Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Papież Jan Paweł II zapukał do ich drzwi. Stanisław Milewski wspomina wizytę Białego Pielgrzyma

Anna Gryza - Aneszko
Anna Gryza - Aneszko
– Czymże to w oczach Boga zasłużyliśmy na tak ogromne wyróżnienie, że Ojciec Święty przekroczył próg naszego domu? Do dziś zadaję to pytanie i nie znajduję odpowiedzi – mówi Stanisław Milewski z Leszczewa na Suwalszczyźnie. W czerwcu, 24 lata temu, to właśnie do jego drzwi zapukał wyjątkowy gość – papież Jan Paweł II

Rodzina Milewskich to bardzo religijni ludzie. Kiedy więc w 1999 r. usłyszeli, że papież Jan Paweł II wybiera się w 7. pielgrzymkę do Polski, a, co więcej, że odprawi mszę świętą w oddalonym o niepełna 70 km Ełku, było jasne, że zrobią wszystko, aby w niej uczestniczyć. 8 czerwca 1999 r. Państwo Milewscy z trójką dzieci, Dawidem, Agnieszką i Krzysztofem pojechali więc specjalnym pociągiem do Ełku, by powitać Białego Pielgrzyma.

– Niestety, nie udało nam się z bliska zobaczyć ojca świętego. Co prawda nasz sektor podczas mszy w Ełku znajdował się na wprost ołtarza, ale my staliśmy zbyt daleko, by cokolwiek dojrzeć – wspomina pan Stanisław.

Po mszy całą rodziną udali się na jedną z głównych ulic miasta, by oczekiwać na przejazd ojca świętego, by chociaż przez sekundę być bliżej niego. Niestety, nie doczekali się, bo musieli zdążyć na pociąg do domu.

– Nasze serca były radosne, ale i smutne zarazem. Rosło w nas poczucie niedosytu, bo byliśmy przekonani, że już nigdy nie spotkamy i nie zobaczymy na żywo ojca świętego – wyznaje głowa rodziny.

Gość w domu, to Bóg w domu

Po mszy w Ełku, o godz. 15.44, papieski helikopter odleciał w kierunku Wigier. Tego samego dnia o godz. 19 Jan Paweł II wyruszył na pokładzie „Trytona” na półtoragodzinną wycieczkę po jeziorze Wigry.

– Cieszyliśmy się, że papież będzie odpoczywał na naszej pięknej ziemi, w pokamedulskim klasztorze. Pytaliśmy nawet naszego księdza proboszcza, czy my, parafianie, będziemy mogli spotkać się z ojciec świętym w wigierskim kościele, ale nie było to możliwe, bo papież w Wigrach miał spędzić dzień swojego odpoczynku i wytchnienia z dala od ludzi, tłumów i pielgrzymkowego natłoku wydarzeń - opowiada Milewski.

Następnego dnia rodzinę Milewskich czekała ogromna niespodzianka. Ojciec święty jeszcze przed przyjazdem do Polski zapowiedział, że w swojej ojczyźnie chciałby spotkać się z jakąś rodziną rolników. Przedstawiono mu listę pięciu domostw, a on sam wybrał spośród nich wielodzietną rodzinę Milewskich, mieszkającą w skromnym domu w Leszczewie (gm. Suwałki).

– 9 czerwca wstaliśmy jak każdego dnia, około godziny 5 rano – wspomina Stanisław Milewski. – Ciągle jeszcze żyliśmy wydarzeniami poprzedniego dnia i pobytem w Ełku. Krzątając się po gospodarstwie pomyślałem o ojcu świętym, który ciągle był przecież tak blisko nas – w Wigrach „Odpoczywaj ojcze i nabierz sił”– pomyślałem – opowiada Milewski. – Było jeszcze rano i w pewnym momencie zobaczyłem, że wchodzi do nas nasz ksiądz proboszcz Zygmunt Bialuk...

Ksiądz zapytał gospodarza, czy rodzina chce mieć gości. Stanisław odpowiedział twierdząco, bo przecież „gość w domu, to Bóg w domu”.

– Chcą was odwiedzić księża biskupi i jakiś kardynał z Watykanu. Dobrze by było, aby wszystkie dzieci były w domu – prosił proboszcz. – Goście będą już po śniadaniu, więc nic nie szykujcie. Przyjadą około godziny 9.30 - zapowiedział i odjechał.

Milewski do domu wracał jak na skrzydłach. Przekazał żonie to, co usłyszał od proboszcza. I słowem wyjaśnienia, a właściwie domysłu dodał:

– Przecież dziś ojciec święty odpoczywa w Wigrach, więc zapewne księża biskupi, by mu nie przeszkadzać, chcą sobie jakoś ten dzień zorganizować. Pewnie postanowili wyruszyć szlakiem domów powołaniowych...

Taka myśl przyszła gospodarzowi do głowy, bo już kilka dni wcześniej biskup wizytował domy powołaniowe, czyli takie, w których wychowywały się siostry zakonne. A rodzona siostra żony pana Stanisława – Wioletta Pietrewicz – wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus.

Niemożliwe stało się możliwe

Milewscy w pośpiechu zabrali się za ogarnianie domu i obejścia. Jakież było ich zdumienie, gdy po chwili na ich posesję przyjechał policyjny samochód. Wysiadło z niego kilku funkcjonariuszy w cywilu i zaczęli rozmowę z seniorką rodu, panią Zofią – teściową pana Stanisława, a po chwili dołączył do nich i sam gospodarz. Babcia Zofia odwróciła się do niego i napomknęła z uśmiechem, że być może zapowiadanym gościem będzie... papież.

– Co też babcia wygaduje?! – żachnął się Milewski z niedowierzaniem – Przecież ojciec święty nigdy nikogo nie odwiedzał, więc to niemożliwe.

Jednak po chwili zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Na ich podwórko zajechały dwa kolejne policyjne samochody.

– Czy możemy sprawdzić państwa dom i czy można zamknąć gdzieś psy? - zapytali funkcjonariusze.

W tym momencie panu Stanisławowi przyszło do głowy, że jednak babcia może mieć rację, bo jakby mieli odwiedzić ich tylko zwykli biskupi, to policjanci zapewne nie robiliby aż takiego zamieszania.

– Po kilkunastu minutach stanąłem na ganku domu i zauważyłem jadącą kolumnę samochodów – wspomina pan Stanisław. – Na dachach niektórych z nich były zamontowane migające światła. Od razu poczułem, że wiozą kogoś ważnego... – wspomina wzruszony. – Niemożliwe stało się możliwe. To sam ojciec święty postanowił nas odwiedzić! Serce z radości mocno mi zabiło.

Na drodze przy ich podwórku zatrzymało się kilka samochodów i z jednego z nich wyłoniła się charakterystyczna, na biało ubrana sylwetka... Na moment jakby wszystko zamarło. Milewscy z niedowierzaniem patrzyli, jak papież Jan Paweł II stąpa po ich gospodarstwie.

– Ojcze święty, witamy cię. Jaki to dla nas zaszczyt – powiedział wzruszony gospodarz. Po chwili jeden z księży szepnął mu do ucha: „Nie płaczcie”.

Milewscy uklękli przed papieżem. Tego szczęścia dostąpiła seniorka rodu pani Zofia, małżeństwo Milewskich oraz ich piątka dzieci. Wszyscy po kolei ucałowali dłoń ojca świętego, po czym razem weszli do domu. W środku każdy członek rodziny został przedstawiona papieżowi.

– Ta niezwykła chwila zmieniła całe nasze życie – mówi wzruszony pan Stanisław. – Papież wszedł do naszego skromnego domu, usiadł na krześle w naszym pokoju gościnnym, rozmawiał z nami jak z bliskimi – wspomina.

Rozmowę z głową kościoła pamięta doskonale.

– Takiej rozmowy nie zapomina się do końca życia. Papież zapytał, jak nam się tu żyje. To pytanie – takie proste, serdeczne, jak od przyjaciela – chwyciło nas za serce. W głowie miałem natłok myśli, ale odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że ciężko, bo nasza rolnicza praca jest niedoceniana i niewiele warta. Trudno cokolwiek sprzedać – relacjonuje mężczyzna.

I dodaje, że chciał dopuścić do głosu także żonę i teściową, ale te ze wzruszenia nie mogły wydusić z siebie słowa. A ksiądz biskup stojący z boku podpowiedział Milewskiemu, żeby opowiadał papieżowi, co sieja i jakie zwierzęta trzymają w gospodarstwie.

– Nasze gospodarstwo jest takie zwykłe, rodzinne. Chowamy dwie krówki, kilka cieląt, trochę świnek. Jak mleka zostaje, sprzedajemy do mleczarni. Mamy też konia i drób - opowiadał papieżowi rolnik.

Cała rozmowa trwała około 15 minut.

– Bardzo często nasze oczy i spojrzenia się spotykały. Do końca życia nie zapomnę blasku tych oczu, z których płynął spokój, dobroć i wyciszenie - wspomina ze łzami w oczach rolnik z Suwalszczyzny.

Papież wręczył domownikom różańce, pobłogosławił i wyruszył w dalszą drogę. Z Leszczewa udał się – przez Suwałki, Sobolewo, Krusznik, Tobołowo i Danowskie – do Augustowa, by pływać po tamtejszych jeziorach i odwiedzić proboszcza w Studzienicznej. Rejs zakończył o godz. 18.10 na śluzie Gorczyca, a później ojciec święty wrócił samochodem do klasztoru w Wigrach.

Z wizytą w Watykanie

Od tego pamiętnego spotkania mijają 24 lata, ale rodzina Milewskich wciąż żyje wydarzeniami tamtego czerwcowego dnia.

– Po kilku miesiącach dotarły do nas wieści z samego Watykanu, że przejazd naszą wiejską drogą i pobyt w zwykłym, polskim domu sprawił ojcu świętemu ogromną radość - dodaje pan Stanisław.

I przyznaje, że marzył, by jeszcze choć raz w życiu zobaczyć papieża. Udało się. W 2000 roku, dzięki tygodnikowi „Przewodnik katolicki” Milewscy wraz z córką Agnieszką odwiedzili Stolicę Apostolską i Jana Pawła II.

– Na audiencji było tysiące wiernych, ale nas wezwano i mogliśmy podejść do papieża. Zakazano nam cokolwiek mu podawać i mówić. Jednak nie wytrzymałem i powiedziałem: „Ojcze święty, ziemia wigierska pozdrawia cię”, a on w tym momencie się ożywił, z jego twarzy zniknęło widoczne wcześniej zmęczenie, w oczach pojawił się błysk, uniósł się i odpowiedział: „Pamiętam, pamiętam. Pływałem tam, was odwiedziłem, a tu jest wasza córka” – wspomina drżącym głosem gospodarz z Leszczewa. – Jeszcze na lewe ramię położył mi dłoń, ucałowaliśmy ją i już służby porządkowe były przy nas. Ten dotyk czuję do dzisiaj - dodaje.

W swoim domu przyjęli tysiące pielgrzymów

Dzień 9 czerwca 1999 roku zmienił na zawsze życie rodziny Milewskich. Wcześniej było spokojne i ciche, a tego dnia usłyszał o nich cały świat. Milewscy nie są jedynymi ludźmi na świecie, których progi przekroczył ojciec święty. Jan Paweł II odwiedził też kiedyś w Rzymie jednego z włoskich dziennikarzy, a w czasie pielgrzymki do Afryki – przejeżdżając obok wioski – kazał zatrzymać samochód i wszedł do chaty zamieszkanej przez czarnoskórą rodzinę. Natomiast Milewscy są jedyną polską rodziną, która dostąpiła takiego zaszczytu, jakim była niespodziewana wizyta ojca świętego.

- Chcielibyśmy żyć dalej tak cicho i spokojnie, jak wcześniej, kiedy świat o nas nie słyszał. Ale z woli Boga wciągnięci zostaliśmy w historię papieża Polaka i mamy dawać świadectwo o Janie Pawle II i jego pontyfikacie – mówi gospodarz.

W swoim domu Milewscy od 1999 r. przyjęli już tysiące pielgrzymów, którym przekazują swoje świadectwo wiary i opowiadają o tym wyjątkowym dniu.

– Modlimy się też za Jana Pawła II i potępiamy słowa ludzi godzące w jego dobre imię. Modlimy się też za nich, żeby się opamiętali. Gdyby ci ludzie poznali papieża, tak jak my, nigdy złego słowa nie powiedzieliby na jego temat. Tego dobra, jakie ojciec święty wniósł w nasze życie, nie da się opisać. Umocnił naszą wiarę i do końca życia będziemy w sercu nieść ten niezwykły dar jakim była jego obecność – pan Stanisław kończy ze łzami w oczach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna