Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nim umrze, chce zobaczyć córkę

Helena Wysocka [email protected]
sxc.hu
Słyszałam od znajomych, że córka bardzo za mną tęskni - dodaje. - Podobno nie raz prosiła Boga, bym się w końcu odnalazła.

Kobieta złożyła już kilka wniosków do suwalskiego sądu. Chce m.in., by ten przywrócił jej prawa rodzicielskie.

- Każdy popełnia w życiu błędy - przekonuje. - Mój polegał na tym, że w zamian za dostatnie życie porzuciłam kilkuletnią córkę. I tego nie potrafię sobie wybaczyć.

Przegrała proces. Marcin Walczuk, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Suwałkach mówi, że ustalono, iż ojciec właściwie opiekuje się dzieckiem. Nie było więc powodu, by zmieniać wcześniejsze postanowienie. Tym bardziej, że dziewczyna nie chce wiedzieć, co u matki słychać. Tak przynajmniej oświadczyła w sądzie.

Matka tak nie robi

Barbara W. ma 47 lat. Przez lata mieszkała w Suwałkach. Na jednym z tutejszych osiedli, w ciasnym, wynajmowanym mieszkaniu. Trzynaście lat temu związała się z Mirosławem W. Wkrótce urodziła Olę.
- Żyliśmy w konkubinacie, wiodło nam się bardzo źle - opowiada pani Barbara. - Nie pracowałam, partner jest niepełnosprawny.

Wprawdzie otrzymywał rentę, ale ciągle brakowało nam pieniędzy.
Zaczęli zastanawiać się, jak to zmienić. Okazja nadarzyła się osiem lat temu. Suwalski urząd pracy organizował wyjazdy zarobkowe do Hiszpanii. Barbara W. skorzystała z tej oferty. Trafiła do ogrodnika, który posiadał kilka ogromnych szklarni. W domu nie było jej przez kilka miesięcy. Kampania zaczynała się bowiem w październiku, a kończyła w maju.

- Nie chciałam tracić pieniędzy na bilety i nie miałam czasu na wyjazdy do domu - wspomina. - Harowałam od rana do nocy, ale pamiętałam o dziecku. Pisałam listy, telefonowałam, wysyłałam paczki, a także to, co zarobiłam.

Taki układ trwał cztery lata. Kobieta przypuszcza, że prawdopodobnie już wtedy konkubent nie był wobec niej uczciwy. Ale przynajmniej, gdy "wpadała" do domu mogła zobaczyć Olę. Sytuacja zmieniła się trzy lata temu, gdy zachorowała. Przyznaje, że zbyt długo lekceważyła objawy. Sądziła bowiem, że to niegroźna infekcja. W końcu poszła do lekarza i stanęła, jak wryta. Stwierdził bowiem chorobę nowotworową. Orzekł też, że ma szansę na przeżycie, jeśli zgodzi się na operację.
- Nie miałam wyjścia, poszłam pod nóż - opowiada kobieta. - Poddałam się aż trzem zabiegom, jeden po drugim.

W maju 2010 roku wróciła do kraju, z opatrunkami na brzuchu. Twierdzi, że wtedy Mirosław W. nie wpuścił jej do mieszkania. Nie zgodził się też nawet na krótką rozmowę z córką.

- Stałam pod drzwiami i płakałam - mówi. - Myślałam, że może jest pijany, albo ma zły humor. Później dowiedziałam się, że był już z inną kobietą. Potrzebował mnie tylko po to, bym przysyłała mu pieniądze.
Niebawem dowiedziała się, że została pozbawiona praw rodzicielskich. Konkubent wykorzystał fakt, że przez kilka miesięcy leżała w szpitalu i nie dawała znaku życia. Dlaczego taki wniosek złożył? Mirosława W. to pytanie oburza: - Porzuciła córkę, to mało? - denerwuje się. - Matka tak nie robi.
I dodaje, że nawet na czas pierwszej komunii Aleksandry pani Barbara pojawiła się w domu tylko na cztery dni.

