalna, tu nie da się nic zrobić, niczym zastąpić. Do tego mózg to "centrala" sterująca wszystkim. Gdy przestaje działać, dochodzi do kompletnego chaosu w obrębie ustroju, i to widać.

Aby jednak stwierdzić jednoznacznie śmierć mózgu, potrzebne jest spełnienie szeregu ściśle określonych kryteriów, regulowanych w Polsce prawem. Do śmierci mózgu może dojść z przyczyn pierwotnych (choroby, urazy, wypadki, który uszkadzają mózg) i wtórnych (np. uraz któremu towarzyszy obrzęk mózgu i zatrzymanie krążenia w mózgu).

- Gdy do kliniki trafia pacjent w ciężkim stanie, trzeba nie tylko ustalić przyczynę uszkodzenia mózgu, ale też wykluczyć możliwe odwracalne przyczyny uszkodzenia mózgu - zaznacza lekarz. - Musimy wykluczyć, że na stan pacjenta nie wpływają czynniki zewnętrzne, np. że nie jest w stanie hibernacji, bo przeleżał na mrozie 20 godzin. Trzeba wykluczyć, że pacjent dostał leki, które zwiotczają mięśnie czy usypiają. Sprawdzić, czy nie ma zaburzeń metabolicznych i nie jest np. w śpiączce cukrzycowej. W tym celu wykonuje się badania laboratoryjne.

Pacjent ma też wykonywaną diagnostykę obrazową, w tym tomografię głowy. To nie koniec.
- Pacjentowi wykonuje się dwie serie testów klinicznych, które muszą wykazać brak istnienia sześciu odruchów pnia mózgu, które odpowiadają za nasze funkcjonowanie oraz należy wykazać trwały bezdech - wylicza lekarz. - Bada się reakcję pacjenta na bodźce zewnętrzne (oceniane w skali Glasgow), reakcję źrenic na światło (nawet u najbardziej nieprzytomnego światło powoduje ruch źrenic). Sprawdza się, czy nie ma najmniejszej reakcji na ból.

Dopiero przy występowaniu powyższych objawów przez okres dłuższy niż 6 lub 12 godzin (odpowiednio dla pierwotnego i wtórnego uszkodzenia mózgu) i dwukrotnym przeprowadzeniu testów, lekarz ma prawo wysunąć podejrzenie śmierci mózgu. W przypadkach niejednoznacznych przeprowadza się dodatkowe badania instrumentalne np. angiografię mózgową, w celu wykazania braku przepływu krwi w tętnicach wewnątrzczaszkowych. Spełnione muszą być wszystkie kryteria, a wszelkie wątpliwości ostatecznie rozwiane. Dopiero jak się śmierć mózgu potwierdzi i udokumentuje, zaprasza się trzyosobową komisję, która po wnikliwej ponownej analizie przypadku musi jednomyślnie potwierdzić rozpoznanie.

Komisja to trzech specjalistów, w jej składzie musi być anestezjolog, neurolog lub neurochirurg i jako trzeci członek komisji lekarz dowolnej specjalizacji. Najczęściej jest to także anestezjolog, neurolog bądź neurochirurg. Gdy członkowie komisji mają najmniejsze wątpliwości, cały proces rozpoznawania śmierci mózgu zaczyna się od nowa.

Nie ma miejsca na wątpliwości

- Rozpoznanie śmierci mózgu i orzeczenie zgonu pacjenta to zakończenie terapii, wyłączenie aparatury, zatem nie ma tu miejsca na najmniejsze wątpliwości. Tu pewność musi być stuprocentowa - zaznacza doc. Łebkowski. - Z faktami się nie dyskutuje. Wielu lekarzy nie chce rozpoznawać śmierci mózgowej, bo ma takie przekonanie. Ale nie jest to przeciwne żadnym poglądom wyznaniowym. Papież Jan Paweł II w swoich wystąpieniach wielokrotnie podkreślał, że dar narządu jest darem życia, darem miłosierdzia.
Rodzinie osoby, u której mózg przestał żyć, wyjaśnia się, że gdy komisja potwierdzi rozpoznanie śmierci mózgu i zostanie orzeczony zgon, to terapia zostanie zakończona i zostanie odłączony sprzęt podtrzymujący oddech i krążenie.

- I że ten człowiek, może jeszcze uratować kolejne osoby - mówi neurochirurg. - Czasem słyszymy, że nie, bo "tyle się nacierpiał za życia i jeszcze po śmierci?". Czasem jest to "nie, bo nie". Kiedyś takie słowa usłyszałem od rodziny, w której ktoś żyje dzięki przeszczepowi.
Są też takie rodziny, które same mówią, aby pobrać organy, bo za życia syn czy córka mówili, że jakby coś stało, oddadzą narządy.

Dlatego bardzo ważne jest ciągłe przekonywanie ludzi o idei transplantacji.
- Trzeba uświadamiać, że zabieranie narządów do nieba nie jest miłosierdziem - mówi Łebkowski. - I że życie po przeszczepie jest lepsze, niż na dializach lub umieranie w "mękach". To, że nie myślimy na co dzień o śmierci, nie jest dobre. Śmierć istnieje, stoi obok, trzeba o niej myśleć wielokierunkowo, zastanawiać się co potem. Trzeba w tym kierunku działać. I nosić przy sobie oświadczenie woli i poinformować o swojej woli najbliższych - oczywiście jeżeli ktoś jest przekonany do idei transplantacji.

Żyją dzięki innym

Chorych, oczekujących na przeszczep nerki w naszym województwie jest około 100. Tylko w ubiegłym roku przybyło 41 nowych. Ze statystyk wynika, że średni czas oczekiwania w kolejce po nerkę to trzy lata. Ale są osoby, które mają szczęście i dostają nowe życie szybciej. Wszystko zależy od tego, czy znajdą się dawcy.

Białostoccy lekarze pobierają organy do transplantacji, ale przeszczepiają tylko nerki. Od 1989 roku do dzisiaj uratowano w ten sposób życie i zdrowie niemal 500 chorym z niewydolnością tego organu. W tym roku było tu już 13 takich operacji.

- Przy chorobie nerek, transplantacja to przedłużenie i większy komfort życia, tańsza terapia - mówi prof. Marek Gacko, kerownik Kliniki Chorób Naczyń i Transplantacji . - W przypadku serca, wątroby, płuc, alternatywy nie ma.

Danuta Siemion miała wyjątkowe szczęście, bo swojego dawcę znalazła szybko. - Po tym, jak wysiadły mi nerki, dializowałam się 2,5 roku - opowiada. - Od momentu zgłoszenia mnie na listę biorców do Poltransplantu, czekałam na nerkę tylko 4 miesiące. Telefon, że jest nerka zadzwonił do mnie do pracy.

Dawcą była 57- letnia kobieta. Jej druga nerka powędrowała do mężczyzny, który w kolejce czekał aż pięć lat.

Dalicja Szczepańczyk choruje już 23 lata. Na pierwszy przeszczep czekała pięć lat od chwili zgłoszenia. Dawcą był 46-letni mężczyzna. Drugą nerkę po ośmiu latach dostała od ok. 20-30 letniej kobiety. - O swoich dawcach wiem tylko tyle, to niewiele - mówi pani Dalicja. - Po pierwszym przeszczepie myślałam o tym mężczyźnie bardzo dużo, w końcu stwierdziłam, że pomodlę się i zostawię w spokoju. Podobnie przy drugim dawcy. Tej kobiecie nie dało się pomóc, a mi uratowała życie. Jestem wdzięczna rodzinom, które dały mi te ograny swoich bliskich.

Myślę, że oni też czują, że ta cząstka kogoś z ich rodziny żyje, gdzieś chodzi po świecie.
Obie panie po przeszczepie odzyskały zdrowie. Mogą normalnie jeść i pić, wyjechać na kilka dni, korzystać z życia. O chorobie przypomina im tylko konieczność brania leków, które zapobiegają odrzuceniu przeszczepu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna