MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ogień za ogień

Anna Baranowska
Dwa wieki temu nie obchodzono jeszcze Dnia Kobiet, ale 8 marca 1786 roku zapisał się w dziejach Giżycka, zwanego wówczas Lecem dramatyczną manifestacją budzącego się feminizmu.

Kronikarz miejski pod tą datą zapisał: "Lec znowu spotkało nieszczęście w postaci wielkiego pożaru, którego powodem była zła wola pewnej dziewki służącej. Łupem płomieni padło około stu izb mieszkalnych i pomieszczeń gospodarczych". O ofiarach wśród ludzi kronika nie wspomina, ale przy tak wielkim pożarze musiały się przytrafić. Należy pamiętać, że Giżycko liczyło wtedy kilkuset mieszkańców, w miasteczku stało około 200 domów wraz z budynkami gospodarczymi, spłonęła więc połowa miasta.
Podpalaczkę ukarano srogo. Na polu miejskim przy trakcie do Węgorzewa (zwanego wówczas Węgoborkiem) stanął naprędce zbudowany szafot, na którym nieszczęsna kobieta oddała głowę pod topór. To jednak nie wystarczyło rozsierdzonym giżycczanom i w myśl dewizy "kto ogniem wojuje, tego ogień musi pochłonąć" - spalili ciało skazanej na stosie, a prochy rozsypali na okolicznych polach.
Regionalista i wydawca mazurski - Marcin Gerss, który w połowie XIX stulecia spisywał dzieje grodu nad Niegocinem - nieco szerzej rozwodził się nad tym zdarzeniem. Dziewka służebna miała romans z bogatym gospodarzem, u którego pracowała. Najprawdopodobniej zaszła w ciążę, albo po prostu znudziła się mazurskiemu gburowi i została oddalona. Kobieta nie zamierzała jednak potulnie pogodzić się ze swoją krzywdą. Zanim opuściła gospodarstwo byłego kochanka, zostawiła w stodole palącą się łojową świecę, którą wetknęła głęboko w suche siano. Chciała jedynie ukarać niewdzięcznego kochanka, ale silny wiatr przeniósł ogień na inne zabudowania i pożar strawił pół miasta. Nie zdążyła z Giżycka uciec. Trwał jeszcze pożar, kiedy pogoń, skrzyknięta przez wściekłego amanta, dopadła kobietę tuż za rogatkami. Na torturach przyznała się do wszystkiego, włącznie z rzuceniem złego uroku na gospodarza, który w normalnych warunkach byłby przecież wierny swojej ślubnej żonie i ani spojrzał na służebnego kocmołucha.
Trudno dziś zlokalizować miejsce, gdzie odbyła się egzekucja. Trakt w kierunku Węgorzewa biegł wówczas bliżej jeziora Kisajno, w kierunku majątku dworskiego Perkunowo, więc miejsca kaźni nieszczęsnej kobiety należałoby się doszukiwać gdzieś w dzielnicy domków jednorodzinnych - Wilanów.
Poprzez swój czyn i późniejszą kaźń służąca z Leca stała się pierwszą mieszkanką Giżycka, o której wspomina historia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna