Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Tomasik: Nie można sobie odmawiać marzeń

Tomasz Bochenek [email protected]
Piotr Tomasik rozegrał w barwach Jagiellonii już 13 meczów
Piotr Tomasik rozegrał w barwach Jagiellonii już 13 meczów Paweł Relikowski
Wychowanek Hutnika Kraków, obecnie piłkarz Jagiellonii Białystok, opowiada o swojej drodze do ekstraklasy.

Dorastał Pan na nowohuckim osiedlu Dywizjonu 303, tym samym co Michał Pazdan. Znaliście się od dziecka, od „podstawówki”?

Nie. Od gimnazjum, chodziliśmy do tego samego.

W Hutniku kiedy na siebie wpadliście?

Nie pamiętam. Ja trenowałem ze starszą grupą, był też w niej mój brat, Tomek. Michał trenował w swoim roczniku... Żeby było jasne: trenowałem ze starszymi nie dlatego, że był tam brat, tylko trenerzy uznawali, że daję sobie radę.

U kogo Pan zaczynał?

U trenera Dudy, który wykłada teraz na AWF. Potem trenerzy się zmieniali.

W juniorach młodszych prowadził Pana Paweł Szcześniewski. Pracował z młodzieżą w Hutniku przez 20 lat, przewinęła się przez jego ręce masa zawodników. Pytany o Pana powiedział, że zdolniejszym piłkarzem, też lewym pomocnikiem, był kilka lat starszy Piotr Madejski. Ale Pan był podobno osobą, która wykazała się wytrwałością w dążeniu do celu. To prawda?

Tak było. Zawsze jak coś sobie postawiłem za cel, to realizowałem. Małymi krokami, ale dochodziłem do tego celu. Niektórzy chłopacy z tamtej drużyny - Daniel Jarosz, Radek Chrząszcz, Krzysiek Świątek - mieli większe umiejętności, oni się wyróżniali. Ja byłem może malutki krok za nimi, ale dążyłem do tego, co chciałem, czyli do gry w ekstraklasie. Chłopakom, którzy wtedy się wyróżniali droga potoczyła się inaczej, może po prostu nie wykorzystali do końca swojego potencjału, talentu.

Trener Szcześniewski mówił, ze dla Pana istotnym wydarzeniem była śmierć taty. Jego zdaniem, wpłynęła na to, że musiał Pan nagle dorosnąć, wziąć na siebie odpowiedzialność, co oznaczało totalne zaangażowanie się w piłkę.

Hmm, trudno teraz powiedzieć, wrócić do tamtego czasu. Na pewno wiadomość spadła jak grom z jasnego nieba (podczas obozu juniorów Hutnika w Chybiu - przyp.). Czy miało to wpływ na mój rozwój? Pewnie trochę tak. Tak się mówi... Chciałem pokazać tacie, który patrzy z góry, że dalej idę drogą, którą on mi obrał, że to droga słuszna.

W ekstraklasie gra teraz trzech krakowian urodzonych w 1987 roku: Pan, Pazdan i Krzysztof Mączyński. Pamięta Pan rywalizację trampkarską, juniorską, z pomocnikiem Wisły?

Oczywiście, że tak. Derbowa rywalizacja z Wisłą była czymś najważniejszym. Do dziś pamiętam, że kiedy mecze były w środę, to nawet do szkoły nie szedłem. W takich sytuacjach mecz był świętością. Był bardzo ważny dla mnie, dla klubu, w stu procentach się na niego mobilizowałem. Rodzice przymykali tego dnia oko, bo ja nigdy nie wagarowałem.

Wrócę do Mączyńskiego. A raczej zapytam: czy wtedy, gdy mieliście naście lat, wyróżniały się te osoby, które potem zrobiły kariery?

Oczywiście, było widać, że w Krzyśku jest potencjał, ale wydaje mi się, że z nim było podobnie jak ze mną. W tamtych czasach wyróżniali się inni. Krzysiek naprawdę ciężką pracą zaszedł daleko - był za granicą, teraz jest podstawowym zawodnikiem reprezentacji Polski. Na pewno jego kariera potoczyła się jeszcze lepiej niż moja, gra w kadrze to coś pięknego. Ale nie można sobie odmawiać marzeń, może mi też kiedyś będzie dane? Zobaczymy, trzeba się dobrze prezentować.

Kiedy przyszedł moment, kiedy pomyślał Pan, że granie w piłkę będzie dla Pana zawodem przez duże z?

Tak jak mówię - zawsze marzyłem o tym, żeby grać w ekstraklasie. Krok po kroczku do tego szedłem i nigdy nie wątpiłem, że tak się stanie. Tak jak podkreślają trenerzy: pracą, zaangażowaniem w treningach do tego doszedłem. Nikt mi w życiu nie pomógł, nikt nie dał nic za darmo. Wszystko, co osiągnąłem, to dzięki mojemu charakterowi, ambicji. Chociaż... Był moment, kiedy w Polonii Bytom zabroniono mi grać nawet w Młodej Ekstraklasie. Wtedy z pomocą przyszedł mi Krzysiek Przytuła. Był trenerem Hutnika, trenowałem z tą drużyną. Nie pamiętam jak to było, czy to ja do niego zagadałem, że szukam klubu. Sam się tym nie zajął, bo podejmował pracę w Canal+, ale przekazał mnie Konradowi Gołosiowi. Konrad zaprowadził mnie do Floty Świnoujście i od tego momentu już się to potoczyło. Tamta historia to był jedyny zakręt w mojej karierze. Mama się martwiła - co to teraz będzie, skoro nie mam klubu - ale ja wiedziałem, że klub znajdę, bo wiem, że jestem dobrym zawodnikiem, że sobie poradzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna