Adam miał zaledwie 16 lat. Na dyskotece był ze znajomymi. Nie mieli jak wrócić do domów. Dlatego skorzystali z propozycji podwózki. Adam do domu już nie dojechał.
Wczoraj przed Sądem Okręgowym w Białymstoku ruszył proces Cezarego Marczuka (sąd zezwolił na publikację jego nazwiska i wizerunku), który ich podwoził.
Jechał busem bez prawka
Oskarżony jest m.in. o to, że nieumyślnie sprowadził katastrofę w ruchu lądowym, zagrażającą życiu lub zdrowiu wielu osób. Marczuk kierował busem bez prawa jazdy. Samochód nie miał ważnych badań technicznych i nie nadawał się do przewozu osób. Mimo to, na pace znajdowało się 11 osób. W sumie samochodem podróżowało 14 pasażerów. Możliwe też, że oskarżony był pod wpływem alkoholu. Nagle stracił panowanie nad pojazdem i wjechał do rowu. Bus dachował. W efekcie jeden z pasażerów zginął. Reszta odniosła obrażenia: mniejsze lub większe.
To jeszcze nie wszystko. Oskarżony miał jakoby nakłaniać uczestników zdarzenia do potwierdzenia nieprawdy. Chciał, by powiedzieli, że nie wiedzą, kto kierował pojazdem.
Do zdarzenia doszło w połowie sierpnia ubiegłego roku w gminie Nurzec. Marczuk w sądzie tłumaczył, że do wypadku doszło dlatego, że nagle zgasły mu światła. Przez to nie widział drogi. Twierdził też, że nie jechał szybko.
- Słyszałem głosy z tyłu: Otwieraj, ratunku - wyjaśniał Marczuk. - Jakaś dziewczyna krzyknęła: Boże, Adam! To chyba chodziło o tego chłopaka, co zginął. Widziałem przygniecionych w busie chłopców. Starałem się coś zrobić, przewrócić samochód, ale nic się nie udało.
Po zdarzeniu odszedł z miejsca wypadku. Bał się, bo nie miał prawa jazdy.
- Zaszedłem do domu, zrobiłem herbatę i wziąłem dwie tabletki na uspokojenie - wyjaśniał. - Potem wsiadłem do innego samochodu i pojechałem odwiedzić syna. Chciałem powiedzieć mu, co się stało.
Potem Marczuk wrócił do domu i ukrywał się na strychu. Parę dni po zdarzeniu został zatrzymany. Na rozprawę został doprowadzony z aresztu.
Świadkowie: Jechał szybko
Wczoraj mogliśmy też wysłuchać zeznań świadków, m.in. rodziców zmarłego pasażera busa i uczestników zdarzenia. Niektórzy twierdzili, że kierowca jechał zbyt szybko. Krzyczeli, żeby zwolnić. Inni widzieli, jak jeszcze na dyskotece chodził z piwem.
- Miałem skaleczoną głowę - zeznawał 14-letni chłopak, pasażer busa. - Byłem czymś przygnieciony. Ktoś powiedział, że mój kolega Adam nie żyje. Cały czas płakałem. Wyjść z samochodu pomagali mi strażacy.
Inny ze świadków, 19-latek, o przebiegu zdarzenia mówił tak:
- Już po dachowaniu ktoś kopnął tylne drzwi. Nie chciały się otworzyć. Słychać było piski i płacz. Marczuk po wszystkim powiedział: "Ja spier... Jakby co, to nie wiecie, kto kierował", i oddalił się.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?