MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Kuryło wrócił z rajdu rowerowego z Lizbony do Władywostoku

tom
– Im ciężej, tym lepiej – mówi Piotr Kuryło. – Intensywny deszcz nie jest dla mnie żadną przeszkodą. Po prostu wsiadam na rower i jadę.
– Im ciężej, tym lepiej – mówi Piotr Kuryło. – Intensywny deszcz nie jest dla mnie żadną przeszkodą. Po prostu wsiadam na rower i jadę. T. Kubaszewski
Dziennie przejeżdżał 200 km. Już myśli o nowej wyprawie.

To był pewnie najłatwiejszy z moich wyczynów - mówi skromnie Piotr Kuryło. - Jazda rowerem nie jest aż takim wysiłkiem, jak bieganie, a szczególnie przemierzanie rzeki pod prąd.

W sobotę Kuryło, mieszkaniec Pruski Wielkiej, na augustowskim Rynku Zygmunta Augusta zakończył oficjalnie swój rajd rowerowy z Lizbony do Władywostoku. Naprawdę, jak informowaliśmy, zsiadł z roweru na początku września. Z Władywostoku wracał do Polski pociągiem.

"Rajd dla pokoju" zaczął 1 czerwca. Dla prezydenta Rosji Władimira Putina wiózł specjalny prezent - swoją książką opisującą bieg dookoła świata oraz kielnię z napisem "Mir".
- Putin może zrobić dla pokoju więcej niż jakikolwiek inny przywódca - tłumaczył.
Ostatecznie jednak z prezydentem Rosji nie udało mu się spotkać. Kielnię i książkę zostawił w jego kancelarii.

Przejechał w sumie 15070 km. Trasa wiodła przez Portugalię, Hiszpanię, Francję, Belgię, Niemcy, Polskę i Rosję.

- Ciężko jechało się przez Pireneje - opowiada. - Tam były bardzo ostre podjazdy. Najgorzej było jednak w Rosji.

Bo w azjatyckiej części tego kraju też są spore góry. W dodatku - trzeba było jeździć drogami, które akurat są w remoncie. - Jak nie padało, to jechałem w tumanach kurzu - opowiada. - A jak padało, na drodze robiło się błoto. I też ciężko było jechać. Ale dla mnie, im ciężej, tym lepiej.
Dziennie pokonywał nawet 200 kilometrów. Spał w namiocie, jadł to, co sobie kupił.
- Specjalnie wybredny nie jestem, więc chleb z dżemem w zupełności mi wystarczają - opowiada.

Jak mówi, jego organizm wysiłek zniósł bardzo dobrze. Gorzej było ze sprzętem. Rower psuł się wiele razy. Nie wytrzymywał szczególnie ostrych podjazdów. Raz cały rajd stanął pod znakiem zapytania. Bo urwał się gwint na tylnej osi. Kuryło nasączył kawałek szmatki w oleju i docisnął nakrętkę. Wiele kilometrów dało się na tym przyjechać.

Wielkim zaskoczeniem okazało się przywitanie we Władywostoku. Władze miasta, media, sporo mieszkańców.

- Rosjanie są bardzo miłym narodem, jak tylko będę miał okazję, to do tego kraju wrócę - mówi.
Piotr Kuryło, który przebiegł już świat dookoła i przepłynął Wisłę pod prąd, myśli o kolejnej wyprawie.

- Choć rodzina mówi, że nigdzie mnie już nie puszczą, nie wiem, co przyjdzie mi do głowy wiosną - przyznaje. - Czuję, że będzie mnie nosiło i coś tam znowu wymyślę.
Więcej o rajdzie rowerowym Piotra Kuryły napiszemy w najbliższym wydaniu magazynowym naszej gazety.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna