Pociągi uratowane w ostatniej chwili

Władze PKP zaprzeczają, że uległy presji związkowców, którzy w obronie pociągów w poniedziałek zamierzali rozpocząć akcję protestacyjną. Nie przyznają się też, że zmieniły zdanie po interwencji Jarosława Zielińskiego, posła PiS.Faktem jest, że decyzję o pozostawieniu pociągów podjęto w środę późnym wieczorem.
- Rzeczywiście, temat wycofania z trasy dwóch par pociągów z Suwałk do Białegostoku i z Suwałk do Warszawy był aktualny do środy wieczorem - mówi Robert Nowakowski, dyrektor Podlaskiego Zakładu Przewozów Regionalnych w Białymstoku. - Ale sprawy już nie ma. Władze mojej spółki wzięły pod uwagę fakt, iż Urząd Marszałkowski w piątek podpisze umowę o zakupie dwóch szynobusów.Prawdopodobnie już we wrześniu zaczną one obsługiwać trasę Suwałki-Białystok, co przyczyni się do zmniejszenia deficytu w przewozach osobowych.
W skali roku w regionie różnica pomiędzy kosztami obsługi osobówek, a tym co dopłaca PKP Urząd Marszałkowski, wynosi dziewięć milionów złotych. Tylko na jednej linii Suwałki-Białystok PKP rocznie traci 900 tysięcy złotych. Dlaczego?
- Bo obsługuje ją klasyczny tabor wagonowy i lokomotywy spalinowe, czyli najdroższe dziś w eksploatacji - tłumaczy dyrektor Nowakowski. - Zastąpienie ich szynobusami to szansa na pozostawienie tych pociągów w rozkładzie jazdy. Dlatego więc zostają.
Zdaniem związkowców z PKP, wycofanie pociągów odczuliby nie tylko podróżni, ale i pracownicy z Suwałk. Nikt bowiem nie wierzył w zapewnienia dyrekcji, że likwidacja połączeń nie pociągnęłaby za sobą redukcji etatów. To wcześniej czy później musiałoby nastąpić.