- Podobno praca na nią czekała - ironizuje mężczyzna. - Roślinki były ważniejsze od dziecka.
Chce mieć władzęi kontakty
Pani Barbara spędziła w kraju dwa miesiące. W tym czasie m.in. wystąpiła do suwalskiego sądu z prośbą o ustalenie kontaktu z dzieckiem.

- Sędzia stwierdziła, że do czasu zakończenia postępowania nie mam prawa córki nachodzić - opowiada kobieta. - Na wyrok nie mogłam czekać. Po pierwszym posiedzeniu źle się poczułam i wróciłam do Hiszpanii.

Zapewnia, że musiała tak zrobić. Nie stać jej było na leczenie się w polskich, prywatnych gabinetach. A w Hiszpanii jest zameldowana, ma ubezpieczenie.

- Posiadam podpisaną z tamtejszym szpitalem umowę, na mocy której większość leków mam refundowanych - dodaje Barbara W. - To bardzo ważne, ponieważ lekarstwa są drogie. Np. jedno z nich kosztuje aż 500 Euro.

Kobieta leczy się i zarzuca suwalski sąd kolejnymi wnioskami. Prosiła już o przywrócenie władzy rodzicielskiej, o ograniczenie jej ojcu i o wyznaczenie kontaktów.
- Błagałam choć o krótkie spotkanie, o chwilę rozmowy z córką - opowiada. - Sąd nie wyraził zgody, konkubent - też nie. Nie widziałam dziecka od trzech lat.

Próbowała kontaktować się telefonicznie, ale ojciec Oli zmienił jej numer telefonu. Była też w szkole, ale na próżno. Nauczyciele znali sytuację rodzinną Aleksandry i nie wpuścili Barbary W. do placówki.
Kobieta twierdzi, że szukała kontaktu z dzieckiem za pośrednictwem sąsiadów. Też bez efektu. Dowiedziała się tylko, że dziewczynka tęskni, a niedawno, na podwórzu prosiła Boga, by mama się odnalazła. To było tuż po tym, jak ojciec i jego konkubina zrobili dziecku karczemną awanturę.
Sąsiedzi twierdzili też, że Mirosław W. zabraniał Oli bawić się z innymi dziećmi.
- Pewnie nie chce, by opowiadali o mnie - przypuszcza kobieta.

Nie chce widzieć matki?

Mirosław W. nie ma sobie nic do zarzucenia. Podejrzewa, że była konkubina wcale nie jest chora, a dokumentację medyczną przedstawia tylko po to, by usprawiedliwić swoje zachowanie.
- Znam ludzi, którzy po jednej operacji umarli, a ona podobno miała kilka - analizuje. - Według mnie, to powinna leczyć się jeszcze na głowę.

Mężczyzna zapewnia, że córce nie dzieje się krzywda. Ma dach nad głową, obiad i nowe książki.
- Gdyby matka płaciła alimenty, miałaby jeszcze lepiej - dodaje. - Ale wcześniej, czy później, wyegzekwuję te pieniądze. Już wystąpiłem do miejscowej prokuratury, by ścigała dłużniczkę.
Rozmówca przekonuje, że Aleksandra nie chce widzieć swojej matki. Przyznaje, że zmienił córce numer telefonu, ale nie dostrzega w tym żadnego problemu. - Przecież może dzwonić do mnie, prawda? - pyta. - Tyle tylko, że ona nie chce. Nawet o urodzinach dziecka nie pamięta.

Barbara W. zapowiada, że tak łatwo nie odpuści. Będzie składała do sądu wnioski tak długo, aż ten zgodzi się na kontakt z dzieckiem.

- Chcę znać prawdę - przekonuje. - Być może Ola nie chce mnie już znać. Ale muszę usłyszeć to od niej.

Walczy od trzech lat. Z nowotworową chorobą i o córkę. - Nie wiem, ile czasu mi zostało - mówi kobieta. - Ale przed śmiercią chciałabym, choć na chwilę zobaczyć swoje dziecko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna