Właśnie się ożenił, w domu trwa remont, roboty tyle, że jest w co ręce włożyć od rana do nocy, a i w nocy byłoby co robić. A jednak Czesław znajduje czas, by opowiedzieć o swojej pasji. Jest piwowarem - prawie że profesjonalnym, tyle że domowym. Warzy piwo na użytek własny i znajomych.
Na stole lądują butelki. Chwilę później w szklankach pieni się pyszne piwo. Belgijski Witbier Blanche de Bruges, Pszeniczne Le Cvass. Ciemne, jasne, zwykłe jęczmienne i pszeniczne. Na własnoręcznie robionych nalepkach dumna nazwa: Browar Wyłudki.
W piwnicy fermentuje Koelsh - to bardzo jasne, lekkie piwo z delikatną goryczką. Obok stoi Grodzisz - polskie piwo, które jeszcze w latach 90-tych produkowane było w normalnym, dużym browarze, a teraz żyje tylko dzięki domowym browarnikom. To lekkie piwo na słodzie jęczmiennym i pszenicznym wędzonym, które nadaje mu bardzo specyficzny smak. Wsypialni, obok starego, brązowego kredensu wypełnionego utensyliami niezbędnymi do warzenia, fermentuje Tripel, czyli piwo klasztorne. To tzw. burzliwa fermentacja. Słychać ją w całym pokoju. Za kilka dni przyjdzie czas na cichą, spokojniejszą.
Wystarczy gar i łycha - na początek
W kredensie worek kapsli, różne rodzaje słodów, w tym czekoladowy (z palonego jęczmienia). Na szafie króluje kapslownica i wiadra, konieczne do przefiltrowania brzeczki (czyli piwa przed fermentacją). W piwnicy kilkadziesiąt skrzynek wypełnionych butelkami.
- Domowym wyrobem piwa zainteresowałem się niedawno, bo dwa lata temu. Szczerze mówiąc, zupełnie przez przypadek - opowiada Czesław Dziełak, na co dzień nauczyciel, a po pracy - browarnik z Wyłudek pod Korycinem. O swoich piwach i o sobie mówi z dużą dozą skromności. Nie zachwala napoju, raczej krytycznie patrzy na każdą warkę, którą uwarzy. A przecież mimo krótkiego stażu w tej dziedzinie jego piwo "Wyłudzkie Pełne" wygrało tegoroczny, siódmy już Konkurs Piw Domowych w
Żywcu, w kategorii pilzner bohemski.
- Tego zupełnie się nie spodziewałem. Gdybym coś podejrzewał, pojechałbym do tego Żywca. A tak tylko piwo do nich pocztą wysłałem - uśmiecha się.
A wszystko zaczęło się dwa lata temu. Wyjątkowo się nudził. Siedział więc przed komputerem i wyszukiwał rozmaitych ciekawostek w internecie. Wtedy natknął się na stronę o domowym warzeniu piwa.
- Postanowiłem spróbować, tym bardziej że na początek nie trzeba mieć jakiegoś specjalnego sprzętu. Wystarczy gar, łycha i butelki, do tego gotowe ekstrakty słodowe w puszkach.
Pierwsze było "bez ciała"
Pierwsze piwo wyszło, jak mówi Czesław, pijalne: - Ale nie miało ciała. Bo żeby piwo naprawdę było dobre, musi mieć głębię, niuanse smakowe, rozwijać się w trakcie picia. A te moje pierwsze było właśnie bez głębi.
Może dlatego że zrobił je z gotowych ekstraktów? Wyspecjalizowani browarnicy warzą piwo ze słodów. To bardziej skomplikowane, ale wtedy można mieć znacznie większy wpływ na smak napoju. Wolę robić w ten sposób - zdecydował Czesław.
W marcu 2008 r. uwarzył to swoje pierwsze piwo. Przez kolejne miesiące czytał literaturę dotyczącą tego tematu, kompletował sprzęt. W końcu w lipcu uwarzył trzy warki i jeszcze jedną w sierpniu. Od roku zaś, a właściwie od listopada 2008, regularnie warzy cztery-pięć warek miesięcznie.
- Rodzina pewnie zadowolona, że ma pyszne piwo w domu - pytam.
- Rodzina? Ojciec piwa nie pije, matka też nie. Żona pije, lubi moje piwo. Tylko nie lubi bałaganu w kuchni, który przy nim robię. Moja matka też na to narzeka - śmieje się Czesław.
Chmielenie i śrutowanie
A mimo wszystko ciągle wymyśla, jakiego piwa tym razem by się napił i próbuje je uwarzyć. Ciemne, jasne, klasztorne, pszeniczne.
- To dla mnie sposób na spróbowanie piw, na które nigdy nie byłoby mnie stać, które są poza moim zasięgiem - wyjaśnia.
Przed każdą warką czyta, szuka najlepszych smaków. O procesie warzenia wie już chyba wszystko. Bez zająknięcia wymienia poszczególne jego etapy: śrutowanie słodu, gotowanie wody, zacieranie w określonej temperaturze, filtrowanie, chmielenie chmielowymi szyszkami w muślinowych woreczkach, schładzanie, natlenianie, fermentacja burzliwa i cicha, dekantacja i wreszcie rozlewanie do butelek.
Na koniec leżakowanie - czasem i po dziewięć miesięcy, jak w przypadku portera czy koźlaka.
- To tylko tak skomplikowanie brzmi, bo naprawdę nie jest wcale takie trudne - zapewnia.
Jutro znowu zacznie warzenie. Już sobie wszystko zaplanował. Jakie to będzie piwo? Tego nie zdradzi. Raczej ciemne, na pewno przepyszne. Bo z Browaru Wyłudki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?